Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Przedstawiamy fragmenty wywiadu jaki przeprowadzili z boksującym w grupie 12round Knockout Promotions, niepokonanym pięściarzem kategorii ciężkiej Arturem Szpilką (7-0, 5 KO), dziennikarze portalu weszło.com.

O dawnym życiu

Kiedy to wszystko się zaczęło?

Kilka lat temu miałem do złapania takiego jednego chłopaczka. Widziałem, ze gra w kosza w koszulce Cracovii, ale nie wiedziałem, ze to trening bokserski. Niektórzy byli mniejsi, nic nie wskazywało… Podleciałem, uderzyłem go w twarz. Padł, ale wstał od razu. Chciałem to skończyć. Dobiegł trener i wszyscy. Ja, młody, więc od razu do niego – „co ty będziesz dziadku mi tu gadał?”… Ale mówi, żebym wszedł na ring. Dostałem rękawice, kask i po minucie miałem rękę w górze. To była, można powiedzieć, pierwsza moja walka. Trener stwierdził, ze mam charakter.

Tacy ludzie mają najlepszy charakter do boksu?

Wydaje mi się, ze tak. Jakbym był trenerem, to jeździłbym po domach dziecka. Szukał w poprawczakach.

Wśród klubowych bojówek na przykład?

Nie, to bandziory. Mają pieniądze i tak dalej. Tam bym nikogo nie znalazł, chyba że w młodych. Ale nie mówmy o samym klubie. Solidaryzuję się z wieloma chłopakami z Wisły. Zawsze z nimi będę. Ale mówię – nie jestem już chuliganem, niech to wszyscy przeczytają.

Zdarzali się tacy, którzy chcieli pokazać, że na ulicy z bokserem dadzą radę?

Pewnie. Ale wychodziło się, jeden strzał i po chłopie. Wiadomo, nieraz też uciekałem, jak mnie gonili w pięciu - sześciu. Tylko oni z nożami, a ja bez niczego… Dobry trening wydolnościowy (śmiech). Ale mówię, w rozsądnym czasie zrezygnowałem i po wyjściu z więzienia nie straciłem tego, co miałem. Wręcz przeciwnie – nabrałem większej pewności siebie, zmądrzałem, przestałem grać na maszynach. Teraz robie wszystko, żeby zostać najlepszym pięściarzem. I zostanę.

Nie pijesz?

W ogóle nie lubię piwa, ani wódki. Napiłem się po wyjściu, wiadomo. Trzy dni był melanż, ale należało mi się. Grubo było. Potem już tylko zbijanie kilogramów. Ze 124 do 106. Przeszedłem do wagi ciężkiej, siła się zwiększyła. Kiedyś nie miałem takiego nokautującego uderzenia. Teraz łapa ciężka… (Szpilka uderza w otwartą dłoń)… Chociaż, kurde, wiecie, jeśli chodzi o ulicę, to wszystkich nokautowałem.

O pobycie w więzieniu

Wykorzystujesz medialnie pobyt za kratkami. Nie uciekasz od tematu, chętnie opowiadasz.

Mam w więzieniu wielu przyjaciół. Zawsze będę o tym mówił. Wiem, jak chłopaki są zainteresowani moimi walkami. Jak walczę, to całe więzienie ogląda. To ludzie z mojego środowiska. Tam się wychowywałem, byłem chuliganem. Zawsze utożsamiałem się z tymi ludźmi. Dlaczego mam teraz o nich zapomnieć? Miedzy innymi dlatego wychodzę do walki w uniformie więziennym.

Powiedziałeś kiedyś, że pierwszy dzień w więzieniu był ciężki, a potem to już plaża.

Wiecie, jak to jest w filmach… Ja miałem szczęście, że wjechałem i od razu zacząłem grypsować. Byłem już medialny i cała grupa mnie znała. Szacunek od początku. Tak naprawdę nie miałem w więzieniu żadnej sprzeczki.

Poza tą z klawiszem.

Sprawa jest w toku, więc o tym się nie mówi. Miałem spięcia z dwoma gośćmi, ale jeden liść i po sprawie. Wiele osób myśli, że jestem tępak. Nie znają mnie, nie wiedzą, jak mi się życie potoczyło. A ja w więzieniu doceniłem wiele spraw. Rodzinę, przyjaciół…

Wziąłeś się też za siebie. Książki, angielski…

No, przeczytałem 40 książek. Jakbym miał teraz czas, to czytałbym dalej. Nie ma w ogóle porównania do telewizji. Jak przeczytałem pierwszy raz „Potop”, to zwariowałem. Cała ta historia tak zryła mi beret, że po tej książce uznałem, że nigdy przed nikim nie ucieknę, choćby było ich siedmiu-ośmiu. Żyłem tym bohaterem. Budziłem się rano, apel, a ja zęby myłem, oczy i od razu przed książkę. Nawet trening raz odpuściłem. Jak Kmicic bronił Częstochowy, byłem taki dumny, kurwa…

O swojej popularności

Kasa jest dla ciebie motywacją w boksie?

Wszystkim się wydaje, że bokserzy wychodzą do ringu i od razu mają miliony. Jasne, robimy to, co kochamy, ale żebyście widzieli, jak ciężkie są takie przygotowania. Samo bieganie po górach… Ile jest kontuzji… Jeden uraz eliminuje cię na pół roku i tracisz walkę. Pieniądze są potrzebne, żeby przeżyć, ale dla mnie główna motywacja to mistrzostwo świata. Za rok, może dwa będę mistrzem. Chcę pokazać wszystkim, że mogę. Po walce mam z 400 wiadomości na Facebooku. A w normalny dzień wystarczy, że włączę i "tutututu”… Wszyscy piszą. Nie da się wszystkim odpisać od razu, ale w wolnym czasie staram się nadrabiać zaległości.

Laski lecą na bokserów?

Jest tego sporo, ale generalnie to same pijawy, więc trzeba uważać. Można poruchać i nara, ale wiecie… Bardziej cieszę się, że młode chłopaki sięgają po moją poradę. Piszą, pytają. Jest wielu młodych bokserów, którzy się zatracają. Ćpają, piją, mają jaja, ale nie mają nikogo, kto by im pokazał, że można siedzieć, wyjść i normalnie zapierdalać, żeby być jeszcze lepszym.

Masz już w głowie tak poukładane, że w przyszłości nikt cię nie sprowokuje?

Nie jestem już żadnym chuliganem. Uwierzcie, nie warto. Jak będą chcieli się bić, to będę musiał jakoś wytłumaczyć. Bo nie warto. Uderzę kogoś i, nie daj Boże, coś się stanie. Mam dalej iść siedzieć?

Cały wywiad z Arturem Szpilką do przeczytania na portalu weszło.com.