Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Deontay Wilder (42-1-1, 41 KO) nie może pogodzić się z porażką w rewanżu z Tysonem Furym (30-0-1, 20 KO). Amerykanin swoją słabszą postawę tłumaczy zbyt ciężkim strojem, w jakim wyszedł do ringu, a w kwestii przerwania walki podejrzewa spisek, którego główną postacią miałby być... czempion WBC wagi super średniej Anthony Dirrell.

"Bronze Bomber" stwierdził w rozmowie z boxingscene.com, że jeden z jego trenerów Mark Breland mógł poddać go w siódmej rundzie... gdyż uległ presji ze strony Dirrella, który przez dłuższy czas krzyczał spod ringu, by rzucić ręcznik. Trenerem Dirrella jest SugarHill Steward, który od kilku tygodni trenuje także Fury'ego. 

- W pierwszej walce z Ortizem byłem bardziej zamroczony niż z Furym. Tutaj nadal byłem w pełni świadomy, wiedziałem, co robię. Wiedziałem, jak poruszać się w ringu. (...) A tu nagle mój trener ulega wpływowi gościa, który pracuje z trenerem rywala. To jednak daje do myślenia - powiedział Wilder, który rozważa usunięcie Brelanda ze swojego teamu. 

Tymczasem Kenny Bayless, komentując przerwania walki w wywiadzie dla "The Ring", oświadczył, że nawet gdyby nie było żadnej reakcji ze strony narożnika Deontaya Wildera, on sam mógłby przerwać nierówną rywalizację kilka chwil później. 

- Obawiałem się o zdrowie Wildera i pytałem go, czy chce walczyć dalej. On chciał, bo jest wojownikiem. Ale po szóstej rundzie dobrze się mu przyjrzałem, bo miałem już obawy. Inkasował zbyt dużo ciosów. Gdyby nawet narożnik go nie poddał, sam byłem już bliski zastopowania walki - powiedział Bayless.