Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

 

Zostałem stworzony do tego, żeby być pięściarzem. Kocham boks, przez lata był całym moim życiem. Ale teraz prawie go nie oglądam. Wolę MMA, tam na każdej gali są ekscytujące walki – podkreśla legendarny Mike Tyson, najmłodszy mistrz świata wagi ciężkiej. „Żelazny Mike” opowiada nam też m.in. o trenowaniu swojej córki, najlepszym według niego współczesnym pięściarzu wagi ciężkiej, powodach przejścia na weganizm i fascynacji konopiami.

Słyszałem, że nie ogląda pan boksu zbyt często, unika też typowo pięściarskich ćwiczeń w sali treningowej. Dlaczego?
Mike Tyson: Nie mam na to czasu. Trenuję córkę, która gra w tenisa. Każę jej wykonywać wszystkie ćwiczenia, jakie mi przyjdą do głowy, a jestem zbyt leniwy by je zrobić. (śmiech) Ma dopiero 10 lat, a codziennie robi po trzysta powtórzeń „brzuszków” czy ćwiczeń na nogi. Do tego oczywiście ma zajęcia z piłkami. Dziewczyna jest niesamowita.

Jakimi cechami musi wyróżniać się wielki pięściarz?
Żeby odnieść sukces w boksie, potrzebna jest bardzo ciężka praca i poświęcenia. Rezygnacja z wszystkiego i oddanie się temu, by zostać najlepszym na świecie. Musisz skupić się tylko na tym. Zaniedbać każdy inny aspekt życia, nawet rodzinę, ale zakochać się w boksie. Żonę, dziewczynę czy kochankę możesz oszukać i czasem ujdzie ci to na sucho. Z boksem jest inaczej. Ten sport nie wybacza błędów, gorszych dni czy jakiejkolwiek oznaki słabości.

Dlaczego ceni go pan wyżej niż Tysona Fury’ego czy rodaka Deontaya Wildera?
Myślę, że bije mocniej od nich. Ma też więcej doświadczenia, choćby z boksu amatorskiego. Jeśli Joshua pozwoli na to, by pierwsza porażka podcięła mu skrzydła, będzie mógł winić tylko siebie. Wtedy Fury i Wilder go wyprzedzą. Okaże się, że faktycznie byli od niego lepsi. Porażka nie jest czymś strasznym. To się zdarza każdemu. Prawdziwą klęską w boksie nie jest to, że ktoś cię znokautuje. Najgorsza rzecz, jaką może zrobić pięściarz, to się poddać. Stracić wiarę we własne umiejętności, nie chcieć dalej walczyć. Stracić ducha wojownika. To jest porażka, a nie zagapienie się czy jakiś „lucky punch” rywala.

Jak Mike Tyson w najwyższej formie, z końca lat 80. czy początku 90., poradziłby sobie z Joshuą, Wilderem czy Furym?
Moje ego każe mi powiedzieć, że żaden z nich nie miałby ze mną szans i skopałbym wszystkim dupska. Ale prawda jest taka, że od czasu kiedy rządziłem w wadze ciężkiej boks bardzo się zmienił. Wszystko poszło do przodu. Pięściarze jedzą inaczej niż w naszych czasach, są dużo więksi. Moim zdaniem za 20 lat będzie inaczej. Zawodnicy zaczną zdawać sobie sprawę z tego, że mięso to trucizna, która ich zabija. Będą jeść głównie owoce, warzywa czy produkty z ziaren. Wtedy boks znów się zmieni.

Pełna treść artykułu na Polskatimes.pl >>