17 września na gali "Głowacki - Usyk" w Gdańsku Albert Sosnowski (49-7-2, 30 KO) zmierzy się w walce o mistrzostwo Polski wagi ciężkiej z Andrzejem Wawrzykiem (32-1, 18 KO). - Nastawiam się na trudny pojedynek - mówi były mistrz Europy, który do zbliżającego się startu szykuje się pod okiem Jarosława Soroko.
Zobacz na żywo walkę Głowacki - Usyk o pas WBO >>
> Add a comment>
Albert Sosnowski (49-7-2, 30 KO) z dystansem podchodzi do głosów części ekspertów i kibiców odradzających mu wychodzenie do ringu 17 września z Andrzejem Wawrzykiem (32-1, 18 KO). Były mistrz Europy wagi ciężkiej jest pewny siebie i zapowiada sprawienie niespodzianki w starciu z faworyzowanym rywalem.
Zobacz na żywo walki Sosnowski - Wawrzyk, Głowacki - Usyk >>
> Add a comment>
Marcowa walka w Żyrardowie miała być pożegnalnym występem Alberta Sosnowskiego (49-7-2, 30 KO). Były mistrz Europy wagi ciężkiej znów poczuł jednak głód boksu i 17 września na gali Polsat Boxing Night zmierzy się z Andrzejem Wawrzykiem (32-1, 18 KO). Co ciekawe, podczas wczorajszej konferencji prasowej w Warszawie "Dragon" winą za "zakończenie kariery" obarczył... dziennikarza Polsatu Sport Mateusza Borka.
Zobacz na żywo walki Sosnowski - Wawrzyk, Głowacki - Usyk >>
> Add a comment>
Były mistrz Europy i pretendent do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej Albert Sosnowski (49-7-2, 30 KO) prygotowuje się już od kilku tygodni do walki z Andrzejem Wawrzykiem (32-1, 18 KO). "Dragon" do tego pojedynku ponownie trenuje z Jarosławem Soroko, a starcie pięściarzy będzie częścią zaplanowanej na 17 września gali Polsat Boxing Night.
> Add a comment>
Były mistrz Europy i pretendent do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej Albert Sosnowski (49-7-2, 30 KO) rozpoczął kolejny etap przygotowań przed powrotem na ring. Choć wciąż nie zostało to oficjalnie potwierdzone, jest duża szansa, że "Dragon" wystąpi 17 września na gali Polsat Boxing Night w ERGO Arenie, gdzie jego rywalem miałby być Andrzej Wawrzyk (32-1, 18 KO).
> Add a comment>
Choć wiadomość ta nie została jeszcze oficjalnie potwierdzona, jest bardzo prawdopodobne, że 17 września na gali Polsat Boxing Night w Gdańsku dojdzie do walki w wadze ciężkiej pomiędzy Albertem Sosnowskim (49-7-2, 30 KO) i Andrzejem Wawrzykiem (32-1, 18 KO). Informacja o powrocie "Dragona" do sportu po ogłoszeniu w marcu decyzji o zakończeniu sportowej kariery spotkała się z szerokim odzewem wśród dziennikarzy i bokserskich kibiców. Znany z wielkiego charakteru Sosnowski uspokaja sceptyków i zapowiada, że nie obawia się konfrontacji z dużo młodszym rywalem.
- Jestem doświadczonym pięściarzem i wiem, jak się bronić oraz jak dbać o swoje zdrowie. Z całym szacunkiem, ale Andrzej Wawrzyk to też nie jest Witalij Kliczko, żebym musiał się bać. Wiem, jak mam walczyć - stwierdził były mistrz Europy wagi ciężkiej w rozmowie z "Super Expressem".
Głównym wydarzeniem wrześniowej gali w Gdańsku będzie walka o tytuł czempiona WBO kategorii junior ciężkiej pomiędzy Krzysztofem Głowackim i Oleksandrem Usykiem (9-0, 9 KO).
