Artur Szpilka (10-0, 8 KO), który w sobotę znokautował w pierwszej rundzie Terrance'a Marbrę, chciałby w swoim kolejnym występie skrzyżować rękawice z wczorajsza ofiarą Tomasza Adamka - Nagy Aguilerą (17-7, 12 KO).
- To byłby dla mnie najlepszy zawodnik, żeby coś pokazać. Tomek męczył się z nim dziesięć rund, co prawda do jednej bramki, ale były takie chwile, że niepotrzebnie przyjął prawy, jeden, drugi. Nie były to ciosy mocne, ale były widoczne - ocenił "Szpila", który śledził z trybun sobotnią potyczkę "Górala" z zawodnikiem z Dominikany.
Sonda: Czy "Szpila" znokautowałby Nagy Aguilerę? >>
- To byłby zawodnik, z którym mógłbym pokazać coś więcej niż jeden cios, bo było widać, że był odporny. Jednak wydaje mi się, że bym go w końcu przycelował - dodał Artur Szpilka.
>
Król wagi ciężkie Władimir Kliczko skończył dziś 36 lat. Urodziny "Dr Stalowy Młot" świętował oczywiście w towarzystwie starszego brata - Witalija.
>
Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z Karoliną Owczarz (4-0, 1 KO), która wczoraj w Oświęcimiu po zaciętej walce pokonała jednogłośnie na punkty Irene Gambrah (1-1, 0 KO).
http://www.youtube.com/watch?v=r5rlcQL-FVw
> Add a comment>
W Niemczech boks był już wówczas popularny. Oczywiście - boks zawodowy, bo tylko o nim warto poważnie mówić. Pięściarz- amator pozostanie sztubakiem, który marzy o otrzymaniu patentu na dojrzałość zawodową. Boks miał publiczność, miał zwolenników, ale brakowało mu jeszcze wysokiego poparcia.
Adolf Hitler dopiero rok później pisał w drugim tomie książki, która stała się ewangelią nowych Niemiec: - Nie można zapomnieć o sporcie - pisał Adolf Hitler w więziennej celi w Landsbergu - który w oczach wielu rodaków uchodził za chamski i poniżający godność człowieka, o boksie. Wierzyć się po prostu nie chce, ile fałszywych wyobrażeń krąży w "kulturalnych" sferach na ten temat. Jeśli młody mężczyzna uczy się fechtunku i przy tym oberwie, wszystko jest w porządku i honorowi staje się zadość, ale jeśli weźmie się do pięściarstwa - to od razu staje się chamem? Dlaczego? Przecież nie ma żadnego innego sportu, który by tak wszechstronnie rozwijał ducha bojowego, wymagał błyskawicznej decyzji i przekuwał mięśnie w żelazo. Szermierka na pięści dwóch młodych ludzi nie jest ani o grosz bardziej grubiańska od szermierki wyostrzonym kawałkiem żelaza. Nie jest również bynajmniej zaszczytna ucieczka przed napastnikiem i pokrzykiwanie na policjanta, niż obrona własną pięścią.
Ale - powtarzamy - to było jeszcze na rok przed napisaniem tego zdania, na dziewięć lat przed objęciem władzy przez autora "Mein Kampf" i na dziesięć lat przed wprowadzeniem pięściarstwa do wojska, policji i szkół wyższych jako przedmiotu obowiązkowego. Góra społeczna wydymała z niesmakiem usta, kiedy doły wpadły już w boks po uszy. Na poczekaniu stworzono sobie bohaterów, wśród kilkunastu pięściarzy zawodowych angielskiej wojennej szkoły, wybrano sobie ulubieńców, czarne charaktery, nieustraszonych olbrzymów, gigantów woli. Słowem, zastosowano pośpiesznie schemat klasyfikacyjny, którym tak chętnie upraszczamy sobie zadanie poznawania otaczających nas ludzi.
