Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Szpilka

- Nie brakuje mi niczego, by zostać mistrzem świata, począwszy od chęci i talentu, a kończąc na całym zapleczu. Teraz tylko trzeba skupić się na ciężkiej pracy, która pozwoli mi niebawem zostać najlepszym zawodnikiem na świecie. Wierzę, że kiedyś przyjdzie taki moment, że Polska będzie ze mnie dumna. Jestem człowiekiem ambitnym i jak sobie coś postanowię, to dążę do tego ze wszystkich sił - powiedział Artur Szpilka (7-0, 5 KO) w rozmowie z Onet Sport. 22-letni pięściarz rodem z Wieliczki w sobotę (15 października) stoczy w katowickim Spodku - podczas "Wojax Boxing Night" - swoją trzecią walkę na zawodowym ringu w wadze ciężkiej. Tym razem przeciwnikiem będzie doświadczony Owen Beck (28-9, 20 KO).

Kłopoty zdrowotne już za panem? Podobno przeszedł pan operację oka. Pojawiły się też jakieś problemy z ręką?
- To właściwie nie była operacja, ale delikatny zabieg na oku. Taka kosmetyka. Ręka wprawdzie wciąż boli, ale to nie jest ból, który uniemożliwiłby mi boksowanie. Po prostu źle zrosły mi się kości po złamaniu i to nieco przeszkadza. Trzeba będzie się tym zająć, ale dopiero po listopadowej gali w Stanach Zjednoczonych.

Zadowolony jest pan ze sparingów przed walką z Owenem Beckiem?
- Jak najbardziej. Przyjechał do mnie Ukrainiec Jarosław Zaworotny. To bardzo dobry sparingpartner. Wytrzymały, silny i duży. Z takimi teraz muszę się mierzyć. Wprawdzie nie dokończył treningów ze mną, bo uskarżał się na ból żeber. Nie wiem, może to którymś z moich ciosów. Mimo tego udało mi się bardzo przygotować do walki z Beckiem. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wydaje mi się, że odkąd przeszedłem do wagi ciężkiej, jeszcze tak szybki nie byłem.

Szybkość to pewnie zasługa solidnego zbicia wagi. Ile pan teraz waży?
- Teraz ważę 105-106 kilogramów. Tak wagę chciałbym już utrzymać.

A jak z przygotowaniem kondycyjnym? Ma pan za sobą dwie walki w wadze ciężkiej, ale nie przeboksował pan nawet jeszcze jednej pełnej rundy. Z Beckiem tak łatwo chyba nie będzie i pewnie trzeba przygotować się na walkę na dłuższym dystansie.
- Nie ma co ukrywać, że Owen Beck to bardzo doświadczony zawodnik. Oglądałem jego walkę z Tony Thompsonem, w której został poddany. Nokaut nie ominął go jednak w ostatniej walce z Davidem Rodriguezem. Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli, to również może się skończyć przed czasem. Kondycyjnie też jestem przygotowany bardzo dobrze i spokojnie mógłbym przeboksować pełne sześć rund, bo nas tyle walka jest zakontraktowana. Jestem pewien jednego. Kibice zobaczą w najbliższą sobotę dobry boks w moim wykonaniu.

Mówi pan o tym, że może znów pokusi o to, by zakończyć walkę przed czasem. Wydaje się to wielce prawdopodobnie, bo pięć ostatnich pojedynków Beck przegrał albo przez KO, albo przez techniczny nokaut.
- Dlatego wydaje mi się, że też powinienem wygrać przed czasem, ale nie nastawiam się na taki finał. Kiedy jeszcze boksowałem amatorsko, to każdą walkę chciałem wygrywać przez nokaut, ale nigdy mi to nie wychodziło. Dlatego teraz, na zawodowych ringach, nie nastawiam się na nokauty. A że rywale nie wytrzymują moich ciosów? Cóż. Samo tak wychodzi. Rozpoczynając walkę, zawsze badam co rywal potrafi. Jak się ustawia, czy ma mocny cios. Jeżeli go nie ma, to podejmuję ryzyko. Jeśli zaś ma petardę w ręce, to staram się wstrzelić w ten moment, kiedy on zadaje cios. Boks to sport wielu możliwości. Przypomina on trochę szachy. Cały czas trzeba myśleć w ringu, by nokautującym ciosem dać przeciwnikowi mata.

Do tej pory nie walczył pan z zawodnikiem z takim rekordem. To będzie najbardziej doświadczony pięściarz z jakim przyjdzie panu walczyć na zawodowym ringu.
- Rzeczywiście to pięściarz, który boksował już z bardzo dobrymi zawodnikami. W starciu ze mną nie będzie miał nic do stracenia, w przeciwieństwie do mnie. Wciąż przecież jestem niepokonany na zawodowym ringu i chciałbym taki rekord utrzymać jak najdłużej. Wiele osób twierdzi, że stać mnie na to, bym w przyszłości był mistrzem świata. Sam zresztą jestem tego świadom. Mam zatem w tym starciu wiele do stracenia. Ale wiem, że jestem znakomicie przygotowany. Jestem pewny siebie i wiem, że tę walkę wygram.

