Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Walki Floyda Mayweathera Jr. z Conorem McGregorem nikt nie traktuje poważnie, ale obejrzą ją miliony ludzi. Z jednej strony niepokonany, wyjątkowy mistrz boksu, który zdobywał światowe tytuły w pięciu kategoriach wagowych, z drugiej gwiazda mieszanych sztuk walki, najbardziej rozpoznawalny czempion UFC.

To oni, Floyd Mayweather Jr. i Conor McGregor, wyjdą w sobotę na ring w T-Mobile Arena w Las Vegas, by stoczyć 12-rundowy pojedynek na zasadach bokserskich. Kopnięcia, dźwignie, uderzenia kolanami i łokciami wykluczone, tylko czysty boks, w którym Floyd Jr. jest arcymistrzem.

Wokół ringu zasiądą celebryci z pierwszych stron amerykańskich gazet – znani aktorzy, piosenkarze, raperzy. Wymienienie wszystkich potrwałoby dłużej, niż może potrwać sama walka.

29-letni McGregor mówi: – Znokautuję go w pierwszej rundzie. To brzmi zabawnie, bo z kimś takim jak Mayweather nie zmierzył się nigdy, nawet na treningu. W podobnym tonie wypowiada się mistrz boksu wracający po dwóch latach z emerytury, by wystąpić w widowisku, które przyniesie gigantyczne dochody. Ale ktoś, kto nie przegrał od 1996 roku i zarobił w ringu pół miliarda dolarów, ma prawo do pewności siebie.

McGregor urodził się i dorastał w Crumlin, budzącej grozę, targanej walkami zwaśnionych gangów części Dublina. Irlandczyk w ekspresowym tempie przebył drogę prowadzącą do największej organizacji MMA, Ultimate Fighting Championship. Dziś jest jej twarzą i najlepiej opłacanym zawodnikiem. Z biznesowego punktu widzenia próba zderzenia boksu, reprezentowanego przez jej najsłynniejszego przedstawiciela z kimś takim jak McGregor, była tylko kwestią czasu. Taka walka musiała dojść do skutku, bo finansowa pokusa dla obu stron była nie do odparcia.

Pełna treść artykułu w "Rzeczpospolitej" >>