>
Kontuzja lewej dłoni, której Tomasz Adamek (45-2, 28 KO) nabawił się w trzeciej rundzie zwycięskiej walki z Nagy Aguilerą (17-7, 12 KO) podczas gali NBC Sports Network w Nowym Jorku, może być poważniejsza niż przypuszczano.
- Nie jest lepiej, jest gorzej - powiedziała żona pięściarza, Dorota. - Spodziewaliśmy się wszyscy, że opuchlizna zejdzie, ale się powiększyła i sprawia Tomkowi ból. Nie chcemy jechać do zwykłego szpitala, bo to zbyt ważna sprawa, trzeba ją powierzyć specjalistom. Menedżer Tomka, Ziggy Rozalski nawiązuje kontakt z chirurgiem zajmującym się kiedyś dłońmi Arturo Gattiego, już wkrótce, miejmy nadzieję, będziemy wiedzieli więcej - mówi Dorota Adamek.
Zobacz opuchnięte dłonie "Górala" po walce z Aguilerą >>
- Aguilerę trafiłem bardzo silnym lewym sierpowym w pobliże skroni w połowie trzeciej rundy. Od tego momentu za każdym razem, jak biłem, czułem ból - powiedział "Góral".
> Add a comment>
Planowana na jesień walka w formule MMA pomiędzy Andrzejem Gołotą (41-8-1, 33 KO) a Riddickiem Bowe (43-1, 33 KO) od kilku dni jest gorącym tematem wśród polskich fanów pięściarstwa. Zapowiadający od dawna powrót między liny "Big Daddy" póki co jednak najwyraźniej nie zaprząta sobie głowy trzecią konfrontacja z "Andrew".
Zapytany wczoraj na gali w swoim rodzinnym Brooklynie o komentarz do doniesień na temat boju z najpopularniejszym polskim ciężkim Bowe odparł: - Nic o tym nie wiem. Pytajcie Gołoty, on wie pewnie więcej, to może coś powie.
> Add a comment>
http://www.youtube.com/watch?v=XjoNvMvGLIo
Wczoraj podczas gali w Springfield swoje czwarte zawodowe zwycięstwo odnotował Kimbo Slice (4-0, 3 KO). Tym razem zawodnik znany głównie ze swoich ulicznych bójek znokautował debiutującego wśród profesjonalistów Briana Greena (0-1, 0 KO) na trzy sekundy przed końcem ostatniej, czwartej rundy.
>
Eddie Chambers (36-2, 18 KO) po obejrzeniu wczorajszego występu Tomasza Adamka (45-2, 28 KO) zapowiedział, że chętnie zmierzy się z polskim pięściarzem w kolejnym pojedynku.
Amerykanin uważa, że byłaby to ciekawa konfrontacja, którą zainteresowani byliby także kibice.
"Chciałbym się zmierzyć w kolejnej walce z Adamkiem. Wydaje mi się, że fani też chcieliby zobaczyć ten pojedynek. Zróbmy tą walkę!" - napisał na Facebook, były pretendent do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej.
> Add a comment>
Carlos Molina, bokserski Kopciuszek o którym pisałem w piątek, przez dziewięć rund udzielał pięściarskiej lekcji faworyzowanemu Jamesowi Kirklandowi. Molina walczył dobrze taktycznie, nie miał większych problemów z trafianiem swojego rywala, a sam całkiem nieźle się bronił, co wyraźnie frustrowało, fragmentami całkowicie bezradnego Kirklanda. Amerykanin trafiał z zaledwie 19% skutecznością przy 35% skuteczności przeciwnika, a nieoficjalny sędzia HBO – Harold Lederman, do tego momentu przyznał Kirklandowi zwycięstwo w tylko jednym z dziewięciu starć.