Skoro jest pan tak pewny swoich umiejętności, to w którym roku chciałby pan zostać mistrzem świata? Pewnie tak cel został już nakreślony, ale do tego, by walczyć o mistrzostwo świata trzeba powoli dojrzewać. Nie da się od razu przeskoczyć kilku szczebli.
- Zgadza się. Tym bardziej w wadze ciężkiej, w której dojrzewa się późno. Nie ukrywam jednak, że chciałbym jak najszybciej dostać szansę walki o mistrzostwo świata. Stawiam sobie za cel, by powalczyć o pas może już za dwa lata, a maksymalnie za cztery. Wierzę niezmiernie w to, że zostanę pierwszym polskim mistrzem świata wagi ciężkiej. Mam masę kibiców, którzy w to wieżą. Mam też wspaniałych ludzi, którzy za mną stoją, począwszy od zaj... promotorów - Andrzeja Wasilewskiego i Piotra Wernera. Mam znakomitego trenera Fiodora Łapina, który naprawdę zna się na rzeczy. Przecież w tym co robię pomaga mi cały sztab ludzi. Nie brakuje mi zatem niczego, by zostać mistrzem świata, począwszy od chęci i talentu, a kończąc na całym zapleczu. Teraz tylko trzeba skupić się na ciężkiej pracy, która pozwoli mi niebawem zostać najlepszym zawodnikiem na świecie. Wierzę, że kiedyś przyjdzie taki moment, że Polska będzie ze mnie dumna. Jestem człowiekiem ambitnym i jak sobie coś postanowię, to dążę do tego ze wszystkich sił.

Słuchając pana, odnoszę wrażenie, że po wyjściu z więzienia w stu procentach poświęcił się pan boksowi?
- Tak jest. Poza boksem, nie mam w tej chwili żadnych zainteresowań. Od czasu do czasu, kiedy jestem w Krakowie, pójdę sobie obejrzeć mecz. To jednak rzadka sytuacja w ostatnim czasie. Mieszkam obecnie z kobietą mojego życia i szykuję się do kupna mieszkania w Warszawie, do której się tak naprawdę już się przeprowadziłem. Wszystko stawiam na boks. Trenuję ciężko dwa razy dziennie. Nawet nie staram się plątać po mieście, bo nie chcę kusić losu. Po co ma mnie ktoś zaczepić. Przesiedziałem w więzieniu półtora roku. Może to nie jest dużo, ale uciekło kilka ładnych miesięcy kariery. Może gdybym tam nie trafił już miałbym za sobą walkę o mistrzostwo świata wagi juniorciężkiej.

Nie przeszkadzają panu głosy fachowców, którzy twierdzą, że wciąż nie znamy pana wartości, bo do tej pory walczył pan ze słabymi rywalami i na dodatek zazwyczaj dość krótko?
- Nie przejmuję się tym, co mówią fachowcy. Przecież kiedy boksowałem jako amator i wygrywałem ze znakomitymi zawodnikami, w tym z mistrzem świata, to i tak niewielu wierzyło w to, że mogą coś osiągnąć. Oczywiście mają rację pod jednym względem. Do tej pory nie stoczyłem walki w wadze ciężkiej na pełnym dystansie. To jednak nie była moja wina, że rywale się przewracali.

Niedawno miał pan okazję spotkać się z byłym mistrzem świata wagi ciężkiej Lennoxem Lewisem.
- Ktoś mu o mnie powiedział. Podczas gali siedziałem trzy stoliki od niego, ale  pewnym momencie podszedł do mnie ktoś od niego i zaprosił mnie do stolika Lewisa. Były mistrz świata zaczął prawić mi same komplementy. Mówił, że dawno nie widział w wadze ciężkiej tak szybkiego zawodnika, który na dodatek potrafi jeszcze mocno uderzyć. Przyznał, że mam niesamowitą łatwość zadawania ciosów. Nie ukrywam, że bardzo się ucieszyłem z tych słów. W końcu padły one z ust wspaniałego zawodnika.

Po takich słowach nie uderzy do głowy woda sodowa?
- Nie ma mowy. Zazwyczaj to, co mówią o mnie ludzie mam głęboko w czterech literach, ale słowa Lewisa wziąłem sobie do serca. Ten mistrz najwyraźniej widzi we mnie wielki potencjał. Zresztą sam też wiem, na co mnie stać. Słowa Lewisa potwierdzają tylko to, że to co robię, idzie we właściwym kierunku. To jeszcze dodatkowo mnie motywuje. Woda sodowa na pewno mi do głowy nie uderzy, bo cały czas zapieprzam po to, by być jeszcze lepszym. Zresztą już w sobotę będzie można zobaczyć, co wydarzy się w ringu.

Rozmawiał: Tomasz Kalemba, Onet Sport {jcomments on}