Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Witalij KliczkoPrzed pierwszą zawodową walką w karierze bał się tak bardzo, że nie wiedział, czy odważy się wejść do ringu. Wspomnienie jest prawdziwe, choć dziś trudno w nie uwierzyć. Witalij Kliczko (42-2, 39 KO) ma na koncie 44 walki, 42 zwycięskie. Przegrywał tylko wtedy, gdy był kontuzjowany. Teraz Ukraińcowi rękawicę rzuca Tomasz Adamek (44-1, 28 KO).

Słaby punkt Lennoksa Lewisa? - Szklana szczęka. I ja to wykorzystam - zapowiedział Witalij Kliczko. Wierzył w siebie. Wierzył, że pobije Brytyjczyka. Prawie się udało. Zmierzyli się 21 czerwca 2003 roku w Los Angeles. Ponad trzy lata wcześniej Kliczko został pokonany po raz pierwszy. Przegrał z Chrisem Byrdem. Po dziewiątej rundzie sam zrezygnował, kontuzjowane ramię bolało go zbyt mocno.

W walce z Lewisem nie zamierzał rezygnować. Pierwsza runda była wyrównana. W drugiej to Witalij był górą. Zachwiał wielkim rywalem. Niedowierzanie, szmer na trybunach. Jeden potężny cios, drugi. Ale Lewis nie padł, cały czas stał. I bił. Twarz Ukraińca zalana była krwią. Rozcięcia nad i pod lewym okiem tak duże, że widoczne z ostatnich rzędów hali Staples Center. Sędzia nie miał wątpliwości - po szóstej rundzie przerwał pojedynek. Kliczko protestował, chciał walczyć. Lewis chodził po ringu, rękę miał wysoko uniesioną. Był zwycięzcą. Ludzie gwizdali.

Po tej porażce Ukrainiec powiedział, że został obrabowany. Ale... Doktor Pearlman Hicks wyjawił, że Kliczce trzeba było założyć 60 szwów. Ukrainiec miał cztery poważne rozcięcia na twarzy. Rany miały się zagoić po dwóch miesiącach, do ringu mógł wrócić dopiero za pół roku. Tak mówił lekarz. Kliczko odpowiedział, że chce rewanżu. Natychmiast. Nigdy do niego nie doszło. Miesiąc temu, przed walką Kliczki z Odlanierem Solisem, Lewis stwierdził, że jest pod wrażeniem dokonań Witalija. - Wrócić po tylu latach przerwy, wygrywać walkę za walką - czapki z głów. To era braci Kliczków, powinni trafić do Galerii Sław. I Witalij, i Władymir. Zasługują na to. Tak mówił wielki Lewis. - Lennox był moim najtrudniejszym rywalem - odpowiedział Witalij Kliczko.

Stłamsić rywala, potem znokautować
W grudniu 2004 roku pokonał Danny'ego Williamsa. W 2005 roku miał dość walki z kontuzjami. - Życie boksera jest bardzo interesujące, ale bez boksu na pewno nie będę się nudził. Kończę karierę - ogłosił. Był po operacji prawego kolana, kilka razy odwoływał pojedynek z Hasimem Rahmanem. Nie chciał oszukiwać ani siebie, ani kibiców. Zamierzał zająć się polityką i akcjami charytatywnymi.

Na emeryturze wytrzymał blisko 4 lata. 1400 dni. Przed walką z Samuelem Peterem zagrzewali go do boju George Foreman, Joe Frazier, Lennox Lewis, Evander Holyfield i Mike Tyson. Tacy mistrzowie! - Zawsze byłem twoim fanem - powiedział Tyson.

Kliczko pobił Petera, odzyskał pas WBC - najcenniejsze trofeum w boksie, jak sam mówi. Tytuł obronił już sześć razy. Władymir jest mistrzem federacji IBF i WBO. Bracia rządzą, trwa wielka demolka w wadze ciężkiej. Można ich nie lubić. Można narzekać, że ich walki są nudne. Prawda - nie ma co liczyć na to, że któryś z braci odgryzie rywalowi ucho, jak zrobił to kiedyś Tyson. Z Kliczkami jest mniej hałasu, mniej krwi, ale ich klasę trzeba docenić.

Witalij to pewność siebie, doświadczenie. Jest na tyle dobry, by każdemu narzucić swój styl walki. Stłamsić. I znokautować. - Krok po kroku wykańcza rywala. No i ta presja, którą on wywiera... To kumulacja jego ciosów łamie obronę przeciwnika - mówił Sosnowski po porażce z Witalijem. „Dragon" wie, co mówi, bo w maju 2010 roku Witalij złamał go w ten sposób. - To nie jest maszyna, więc można go pokonać - twierdzi Polak. - Ale ten ktoś musiałby stoczyć absolutnie perfekcyjny pojedynek.