Do nagłego zwrotu akcji doszło w dziesiątej odsłonie. Była to najsłabsza runda w wykonaniu Meksykanina i runda, która z całą pewnością mogła przywrócić nadzieje Kirklanda na zwycięstwo w tym pojedynku. Molina jednak na pewno nie zasłużył na to, co wydarzyło się po gongu. "Król" wylądował na deskach po mocnym prawym sierpowym, ale nie miał problemów z powrotem do pozycji wertykalnej, nie był mocno zamroczony i z całą pewnością był w stanie kontynuować walkę. W trakcie liczenia zabrzmiał gong kończący dziesiątą rundę i wtedy jedna z osób z narożnika Moliny, prawdopodobnie w wyniku całkowicie odruchowej reakcji na dźwięk oznajmiający minutową przerwę, w ferworze walki wkroczyła na ring. Niestety zgodnie z obowiązującymi zasadami gong nie może uratować pięściarza przed porażką przed czasem, a runda w takiej sytuacji kończy się dopiero wtedy, kiedy sędzia zakończy liczenie. Na mocy tego regulaminu, ringowy Jon Schorle zdecydował się przerwać pojedynek i zdyskwalifikował Molinę.
Zgodnie z obowiązującymi zasadami sędzia miał prawo zachować się tak jak się zachował. Czasem jednak bardziej niż aptekarskiej dokładności oczekujemy od sędziów postępowania zgodnie z duchem sportu i wydaje mi się, że właśnie w taki sposób powinien zachować się sędzia w tej sytuacji. To, że jedna z osób, dosłownie na sekundę postawiła nogę na ringu, nie miało żadnego wpływu na przebieg pojedynku, w żaden sposób nie skrzywdziło Kirklanda i prawdopodobnie, gdyby nie decyzja sędziego, nikt by o tym incydencie po walce nie pamiętał. Werdykt ringowego pozbawił kibiców kilku, prawdopodobnie niezwykle emocjonujących minut dobrego boksu, pozbawił Molinę szansy "dowiezienia" wypracowanej świetną postawą przewagi i w końcu pozbawił Kirklanda szansy na odwrócenie losów tego pojedynku i znokautowanie przeciwnika.
Walka zbliżała się do punktu kulminacyjnego. Każde potencjalne rozstrzygnięcie wydawało się równie prawdopodobne. Kibice dyskutują jednak teraz nie o tym jak mądrze walczył Molina, jak dzięki dzielnej postawie zdołał dotrwać do końca walki i wypunktował rywala, czy też o tym jak nieustępliwy był Kirkland i jak efektownie znokautował Molinę wygrywając przegrany pojedynek. Raz jeszcze aspekty pięściarskie schodzą na dalszy plan. Mimo że jest już po pojedynku, cały czas nie wiemy, który z bokserów jest lepszy, na największą gwiazdę wieczoru wyrósł sędzia, a "punch of the day" była nokautująca Molinę dyskwalifikacja. Raz jeszcze skrzywdzeni zostali pięściarze, kibice i ta piękna dyscyplina sportu.
> Add a comment
>
Pokonując Tye Fieldsa (49-5, 44 KO) na wczorajszej gali w Atlantic City, Mariusz Wach (25-0, 17 KO) zrobił kolejny kroko ku wymarzonej walce o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. "Wiking" w wywiadzie udzielonym po zejściu z ringu wyjaśnił, dlaczego, w początkowych fazach kolejnych starć oddawał pole swojemu rywalowi.
- Walka była zakontraktowana na dwanaście rund, taka była taktyka, żeby w pierwszych sekundach poszczególnych rund dać się mu wystrzelać. Oglądałem jego walki i wiedziałem, że kondycyjnie nie wytrzymywał dwunastu rund - powiedział Wach, zachwalając przy okazji siłę ciosu oponenta: - Przysięgam, że Fields ma mocne uderzenie, może nie bił dużo prawą ręką, ale jak uderzył, nawet na gardę, to czułem te ciosy na nosie.
- Chciałbym teraz stoczyć walkę z jakimś naprawdę znaczącym zawodnikiem na świecie, z pierwszej dziesiątki - dodał niezwyciężony "Wiking".
