Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Mateusz Mazik, pięściarz RMKS-u Rybnik, został przyłapany na stosowaniu zakazanych środków, co zamyka mu drogę na IO w Londynie i stawia pod dużym znakiem zapytania dalszą karierę reprezentanta kraju w boksie amatorskim.

Podczas meczu ligowego w Białymstoku Mazik (56 kg) został poddany kontroli antydopingowej. W organizmie rybnickiego boksera wykryto substancję niedozwoloną - THC, czyli składnik aktywny marihuany i haszyszu.

Zawodnik został zawieszony przez władze boksu. - Sprawa jest w toku. Najprawdopodobniej zostanie zdyskwalifikowany na dwa lata, bo takie są przepisy - mówi Mariusz Durjasz, kierownik wyszkolenia PZB. Związek wyda decyzję podczas przyszłotygodniowego posiedzenia zarządu w Pile.

Mazik w rozmowie z "Gazetą" nie chce komentować sprawy. - Nie poczuwam się do winy, i tyle. Ale wiem, że stoję na straconej pozycji - przyznaje młody bokser i odsyła do oświadczenia zamieszczonego na klubowej stronie, w którym m.in. czytamy: "Na mecz ligowy do Białegostoku pojechałem bezpośrednio z 11-dniowego zgrupowania kadry narodowej w Anglii. W trakcie podróży nie jadłem żadnych posiłków (zbijałem wagę) i nie paliłem nieznanych papierosów. Tak więc informuję, że ostatnie posiłki i napoje oraz odżywki spożyłem na obozie w Anglii oraz napoje w samolocie i Warsie w pociągu z Warszawy do Białegostoku. Dlatego też nie miałem żadnych obaw przy badaniu antydopingowym".

Dla Anatola Jakimczuka, klubowego trenera Mazika, który prowadzi 22-letniego zawodnika od dekady, jest to zaskoczenie. - Najdziwniejsze jest to, że nie chodzi o żaden środek dopingujący, ale zakazany, który nic bokserowi nie daje! - nie dowierza trener.

Czy w przypadku zawodnika zemścił się brak profesjonalnego podejścia?

Jakimczuk zdradza, że miał sygnały, iż jego podopiecznemu zdarzało się palić papierosy. Ale sam go na tym nigdy nie przyłapał. - Sumiennie pracował. Był przecież na ME, we wrześniu czekały go MŚ, a potem może i olimpiada - mówi trener RMKS-u. I dodaje: - Ktoś go mógł czymś poczęstować, nawet nieświadomie. Tak to wygląda, jakby zapalił, jak to mówią, "jointa". Tak ja sobie myślę, bo on się do niczego nie przyznaje.

Jednocześnie nadmienia, że Mazik dosyć często w różnych zawodach w kraju i za granicą był poddawany kontroli antydopingowej.

Bokser z rybnickich Boguszowic nie poddał się badaniu próbki B, tłumacząc to względami finansowymi. Koszt badania to 800 zł, a zawodnik musiałby go pokryć w własnej kieszeni. Durjasz: - Skoro nie poddał się drugiej próbce, przystał na to, że faktycznie tak było.

Jakimczuk: - Nie miał na to pieniędzy. A zresztą nic by to nie dało. Jak świat istnieje, to jeszcze nikomu próbka B nie dała innego wyniku.

Mazikowi przysługuje prawo odwołania, ale zdaniem jego trenera nic ono nie da. - Jak już wykryli, to koniec. Umarł w butach. Szansa na uniknięcie dyskwalifikacji jest równa zeru - uważa Jakimczuk.

Szczególnie żałuje zaprzepaszczonej szansy na wyjazd na igrzyska. - Był nawet u nas facet z Florydy, który namawiał go na zawodowstwo. Ale powiedzieliśmy sobie z Mateuszem, że wytrwamy do Londynu. A teraz wszystko wzięło w łeb. Jak go zdyskwalifikują, to nie będę go trzymał w klubie. Nie ma takiego prawa - mówi trener. Dodaje, że kiedy sprawa wypłynęła, do zawodnika zaczęli zgłaszać się promotorzy grup zawodowych. - Na pewno nie będzie czekał tyle czasu i pójdzie do boksu zawodowego - przewiduje trener. Tam ewentualna dyskwalifikacja nie obowiązuje.