Pokonać mógłby go Władymir. Do walki, którą pasjonowaliby się kibice na całym świecie, która dałaby braciom rekordowe gaże, nigdy nie dojdzie. Nie chcą ze sobą walczyć. Obiecali to swojej mamie. - To nasza wina, że nie mamy z kim boksować? Jesteśmy otwarci na każde wyzwanie - powtarza Witalij. Ma rację. Walczył z Solisem, który uważany był za tego, który może chociaż spróbować dobrać się Kliczce do skóry. Skończyło się na pierwszej rundzie i kontuzji Kubańczyka. Teraz Witalij zmierzy się z Tomaszem Adamkiem.

Polak docenia klasę rywala. Mówi o nim z szacunkiem. O Władymirze też. - Witalij ma już sporo lat, ale jest silniejszy od brata i odporniejszy na ciosy. Władymir jest lepszy technicznie, ale nie ma tak twardej szczęki. U każdego znajdzie się słabe punkty. Pokonać można obydwu - przekonuje Adamek.
Dzieciństwo Witalija i Władymira? Ciągłe przeprowadzki. Ojciec braci był żołnierzem w siłach powietrznych. Witalij urodził się w Kirgistanie, młodszy o pięć lat Władymir w Kazachstanie. - Poznaliśmy inne kultury, innych ludzi. Dlatego teraz jesteśmy otwarci na wszystkich - wspomina Witalij.

Czasy były ponure. - Przeszliśmy pranie mózgu, tak to trzeba określić. Związek Radziecki był dobry, Ameryka zła. Takie hasło obowiązywało. Amerykanie byli szaleńcami, którzy chcą zabić dobrych ludzi w Związku Radzieckim. I my w to wierzyliśmy. Dzieci miały powtarzane, że jeżeli będzie taka potrzeba, za kraj trzeba oddać życie - mówi Kliczko.

Ale byli szczęśliwi. Pamięta taką sytuację: wstaje rano i mówi rodzicom, że chce rower. Na drugi dzień go dostał. Miał lekcje muzyki i fotografii, trenował strzelanie z pistoletu automatycznego. Potem, kiedy był już zawodowym bokserem i mieszkał w Hamburgu, przyjaciel poprosił go, by wspólnie poszli na zawody strzeleckie. Witalij zajął w nich drugie miejsce. Dopiero wtedy przyznał się, że wie, o co chodzi w tym sporcie. Ojciec powtarzał synom, że edukacja jest najważniejsza. W domu obowiązywała dyscyplina. - Każdego dnia po szkole musiałem wejść do gabinetu ojca i powiedzieć, jakie dostałem oceny. Nie lubiłem tego. Dzisiaj wiem, że to było dla mnie dobre - twierdzi Witalij. I on, i Władymir mają doktoraty.

Saleta wygrywa z Kliczką
Starszy z braci próbował różnych sportów, strzałem w dziesiątkę okazały się jednak sporty walki. Był rok 1989, może 1990. Witalij bardzo chciał zostać dobrym kick bokserem. Z ukraińską reprezentacją regularnie przyjeżdżał do Warszawy, by ćwiczyć na AWF-ie. Rzucał się w oczy. Bardzo wysoki chłopak, dobrze zbudowany, cholernie ambitny. I surowy technicznie. Tak go zapamiętał Jacek Urbańczyk, który trenował na AWF-ie. Najlepsi w kick boxingu byli wtedy Marek Piotrowski i Przemysław Saleta, który ćwiczył w grupie Andrzeja Palacza. Ukraińcy mieli swoich trenerów, czasami sparowali jednak z Polakami. Witalij zostawał po zajęciach, rozmawiał z naszymi zawodnikami, prosił, by mu pokazać nowe ćwiczenia.
To wtedy zakolegował się z Saletą, który krótko potem został mistrzem świata. - Przed moją walką o tytuł Witalij przyjechał do Warszawy specjalnie po to, by ze mną sparować - opowiadał Saleta „Magazynowi Sportowemu" rok temu, przed walką Kliczki z Albertem Sosnowskim. - Był duży i silny, a ja zawsze miałem w kick boxingu problemy ze sparingpartnerami. Trenowałem z bokserami, którzy oczywiście nie zgadzali się na kopanie. Sparingów z Witalijem nie pamiętam za dobrze, ale wiadomo, że miałem nad nim przewagę. Ja byłem doświadczony, a on miał 18 lat i dopiero się uczył. Pamiętam za to, że już wtedy był bardzo niewygodnym rywalem. Te jego ruchy... Nigdy nie wiadomo, co zrobi. I bije bardzo mocno. Saleta stoczył walkę z Witalijem. - Na lodowisku ułożono podłogę i rozstawiono ring. Zimno było strasznie. Wygrałem siedem rund, na punkty - mówi Polak.