Cała rozmowa z Albertem Sosnowskim na se.pl >>
> Add a comment>
Do dzisiaj jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich pięściarzy. Chociaż nikt nie dawał mu szans na poważną karierę, zdobył zawodowe mistrzostwo Europy i walczył z Witalijem Kliczko o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. W marcu zakończył swoją przygodę z zawodowym sportem, wygrywając przez techniczny nokaut z Andrasem Csomorem. Obecnie Albert Sosnowski jest już pięściarskim emerytem i jak sam mówi, wspomina 18 lat swojej zawodowej kariery z łezką w oku.
Jak się czujesz na emeryturze, kiedy wiesz, że już nigdy nie stoczysz walki?
Albert Sosnowski: Bardzo dobrze, mam nadzieję, że będę się realizował w innych dziedzinach. Cały czas jestem aktywny, trenuję młodzież, przychodzę na salę sam, żeby się poruszać i pracuję jako komentator telewizyjny. Sądziłem, że trudniej będzie mi się w tym odnaleźć, ale miałem dwa lata przerwy od startów i trochę sobie to wszystko poukładałem.
Nie pojawia pustka związana z tym, że pewnych emocji już ponownie nie odczujesz?
Na razie jestem świeżo po walce, ale zakładam, że z upływem czasu i oglądaniem walk innych Polaków, jakaś pustka może się pojawić, potrzeba kontaktu z przeciwnikiem. Liczę jednak na to, że będę się teraz realizował w innych sprawach, a boks będzie taką rzeczą, o której będę mógł opowiadać z łezką w oku.
Nie ma takich pieniędzy, które skłoniłyby Cię do powrotu na ring?
Na pewno są, polski rynek bokserski jest dość mały, są nowe grupy, które potrzebują nazwisk na swoich galach, więc spodziewam się, że jakieś oferty mogą przychodzić. Nie ukrywam, że wcześniej nie najlepiej rozdysponowałem zarobione pieniądze, więc może być taka sytuacja, że jeszcze kibice zobaczą mnie między linami. Nie narzucam sobie jednak żadnej presji z tym związanej.
Kiedy podjąłeś decyzję, że kończysz karierę? Podczas przygotowań do marcowej walki nie czułeś się najlepiej?
Tak, tę decyzję podjąłem w trakcie przygotowań. Poczułem, że trudniej znoszę obciążenia treningowe, a zajmując się jeszcze innymi sprawami, potrzebowałem więcej czasu na regenerację. Nie były to też idealne przygotowania i walka wyszła tak, jak wyszła. Pokazałem charakter, chciałem przypomnieć kibicom, że zawsze byłem wojownikiem, ale na ten najwyższy poziom to jest za mało. Zwłaszcza, że z wiekiem moje parametry, jak refleks czy szybkość, i tak będą jeszcze spadać.
Jak to się stało, że w ogóle zostałeś zawodowym pięściarzem? To był twój pomysł czy kogoś z twojego otoczenia?
Miałem krótki epizod z boksem w Gwardii Warszawa, później poszedłem w piłkę nożną, ale potem znów wróciłem do sportów walki i pojawiłem się na treningach kick-boxingu. To była mocna sekcja na AWF-ie, prowadzona przez Jacka Urbańczyka. Od razu byłem nastawiony na profesjonalne występy. Pamiętam, jak na pierwszym treningu, na którym było 130 dużo bardziej doświadczonych ode mnie osób, stanąłem przed trenerem w dresie z napisem "Polska" i od razu chciałem być liderem. Ludzie się ze mnie śmiali, ale ja to miałem gdzieś. Wiedziałem, po co tam przyszedłem i co chcę osiągnąć. Miałem wtedy 15 lat.
Cztery lata później, bez żadnej amatorskiej walki, debiutujesz jako zawodowiec. Twoją karierę prowadził od początku Krzysztof Zbarski. Jak rozpoczęła się ta współpraca?
Może niewiele osób o tym słyszało, ale Krzysiek trenował kick-boxing i naprawdę miał do tego dryg. Był świetnie rozciągnięty, bardzo dobrze kopał. Wcześniej też podnosił ciężary i miał naprawdę dobre rezultaty. Z grupą biznesmenów wpadli na pomysł, żeby otworzyć polską grupę bokserską na wzór niemieckich i zapytali Jacka Urbańczyka, kto jego zdaniem mógłby się sprawdzić w boksie. Byłem w tej grupie, która została zarekomendowana i tak to się zaczęło.
