Wielkich walk nie zabraknie. Największą może być starcie Deontaya Wildera z Anthonym Joshuą i rewanż Giennadija Gołowkina z Saulem Alvarezem.

Najpierw jednak Wilder musi pokonać 3 marca na Brooklynie Kubańczyka Luisa Ortiza, a Joshua w Cardiff, pod koniec tego samego miesiąca, Nowozelandczyka Josepha Parkera. W puli tych pojedynków będą wszystkie mistrzowskie pasy wagi ciężkiej.

Nas, co zrozumiałe, najbardziej interesuje przyszłość polskich pięściarzy. Ciekawe, jak poradzi sobie już 20 stycznia Adam Kownacki, który w USA (Barclays Center) zmierzy się z Gruzinem Iago Kiładze, jakie będą dalsze losy Izu Ugonoha, Mariusza Wacha, czy Artur Szpilka jeszcze się podniesie, jak będzie wyglądał finisz pięknej kariery Tomasza Adamka, czy Andrzej Fonfara poradzi sobie w wyższej (junior ciężka) kategorii, na co jeszcze stać byłego mistrza Europy Mateusza Masternaka.

Od września 2016 roku nie mamy żadnego mistrza świata, ostatnim był Krzysztof Głowacki, który stracił tytuł w walce z Usykiem. Wypada mieć nadzieję, że Polak nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Jeśli nie zmogą go kontuzje, jest w stanie wrócić na szczyt. Tak samo jak może go zdobyć Maciej Sulęcki (junior średnia). Najpierw jednak musi wygrać z groźnym Vanesem Martirosjanem – Ormianinem mieszkającym od czwartego roku życia w Kalifornii.

Pełna treść artykułu w "Rzeczpospolitej" >>