Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Andrzej GołotaWidowisko sportowo-rozrywkowe nieoczekiwanie zamieniło się w bokserską walkę, w której żwawy 45-latek Przemysław Saleta (44-7, 22 KO) wymęczył, poobijał i na koniec znokautował w szóstej rundzie przechodzonego 45-latka Andrzeja Gołotę (41-9-1, 33 KO).

Widok kolejnego upadku pomnika polskiego boksu (po laniu, jakie mu sprawił, Saleta mówił o Gołocie z szacunkiem, o sobie ze skromnością i z dystansem) znów był żałosny.  Jak ponad trzy lata temu, gdy schodził z ringu znokautowany przez Tomasza Adamka. Wtedy był skazany na porażkę, choć sam był pewny zwycięstwa. Teraz też nie dopuszczał myśli o klęsce. Miał bić się z celebrytą, który ostatni pojedynek stoczył siedem lat temu, a na dodatek wcześniej nie zapisał się jako pięściarz światowej klasy. Raczej jako bokser hobbysta.

Jak zwykle, to znaczy jak po każdym większym laniu, jakie zebrał, Gołotę oklaskiwano, ku pamięci dwóch kapitalnych walk, jakie stoczył w epoce lodowcowej, czyli 17 lat temu.

Ponieważ Gołota i jego trener Gmitruk mówili, że do walki pan Andrzej jest wspaniale przygotowany, wręcz najlepiej od lat, w tym stwierdzeniu widzę znak czasu. Sam mam prawie 50 lat i w trakcie każdego kolejnego maratonu czuję, że biegnę po rekord życiowy, że lecę jak na skrzydłach. I co roku wynik jest o kilkanaście minut gorszy. Przy każdym kolejnym wyjeździe na narty czuję, że jestem lepszy niż kiedyś. I co rok kończę w szpitalu z coraz bardziej skomplikowanym złamaniem.

Mówiąc jeszcze inaczej, językiem mechaników samochodowych (obaj adwersarze są autofilami), w przypadku Salety i Gołoty ważny okazał się nie rocznik produkcji, ale kilometraż, liczba wypadków, stłuczek, to, czy auto jeździło po autostradach, czy po wertepach, serwisowanie w zakładach ASO.

Saleta jest tu dobrze utrzymanym, garażowanym cadillakiem, rocznik '68, karoseria pieszczona mleczkiem, śladu rdzy nie ma, części wymienione, czegoś tam brakuje, ale chodzi jak złoto.

Gołota - starym fordem mustangiem, też rocznik '68. Klasyk, tylko że ciągle obijany w gonitwach z policją jak w grze "Grand Theft Auto" - a to się zderzy z TIR-em, a to z pociągiem towarowym, a to ze ścianą; te wszystkie Riddicki Bowe'y, Lennoxy Lewisy, Lamony Brewstery - walki jak ciężkie kraksy. Raz go prowadzi mistrz kierownicy, raz idiota, raz niedzielny kierowca. Przyciśnij pedał gazu, to pęknie wydech, walnie kolektor, zdechnie alternator. Głowa, znaczy komputer pokładowy, od tego nie wytrzymuje, na desce rozdzielczej pojawia się napis "General failure". Wtedy Gołota mówi: - Ja już nie wiem, o co chodzi w tym boksie.