Toczyłeś dużo walk, ciągle pokazywałeś się w telewizji, ale środowisko bokserskie długo odbierało cię dosyć chłodno. Myślisz, że to była zazdrość?
Po części pewnie tak. Byłem trochę chłopakiem znikąd. Miałem 19 lat, ciągle pokazywałem się na dużych galach i robiono ze mną wywiady. Walczyłem niemal co miesiąc i byli to naprawdę nieźli rywale jak na moje możliwości i brak przygotowania amatorskiego. Nie miałem bokserskiej przeszłości, więc nie miałem też wypracowanych wcześniej relacji ze wszystkimi.
Zanim wziąłeś się za sporty walki, podobno całkiem nieźle radziłeś sobie z szablą na macie?
Tak, to prawda. Zawsze ciągnęło mnie do sportu, a jak się za coś brałem, to chciałem być we wszystkim najlepszy. Byłem zawsze bardzo ambitny, podchodziłem do wszystkiego emocjonalnie, chciałem się popisywać i być liderem. W domu zawsze otrzymywałem duże wsparcie, mobilizowano mnie, że jestem sportowo uzdolniony i mogę w tej dziedzinie sporo osiągnąć.
To wparcie z domu najbardziej cię ukształtowało?
Na pewno, ale ogromny wpływ miał na mnie Jacek Urbańczyk, czyli mój pierwszy trener. Jeśli chodzi o nastawienie psychiczne, podejście do sportu i wiarę w siebie, to on mnie ukierunkował. Wydobył ze mnie najważniejsze cechy mentalne, zobaczył, że nie pękam, że jestem odważny i nieustępliwy. Świetnie potrafił to później przełożyć na mój styl walki.
Wspomniałeś, że niezbyt rozsądnie gospodarowałeś swoimi pieniędzmi. Był moment, że woda sodowa uderzyła ci do głowy?
Był. I trochę to trwało. Kolesiostwo, duże jak na tamten czas zarobki i poczucie, że wszystko łatwo mi przychodziło, sprawiły, że nie prowadziłem się zbyt dobrze. Czułem, że ile bym nie wydał, to i tak jeszcze te pieniądze do mnie wrócą, a ja będę zarabiał miliony. Nie słuchałem wtedy rodziców, wydawało mi się, że wszystko wiem najlepiej. Myślałem sobie, że skoro tak dobrze mi idzie, to dlaczego miałoby się zawalić?
Stoczyłeś trochę walk na wysokim poziomie. Kibice zastanawiają się, jak to się stało, że to wszystko gdzieś umknęło?
Źle zainwestowałem, moje biznesy zupełnie się nie powiodły. Mogłem zrobić z tymi pieniędzmi dużo rozsądniejsze rzeczy, lepiej nimi obracać i żyć teraz na naprawdę dobrym poziomie. Prawda jest taka, że zachłysnąłem się tymi pieniędzmi i zrobiłem bardzo złe ruchy biznesowe. Nie miałem dobrych doradców. Zaufałem niesprawdzonym osobom i teraz tego żałuję. Okazało się, że pieniądze to nie wszystko, trzeba mieć także głowę do ich wydawania.
Co byś w takim razie doradził młodym pięściarzom, żeby nie zwariowali, gdy znajdą się w podobnej sytuacji. Jaki jest złoty środek?
Złotego środka nie ma, ale niesamowicie ważna w podejmowaniu racjonalnych decyzji jest rodzina.
Czyli pięściarze powinni się wcześnie żenić?
Tak, dobrze jest mieć jakiś cel swoich inwestycji, a najlepszą inwestycją jest własna rodzina. Kiedy odkładasz na swoje dziecko, to widzisz, że te pieniądze nie uciekają. Ukierunkowujesz się na rodzinę i zaspokajanie potrzeb prywatnych i najbliższych. Wiesz, że za kogoś odpowiadasz i to powoduje, że bardziej szanujesz swoje pieniądze. Warto też mieć jakiegoś doradcę, ale to musi być osoba zaufana, która jest już sprawdzona w innych sytuacjach.
