Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Leszek Jankowiak i jego koledzy to przede wszystkim pasjonaci sportu. Żaden z nich nie utrzymuje się wyłącznie z pracy przy galach. A praca ta jest skrajnie stresująca. Raz dostaniesz słowem, a raz krzesłem lub z nogi. Rzadko kiedy jednak rezygnujemy z tego, co pokochaliśmy miłością pierwszą. A sport właśnie taką miłością się darzy.

W jakim najdziwniejszym miejscu przyszło ci pracować?
Leszek Jankowiak: Chyba na pikniku “Snary”, przy jakiejś stajni.

To tak z dala od sielankowej atmosfery. Podczas której z gal czułeś się najbardziej zagrożony?
Na pewno trudno pracowało mi się na pierwszej gali w Groznym. Tam była taka atmosfera, że już w trakcie walki miało się poczucie, że zaraz odbędzie się lincz.

Mówisz o gali Czagajew-Browne.
Tak, ale ja sędziowałem dwie poprzednie walki o pasy IBO. W jednej z nich wygrał moim zdaniem Czeczen, a w drugiej wygrał Ali Funeka. Tak wypunktowałem ja, tak wypunktował Paweł Kardyni, chociaż w mniejszym wymiarze. I zrobiło się straszne zamieszanie. Do superviora (Igora Mazurowa z Moskwy) ktoś podszedł i powiedział, że jak nie zmieni tego werdyktu, to go zabiją. A tam, wiesz, na trybunach dyktator Kadyrow, który finansuje gale, jest na każdej, który potrafi przybiec w przerwie do narożnika i tłumaczyć bokserowi, co powinien zrobić, któremu pięściarz potrafił oddać przed chwilą zdobyty pas. Mając świadomość, że jest to osoba tam bardzo czczona – a politycznie na pewno nie idealna, otoczona facetami z brodą z karabinami (tego wojska wokół niego jest naprawdę bardzo dużo), miało się wrażenie, że odbędzie się to na zasadzie – Kadyrow wskaże palcem i powie: “to tak naprawdę oni przegrali, zabrać ich”.

Jak zareagował supervisor?
Powiedział, że werdyktu nie zmieni. A ja już miałem w głowie takie myśli… Pewnie część osób to rozśmieszy, bo to takie patetyczne, ale pomyślałem sobie – nawet jeszcze w trakcie sędziowania – „Niech się dzieje co chce. Ten Funeka jest po prostu lepszy. Cholera, jak mam zginąć w tej Czeczeni, to chociaż, żebym wypunktował dobrze. Czyli zgodnie ze swoim sumieniem”.

Kiedykolwiek przy rozdzielaniu pięściarzy otrzymałeś cios?
Gdzieś tam dostałem w rękę, może tutaj na brzuch. Raz jeden z bokserów w jakiejś niewielkiej hali pod Warszawą – stanął mi na nogę. Akurat na tę, którą chciałem ruszać, w związku z czym się wywróciłem. Bokserzy przestali boksować, ludzi zaczęli się śmiać. Doznałem więc bardziej uczucie wstydu niż bólu, że gdzieś tam cios się o mnie otarł.

Jak to jest ze środowiskiem sędziów?
U nas nawet te starsze osoby to ludzie, którzy mają z czego żyć. Włodzimierz Gulc, Piotr Kozłowski. Oni mają jednocześnie najdłuższy staż w boksie amatorskim. I nawet jeśli popełniają błędy, mam do nich masę szacunku. Włodka Gulca to trzeba namówić, żeby pojechał i gdzieś zasędziował. Jest po zawale.

Dobrze, że nie ma Twittera.
Tak, dobrze, że nie ma Twittera. To jest szerszy problem w ogóle mediów społecznościowych. Ja nie twierdzę, że ci, którzy krytykują nie mają zielonego pojęcia, pewnie pojęcie mają. Ale wielu z tych ludzi jest dopiero na początku swojej drogi życiowej i po prostu – moim zdaniem – brak im pokory. Ja jak widzę, że ktoś się zagapił i przeszedł przez ulicę nie w tym miejscu, czy przygotował coś inaczej niż powinien, to nie piszę do wszystkich dookoła, że do więzienia, odstrzelić, wymienić.

Pełna treść artykułu na Sporteuro.pl >>