Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Teraz niepotrzebnie nie zużywam energii na głupie rzeczy, typu odpychanie przeciwnika, które nie są związane ze sportem - mówi w rozmowie z eurosport.interia.pl Artur Szpilka, bohater sobotniej walki wieczoru w Arenie Gliwice, gdzie skrzyżuje rękawice z Mariuszem Wachem.

Czy spodziewa się pan kolejnych prowokacji ze strony Mariusza Wacha, jak ta, gdy wręczył panu kotka-maskotkę?
Artur Szpilka: Mam to w nosie, bo mnie dzisiaj już nie da się sprowokować. Wiem, ile i jak ciężko przepracowałem obóz przygotowawczy i mam świadomość, jak wiele mam do zyskania. Zdaje mi się, że na tyle dorosłem do pewnych rzeczy, że po prostu sam potrafię sobie zmieniać nastoje i emocje. Dokładnie wiem, co mi sprzyja, a co nie. Skupiam się tylko i wyłącznie na swoich rzeczach.

Czyli jeśli ktoś dopuszcza scenariusz, że w ostatnich momentach przed walką wróci pan do starych demonów, to będzie rozczarowany?
Powtarzam słowa Marka Piotrowskiego: jestem jak kot, który kumuluje w sobie całą energię, a w dniu walki zrobię wszystko to, co przerobiłem na treningu. Dzięki temu teraz niepotrzebnie nie zużywam energii na głupie rzeczy, typu odpychanie przeciwnika, które nie są związane ze sportem. Do tego trzeba było dorosnąć i dopiero teraz zobaczyłem, że takie zagrywki nie przynoszą wiele dobrego. Zrozumiałem na własnej skórze, że ring wszystko weryfikuje, więc lepiej zachować parę rzeczy dla siebie, wejść do ringu i pokazać najlepszą wersję samego siebie.

Na kilkadziesiąt godzin przed pierwszym gongiem ma pan spokojną głowę?
Jak najbardziej. Dlatego rezygnuję z wielu rzeczy, które mogłyby mnie zdekoncentrować. Skupiam się na tym, by w sobotę jak najlepiej wykonać swoją robotę w ringu. Już nic nie jest w stanie wybić mnie z właściwego nastawienia.

Pełna treść artykułu na Interia.pl >>