Jak wspominasz pojedynek z Witalijem Kliczko [Walka odbyła się w 2010 r. Sosnowski został znokautowany w 10. rundzie]. Jak to jest wyjść do ringu z takim "potworem"?
Kiedy przyszła oferta walki, to wyobrażałem sobie tego wielkiego Kliczkę, pojawiły się pewne rozterki. Miałem świadomość, że taka walka niesie ze sobą duże ryzyko dla mojego zdrowia. Pokusa zarobienia pieniędzy i zapisania się w historii boksu była jednak tak duża, że wszedłem w to. Przyjaciołom powiedziałem o tym na swoim przyjęciu urodzinowym. Nikt mi nie wierzył, mam to nagrane na kamerze.
W samym ringu było dużo emocji.
Przy takiej walce zawsze tak jest, boksowaliśmy na stadionie piłkarskim. Wiedziałem, z kim boksuję, ale widziałem też po zachowaniu Kliczki, że on też mnie szanuje. Już wcześniej nauczyłem się, że nie ma co robić sobie w myślach potworów ze swoich rywali. To nie pomoże, a nakręcenie się negatywne działa tylko na naszą niekorzyść. Po tej walce zrozumiałem jednak, że o sukcesie w boksie decydują umiejętności. Do pewnego poziomu wystarczy charakter i serce do walki, ale na tym najwyższym poziomie, bez odpowiednich umiejętności nie osiągniesz sukcesów.
Kliczko bił najmocniej z wszystkich twoich rywali?
Na pewno jego styl boksowania był najbardziej destrukcyjny. Kiedy zobaczył, że trafił mnie czymś mocnym, to nie napalał się, tylko spokojnie dalej robił swoje. Widział, że jego ciosy robią na mnie wrażenie, ale to jeszcze nie jest moment, żeby ruszyć do przodu pełną parą. Na pewno był w ringu niesamowicie sprytny i inteligentny. Energetycznie Kliczko mnie zniszczył i wykończył.
Do samego końca ważyły się wtedy losy transmisji telewizyjnej w Polsce.
To prawda i mam o to żal do stacji telewizyjnych, że jednak zostało to trochę schowane i mało kto ten pojedynek tak naprawdę oglądał. Miło mi było, kiedy ludzie podchodzili na ulicy i gratulowali występu, chociaż nie do końca im wierzyłem, że faktycznie mieli okazję zobaczyć walkę na żywo. Zdaję sobie sprawę, że tego pojedynku nie oglądało zbyt wiele osób i żałuję tego, zwłaszcza z perspektywy późniejszej walki z Kliczki z Tomkiem Adamkiem. Widać było, że na pojedynku ze mną Kliczko był dużo mocniej skoncentrowany, niż w pojedynku z Tomkiem, gdzie trafił go mocno w drugiej rundzie, a potem już się bawił. Można wziąć dwie taśmy, obejrzeć i zobaczyć, kto się z kim bawił.
>
Byli mistrzowie Europy wagi ciężkiej Albert Sosnowski i Przemysław Saleta będą obok Andrzeja Kostyry oraz Janusza Pindery gośćmi Mateusza Borka w dzisiejszym magazynie sportów walki "Puncher". Premierowa emisja programu o godz. 20.00 w Polsacie Sport News.
Tematem rozmów w "Puncherze" będzie sobotnia gala Polsat Boxing Night w Krakowie, podczas której Sosnowski będzie pełnił rolę komentatora, a Saleta ma być nieoficjalnym sędzią telewizyjnym podczas relacji Pay-Per-View.
> Add a comment>
Za nami udana gala grupy Fight Events w Żyrardowie. Norbert Dąbrowski nie przekonał, Andrzej Sołdra wydaje się skończony, a Albert Sosnowski godnie się pożegnał.