Występ Wacha pozytywnie ocenił Artur Szpilka (10-0, 8 KO), który na tym samym ringu w Atlantic City chwilę wcześniej już w pierwszej rundzie rozprawił się z Terrancem Marbrą (6-2, 5 KO). - Jestem bardzo zadowolony, Mariusz mógł go trochę wcześniej znokautować, ale dał się naoglądać kibicom. Cieszę się bardzo, są zwycięstwa Polaków, kolega też jest z Krakowa... Mariusz spokojnie pyakał, pykał, wyczuł moment, poszła ciężka prawa... i tak ma być! - powiedział "Szpila".
>
Tuż po szybkim znokautowaniu Terrance'a Marbry na bokserskiej gali w Atlantic City Artur Szpilka (10-0, 8 KO) udał się do Nowego Jorku, by zasiąść przy ringu, na którym Tomasz Adamek (45-2, 28 KO) toczył walkę z Nagy Aguilerą (17-7, 12 KO). "Szpila" pozytywnie ocenił zwycięski występ "Górala", ale miał też kilka uwag do postawy utytułowanego kolegi po fachu.
- Moim zdaniem Tomek troszkę przytył, troszkę źle pracował na nogach, mało schodził [z linii ciosu], ale walka była dobra. Kontrował rywala, walka była do jednej bramki. Brakowało tylko troszeczkę wykończenia, ale wygrał jednogłośnie, rywal nie miał nic do powiedzenia, także walka na plus - powiedział Artur Szpilka, który na ring powróci najprawdopodobniej w czerwcu pojedynkiem w Polsce.
>
Z mocno poobijanymi dłońmi opuścił wczoraj ring Tomasz Adamek (45-2, 28 KO) po wygranej z Nagy Aguilerą (17-7, 12 KO) . Dla Polaka zwycięski pojedynek był pierwszym występem od czasu wrześniowej porażki z Witalijem Kliczką.
- To jest szermierka na pięści i wszystko może się w ringu zdarzyć, możesz połamać ręce, nos, pociąć łuki brwiowe. Nie wchodzimy do ringu na tańce, wchodzimy walczyć jak tygrysy - skomentował "Góral" skutki potyczki z Aguilerą, dodając, że dopóki jego dłoniom nie przyjrzy się lekarz, nie chciałby wypowiadać się na temat dalszych sportowych planów.
Zobacz dłonie "Górala" po walce z Aguilerą >>
- Najważniejsze, że walka się podobała kibicom. Czy była dla mnie ciężka? Nie, bo nie przyjąłem żadnych mocnych ciosów, tylko ręce bolą. Kiedy następna walka? Najpierw niech zejdzie opuchlizna z dłoni i zobaczymy, co dalej.
> Add a comment>
Kilka chwil po znokautowaniu w pierwszej rundzie Terrence'a Marbry w Atlantic City Artur Szpilka (10-0, 8 KO) wyruszył na galę w Brooklynie, by obejrzeć walkę Tomasza Adamka (45-2, 28 KO) z Nagy Aguilerą (17-7, 12 KO). Jak "Szpila" skomentował występ "Górala"?
http://www.youtube.com/watch?v=rnWINI2z6nY
Tomasz Adamek: materiały video, wywiady, informacje >>
Artur Szpilka: materiały video, wywiady, informacje >>
>
- Przed walką z Adamkiem, Komisja Sportowa stanu Nowy Jork zastanawiała się, czy jestem wystarczająco dobry, by walczyć z Polakiem. Kilka minut temu, po walce, szefowa Komisji Melvina Latham przyszła do szatni przeprosić mnie za to, że mi nie wierzyła, powiedziała, że jestem naprawdę dobrym bokserem - zdradził Nagy Aguilera (17-6, 12 KO), który po jednej z najlepszych swoich walk w życiu przegrał jednogłośnie z Tomaszem Adamkiem (45-4, 28 KO), ale pojedynek Polaka z reprezentantem Dominikany do końca trzymał wypełnioną kibicami sale Aviator Complex na Brooklynie.