Witalij przyjeżdżał do Warszawy jako kadrowicz i podczas zgrupowań mieszkał na AWF. Bywał też w Relaksie - słynnej knajpie na terenie uczelni. - Chodziliśmy tam razem. I nie pamiętam żadnej zadymy z jego udziałem. To nie był i nie jest gość, który chce się napić i rozrabiać. Nie jest rozrywkowy - twierdzi Saleta.

W kick boxingu Kliczko sześć razy był mistrzem świata - najpierw amatorów, potem zawodowców. I rzucił ten sport. Wyznaczył sobie nowy cel - boks. Był rok 1996. Panią Nadię, matkę braci Kliczków, odwiedził Don King. Słynny promotor chciał, by Witalij i Władymir zostali jego bokserami. Z panią Nadią napił się wódki, nic jednak nie wskórał.

Zaprosił braci do swojej rezydencji na Florydzie, ale znowu nie udało mu się podpisać z nimi kontraktów. To Witalij odmówił. Powiedział, że King nie jest szczery.
W tym samym roku Władymir został w Atlancie mistrzem olimpijskim. Witalij na igrzyska nie pojechał. Został usunięty z reprezentacji, bo w jego organizmie wykryto sterydy. Nie wypiera się, że je brał. Więcej - do wszystkiego się przyznał. Tłumaczył, że sterydy były użyte jako lek przeciwbólowy po kontuzji nogi.
Po igrzyskach bracia podpisali kontrakty z niemiecką grupą promotorską „Universum". Zostali zawodowcami. Zaczął się nowy rozdział w ich życiu.

Zakrętas za ucho
- Wtedy poznałem Władymira, a z Witalijem na dobre się zakumplowałem - mówi Saleta, który dołączył do Universum kilka miesięcy później. - Oni od zawsze kolekcjonowali samochody, pamiętam ich kanarkowe volvo 850. Po podpisaniu kontraktu z Universum kupili jeepa wranglera. Kiedy włóczyliśmy się we trzech, musieliśmy zabawnie wyglądać. Albo groźnie. Ja mam 194 cm, a jestem najmniejszy.

Saleta zaczął z braćmi sparować. I nie są to dla niego wesołe wspomnienia. - Sparingów z Witalijem nie cierpiałem. Każde uderzenie bolało. Prawą ręką ciosy zadaje tak, że widzisz nadlatującą pięść, blokujesz uderzenie, a i tak dostajesz w tył głowy, za ucho, takiego zakrętasa. Trudno to wytłumaczyć. Jego atutem jest wzrost, refleks i dobra praca nóg. W dystansie kontroluje wszystko. Jak ktoś chce się przedrzeć, to Witalij robi klincz i dalej walczy po swojemu.

Nikt nie chciał z nimi sparować. Bracia byli bardzo groźni, przynajmniej w początkach zawodowej kariery. Każdy trening traktowali jak wojnę. - Dlatego nie sparują ze sobą - twierdzi Saleta. - Zrobili to raz i zakończyło się bitwą, katastrofą. Nie widziałem tego, ale słyszałem, że chcieli się pozabijać. Jestem w stanie w to uwierzyć, bo byłem świadkiem, jak pierwszego dnia zgrupowania bułgarskiego pięściarza odwieziono do szpitala. Złamań nie ma co liczyć - nosy, szczęki, ręce, wszystko pękało. Po pierwszym sparingu jeden z Amerykanów w nocy wyjechał na lotnisko, po prostu uciekł.

Sport to dla Witalija za mało. Ma dom w Los Angeles, ale interesuje się sprawami Ukrainy. Zaangażował się w politykę, na początku 2010 roku założył partię Ukraiński Demokratyczny Alians na rzecz Reform, której został liderem. Wcześniej startował w wyborach na burmistrza Kijowa. Wsparł Pomarańczową Rewolucję, na Majdanie przemawiał do swoich rodaków. W walce z Dannym Willimsem miał pomarańczową szarfę przy spodenkach.

Jego żona, Natalia, przyznała, że bała się o męża. Powiedziała, że polityka jest bardziej niebezpieczna od boksu. Pobrali się w 1996 roku, mają trójkę dzieci. - Inwestuję w ich edukację. Mam marzenie, by uczyły się na Harvardzie. A to marzenie będzie mnie sporo kosztowało - mówi Witalij. Człowiek rodzinny. Spokojny. - W boksie wszystko jest prostsze, jeżeli ma się takiego brata - twierdzi Władymir. - Witalij to urodzony wojownik, ja musiałem długo na sobą pracować, by się nim stać.
Witalij w lipcu skończy 40 lat. I już jako czterdziestolatek - 10 września - zmierzy się z Adamkiem.

Rafał Kazimierczak, "Przegląd Sportowy"{jcomments on}