Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


30-latek z Konarzyc pod Łomżą, od młodzieńczych lat mieszkający w USA, zdobył serca kibiców licznymi nokautami, ale i bezpretensjonalną, otwartą postawą. Na przełomie roku chce być mistrzem świata wagi ciężkiej.

Mówiło się, że ma pan wejść do ringu 13 bądź 20 lipca, w przeciwnym narożniku stanie Chris Arreola.
Adam Kownacki: Termin ma być jednak nieco późniejszy, ale nadal w wakacje. Arreola pozostaje jedną z opcji, choć rywalem może być też inny pięściarz na podobnym poziomie.

Zawodnicy z USA mówią, że dzisiaj dobrze jest być pięściarzem, bo sporo się im płaci.
Jest naprawdę fajnie, także w moim przypadku. Wszystko za ciężkie lata pracy. W dobrym momencie znalazłem się blisko topu – w pierwszej dziesiątce czy nawet piątce wagi ciężkiej. Super. Ogólnie w boksie zarabia się teraz lepiej. Szczególnie jeśli jako pięściarz masz co zaoferować w ringu.

Pan pozostaje w projekcie PBC, bo wynika to z lojalności wobec Ala Haymona, który prowadzi pana karierę od dawna? A może tam pan najlepiej zarobi? I opcja numer trzy – to element strategii, bo wie pan, że biorąc pod uwagę elitę wagi ciężkiej, najłatwiej będzie pokonać mistrza świata WBC Deontaya Wildera?
Nie mam promotora, dlatego analizuję wszystkie oferty. Potem wracam do Ala Haymona i mówię: „Słuchaj, mam taką i taką propozycję od tego czy tamtego”. I albo dochodzimy do porozumienia, albo każdy idzie w swoją stronę. Mam rodzinę i syna w drodze. Muszę zarabiać. W boksie zostało mi jakieś pięć lat, dziesięć walk. Muszę dbać o to, by finansowo wszystko się zgadzało. Teraz jest strasznie ważny moment. Dobrze pracuje mi się z Haymonem, dlatego zawsze daję mu szansę, żeby obronił się swoją ofertą.

Były już takie sytuacje?
Zdarzają się non stop. Jestem coraz bardziej rozchwytywany, tym bardziej że nie mam promotora. Zawsze mogę przeskoczyć do innej platformy pokazującej boks.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>