Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Trener Mark Breland, którego Deontay Wilder (42-1-1, 41 KO) obarczył częścią odpowiedzialności za lutową porażkę z Tysonem Furym (30-0-1, 21 KO), przerwał wreszcie milczenie, zabierając głos w mediach społecznościowych. Szkoleniowiec, niedawno wyrzucony ze sztabu "Bronze Bombera", nie ustosunkował się jednak do absurdalnych oskarżeń rzucanych przez swojego byłego podopiecznego (m.in. przedwczesne poddanie walki, zatrucie wody podawanej w narożniku), a jedynie podziękował za wsparcie bokserskiej społeczności.  

- Każdy kto mnie zna, wie, że nie lubię się z nikim siłować, no chyba że w ringu. Do boksu trafiłem, gdy miałem osiem lat, więc nie poświęciłem na ten sport fragmentu mojego życia, ja moje życie oddałem mu w całości. Czegoś takiego jak teraz nie widziałem jednak nigdy przez te wszystkie lata - napisał złoty medalista olimpijski z 1984 roku.

- Pojawiłem się w mediach społecznościowych tylko przez moją dziewczynę. Byliśmy gdzieś kiedyś i pokazała mi jakieś zdjęcie, mówiąc: "Dlatego w takim momencie potrzebujesz mediów społecznościowych. Są ludzie, którzy cię podziwiają i w ten sposób możesz mieć z nimi kontakt." Pytała mnie potem też, czy nie jestem tym zmęczony i czy nie chcę wrócić do życia bez tego. Zawsze odpowiadałem że nie, bo dzięki temu dostawałem masę miłości i wsparcia, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że ciężka praca, którą włożyłem w moją karierę, była tego warta - przyznał Breland, podsumowując: - Przeczytałem tysiące komentarzy i zobaczyłem tysiące filmów. Dziękuję za wszystkie wasze dobre słowa.