- Nagy, rozmawiamy kilkadziesiąt minut po walce z Tomkiem Adamkiem - była to z pewnością jedna z najlepszych twoich walk w karierze.
Nagy Aguilera: Na pewno tak było. To była walka na którą najciężej trenowałem, wiedziałem, że Adamek będzie gotowy na 100 procent, że zawsze walczy dobrze przygotowany, więc ja też musiałem taki być. I tak zresztą było. Walka ułożyła się po jego myśli, ale ja jestem z siebie dumny.
- Masz pełne prawo do dumy, bo każdy z fachowców z którymi rozmawiałem mówił o tym, że ty wyszedłeś tą walkę wygrać. Tomek był zaskoczony twoją agresywną taktyką, atakiem praktycznie w każdej rundzie.
Oczywiście, że wyszedłem na ring, żeby z nim wygrać. Trenowałem zupełnie inaczej, walczyłem zupełnie inaczej niż zwykle. W jednej z rund wróciłem do starych przyzwyczajeń tylko szermierki na pięści, ale zaraz z narożnika usłyszałem co mam robić. Adamek to wielki pięściarz.
- Co sprawiało pięściarzowi takiemu jak ty najwięcej kłopotów z Adamkiem?
Kombinacje, szczególnie w trzeciej rundzie, kiedy mnie nimi wstrząsnął. Na szczęście byłem bardzo dobrze przygotowany kondycyjnie, potrafiłem dalej dobrze walczyć, pokazałem serce.
- Trzy tygodnie temu, kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy, powiedziałeś, że odnalazłeś nową radość z uprawiania boksu, że skończyłeś z imprezkami. Ktokolwiek wtedy nie wierzył w twoje słowa, musi wierzyć w nie dziś.
Na pewno. Przed walką z Adamkiem Komisja Sportowa stanu Nowy Jork zastanawiała się czy jestem wystarczająco dobry by walczyć z Polakiem. Kilka minut temu, po walce, szefowa Komisji Melvina Latham przyszła do szatni przeprosić mnie za to, że mi nie wierzyła, powiedziała, że jestem naprawdę dobrym bokserem. Także za to, że dobrze reprezentowałem Nowy Jork. To ważne dla mnie, dla mojej rodziny.
>
- Jakby miał walczyć nudno, to lepiej robić co innego. Jest tyle pracy na świecie poza sportem, że na pewno nie zabrakło by jej i dla mnie - mówi Tomasz Adamek (45-2, 28 KO), po wygranym jednogłośnie na punkty, ale trzymającym do końca w napięciu pojedynku z Nagy Aguilerą (17-6, 12 KO) na nowojorskim Brooklynie. Komentując kontuzje obu dłoni, "Góral" powiedział: - Poczułem od razu pieczenie w dłoni, a potem już za każdym razem tak było, Ale to jest taki sport, ja się nie skarżę, że boli bo tak musi być. Tu nie wchodzisz do ringu jak kelnerka z tacami tylko wchodzisz na wojnę.
- Rozmawiamy już w szatni, po twardej, dziesięciorundowej walce z Nagy Aguilerą. Twardej, bo pokazałeś twoje dłonie. W trzeciej rundzie poszły kostki lewej dłoni, w szóstej czy siódmej w prawej. Kiedy po raz pierwszy poczułeś ból w rękach?
Tomasz Adamek: Już w trzeciej, kiedy trafiłem go bardzo mocnym lewym sierpem. Poczułem od razu pieczenie w dłoni, a potem już za każdym razem tak było, Ale to jest taki sport, ja się nie skarżę, że boli bo tak musi być. Tu nie wchodzisz do ringu jak kelnerka z tacami tylko wchodzisz na wojnę. Byłem pewien, że Aguilera przygotuje się na 100 procent. I tak było.
