Prawnicy Saula Alvareza (53-1-2, 36 KO) złożyli w sądzie federalnym w Kalifornii pozew przeciwko grupie Golden Boy Promotions i platformie DAZN. Meksykanin twierdzi, że jego biznesowi partnerzy utrudniają mu powrót na ring oraz ocenia swoje straty na co najmniej 280 mln dolarów.

"Canelo" pozywa między innymi za naruszenie umowy, umyślną ingerencję w umowę, niedbałą ingerencję w umowę, oszustwo i naruszenie obowiązków powierniczych związanych z pięcioletnią umową na 11 walk wartą 365 milionów dolarów. Kontrakt Alvareza z DAZN został podpisany w październiku 2018 roku.

Poza szkodami, których Alvarez sam doznał, pięściarz domaga się od DAZN pokrycia honorariów jego prawników, kosztów procesu i orzeczenia sądowego, że jest uprawniony do udziału w walkach organizowanych i promowanych przez podmioty inne niż Golden Boy Promotions i transmitowanych przez podmioty inne niż DAZN. To oznacza, że "Canelo" miałby się stać wolnym agentem z otwartą drogą do uczestniczania w galach organizowanych m.in. przez Top Rank oraz Premier Boxing Champions.

Saul Alvarez ostatni raz boksował w listopadzie ubiegłego roku. Kontrakt pięściarza z DAZN zakłada, że 30-latek będzie toczył dwie walki rocznie i za każdą z nich otrzyma minimum 35 mln dolarów. W ostatnich tygodniach DAZN próbowało wynegocjować obniżkę tego wynagrodzenia. Meksykanin oskarża platformę o to, że nie była gotowa na organizację jego walki, pomimo wysokiej sportowej formy pięściarza oraz zbyt mocno ingerowała w dobór jego rywali, których nazwiska miały być ustalane na zasadzie porozumienia pomiędzy DAZN, zawodnikiem i Golden Boy Promotions.

Obiektem ataków pięściarza stał się również Oscar De La Hoya, który według Meksykanina miał obiecać DAZN, że w 2019 roku dojdzie do trzeciej walki Alvareza z Gienadijem Gołowkinem. Zdaniem pozywającego, De La Hoya, nie miał ku temu uprawnień. Już od kilku tygodni pojawiały się spekulacje, że "Canelo" nie wróci w tym roku na ring. Teraz wydaje się, że taki scenariusz jest już bardzo prawdopodobny.