Norbert "Noras" Dąbrowski (18-4-1, 7 KO) miał tą walką wejść w nowy etap swojej kariery, która z nowym menadżerem nabierała rumieńców. Przeciwnik Jordan Kuliński z rekordem 1-0, 1 KO wydawał się doskonałym rywalem na płynne przejście do dużych walk i ciekawych propozycji na rynku europejskim. Dla mnie Dąbrowski nieznacznie wygrał, ale sędziowie orzekli remis. Wynik wydaje się być kontrowersyjny, jeśli jednak wsłuchać się w wiele opinii to właśnie większość wskazuje na remis jako sprawiedliwe rozstrzygnięcie. Słychać też rozczarowanie kibiców, którzy być może nie zagłębili się w amatorską karierę Kulińskiego i jego duże możliwości. Twierdzą, że Dąbrowski, który nie potrafi wygrać z początkującym zawodowcem, z takim boksem nić już nie osiągnie w profesjonalnym boksie.
Przed nami prawdopodobnie rewanż - ostatnia szansa Norberta Dąbrowskiego na skok w czasoprzestrzeń boksu zawodowego. A łatwo nie będzie. Bo jeśli Jordan Kuliński poprawi kondycję, której wystarczyło mu na 3 rundy, to popularnego "Norasa" czeka o wiele trudniejszy bój niż w Żyrardowie.
Bolesną weryfikacją dla Andrzeja Sołdry (12-3-1, 5 KO) była przegrana na punkty walka z Tomaszem Gargulą (18-1-1, 5 KO). Okazało się, że czar wygranej walki z Dawidem Kosteckim prysł i nie można dłużej na nim podpierać swojej kariery. "Młody Sołdra przegrał ze starym anemikiem Gargulą" - pisali złośliwi "hejterzy" w internecie. Coś w tym jest, bo gorszego scenariusza podopieczny Piotra Wilczewskiego chyba nie mógł przewidzieć. A i sam trener po tym pojedynku w środowisku bokserskim zbiera coraz większe cięgi, bo odnotowuje kolejną porażkę swojego zawodnika w kluczowej walce. Co dalej? Trudno powiedzieć. Szczególnie że poprzednia porażka Sołdry i ta z Gargulą, z którym miał łatwo wygrać, układają się w niedającą nadziei smutną całość. Ciekawym zjawiskiem na gali było natomiast zainteresowanie Tomaszem Gargulą w kuluarach. Dzieci wręcz lgnęły do niego po zejściu z ringu. Widać, że ta historia powrotu nawróconego byłego więźnia i handlarza narkotyków może nie wzruszała Maciej Miszkinia, ale bardzo dobrze sprzedała się wśród kibiców.
W końcu pojedynek wieczoru Albert Sosnowski (47-7-2, 30 KO) - Andras Csomor (14-10-1, 12 KO). Był tym czego oczekiwali kibice. To, że boksersko nie stał na najwyższym poziomie nie ma znaczenia. Rywal leżał parę razy, przegrał przez TKO, Albert odebrał należną mu chwałę i szacunek od kibiców oraz pożegnał się mile w swoim stylu z fanami pięściarstwa. Ogłosił również, że zakończył definitywnie karierę i zapowiedział, że dalej będzie komentował boks oraz prowadził treningi.
Warto wspomnieć także o wygranej na punkty walce Przemysława Runowskiego (11-0, 2 KO), który stoczył zażarty bój z Carelem Sandonem (19-2, 2 KO) z Kongo. Czarnoskóry zawodnik okazał się silnym i zdeterminowanym bokserem, który usiłował znokautować Polaka zasypując go gradem ciosów. Dobre uniki oraz praca nóg pozwoliła Runowskiemu tego uniknąć choć rywal urwał mu co najmniej jedną rundę. Teamowi Runowskiego należy się pochwała za matchmaking tego pojedynku i dobór właściwego boksera, którego rekord początkowo mógł się wydawać napompowany, ale ostatecznie odzwierciedlał to co działo się na ringu w Żyrardowie.
Na koniec słowa uznania dla grupy Fight Events. Ciekawe walki, dobrze dobrani rywale, a także konfrontacja kilku grup promotorskich były gwarantem emocji i nieprzewidywalnych rozstrzygnięć.
Ringblog.pl: Blog o boksie zawodowym >>
> Add a comment>
>