Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


W sobotę w Arabii Saudyjskiej rewanż, który przesądzi o układzie sił w wadze ciężkiej. Stawką trzy pasy.

Trzydzieści sekund upłynęło od chwili posadzenia na tyłek Andy’ego Ruiza juniora przez Anthony’ego Joshuę do momentu, w którym wielki faworyt, znacznie przewyższający pretendenta sławą, zarobkami, wzrostem i tężyzną fizyczną, sam znalazł się w tarapatach, upadając na deski. Był 1 czerwca bieżącego roku, trwała trzecia runda pojedynku o mistrzostwo świata IBF, WBA i WBO wagi ciężkiej w nowojorskim Madison Square Garden. Broniący tytułów Brytyjczyk debiutował na amerykańskim ringu zawodowym.

Miał zacząć triumfalny marsz ku zawojowaniu USA, ale wszystko zmienił jeden cios – kontrujący lewy sierpowy Ruiza w błędnik Joshuy. „AJ” zachwiał się jak chochoł na wietrze i wkrótce dwukrotnie upadł. W czwartej i piątej rundzie wyglądało na to, że powoli odzyskuje werwę, lecz już w szóstej, pod presją lekceważonego grubaska z Kalifornii, można było odnieść wrażenie, że najchętniej wydostałby się za liny. Twarda szczęka, szybkie ręce i kontrujące ciosy pozwoliły Ruizowi wnieść ręce na znak triumfu w siódmym starciu, po dwóch kolejnych nokdaunach.

Sensacja? Mało powiedziane. Co śmielsi komentatorzy przed sobotnim rewanżem piszą wręcz o tym, że kariera 30-letniego Joshuy zawisła na włosku. 

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>