- Nagy powiedział schodząc z ringu, że była to jego najlepsza walka w życiu, ale z twoimi kombinacjami nie mógł sobie dać rady. Oceń siebie w tej walce.
Trudno oceniać się od razu po samej walce. Na pewno w trzeciej rundzie mogłem jeszcze mocniej przycisnąć, ale ciągle myślisz, że jeśli teraz postawisz wszystkie siły na jedną kartę, to może ci ich braknąć w następnych rundach. Widziałem, że jest „podłączony” parę razy, ale nie było to na tyle, by iść na całość i zakończyć walkę. Myślałem do końca, wygrałem, szkoda mi tylko rąk, lewa jest gorzej zbita niż prawa i boję się, że będzie coś więcej niż tylko powybijane kostki, pękniete torebki stawowe.
- Roger Bloodworth był zadowolony, że mógł ciebie oglądać n dystansie 10 rund. Ale zwrócił uwagę, że po tej siedmiomiesięcznej przerwie widać było, że potrzebowałeś czasu, żeby się rozkręcić, że walczysz lepiej, jeśli walczysz częściej.
Może tak, ale trzeba dać plusa Nagy za walkę życia. Oglądaliśmy wszystkie jego walki, nigdy nie atakował, raczej się cofał, a tutaj bez przerwy szedł do przodu. Ja wiedziałem, że będzie to ciężka walka, bo na mnie każdy jest przygotowany. Maddalone, Grant, nawet McBride - każdy był znakomicie przygotowany bo wiedzą, że jak wygrają z Adamkiem to się otwiera przed nimi wielka kariera.
- Chris Mannix ze "Sports Illustrated", który komentował twoją walkę dla NBC Sports Network, zwrócił uwagę, że walki Adamka ogląda się tak samo jak kiedyś Arturo Gattiego, nazwał cię "Gattim wagi ciężkiej", bo każda twoja walka jest walką emocjonującą. Chciałbyś kiedyś stoczyć jakiś nudny pojedynek? Taki, gdzie nic się specjalnie nie dzieje?
Ale wtedy kibice ciebie nie kochają, psy na tobie wieszają… A tak wszyscy są zadowoleni, bo oglądają widowisko, a nie nudę. Jakby miał walczyć nudno, to lepiej robić co innego. Jest tyle pracy na świecie poza sportem, że na pewno nie zabrakło by jej i dla mnie.
>
Uznawany przez wielu ekspertów za najlepszego pięściarza świata bez podziału na kategorie wagowe Manny Pacquiao (54-3-2, 38 KO) wyjawił rodzimym mediom, że zakończy zawodową karierę pod koniec przyszłego roku. Filipińczyk kolejny pojedynek stoczy 9 czerwca podczas gali w Las Vegas, a jego rywalem będzie Timothy Bradley (28-0, 12 KO).
- Po Bradleyu stoczę jeszcze trzy walki i kończę z boksem. Wtedy zajmę się w stu procentach polityką i pomaganiem innym - zapowiedział Pacquiao.
Bob Arum, promotor filipińskiego pięściarza potwierdził, że w grudniu 2013 roku pozwoli odejść swojemu pięściarzowi z bokserskiego świata.
>
Mistrz świata WBA wagi junior średniej Austin Trout (24-0, 14 KO) będzie najprawdopodobniej kolejnym rywalem Jamesa Kirklanda (31-1, 27 KO). World Boxing Acossiation wyznaczyło przetarg na pojedynek pomiędzy Troutem oraz Anthonym Mundinem, jednak Australijczyk według nieoficjalnych doniesień nie przystąpi do tej walki.
Kirkland, dla którego byłaby to pierwsza mistrzowska szansa w zawodowej karierze, dzisiejszej nocy pokonał przez dyskwalifikację Carlosa Molinę. Trout ostatni raz walczył w listopadzie.
>