Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

 
Ukraść luksusowy wóz, ze “spalocha” wziąć dla niego VIN, podłożyć w urzędzie “lewe papiery”, sprzedać, wyłudzić od państwa VAT, uciec z kasą: tak przez trzy lata działała rzeszowska grupa przestępcza, którą miał kierować znany bokser Dawid K.
 
To był mało wyrafinowany, ale skuteczny sposób na zdobycie „lewych” pieniędzy. Tak wynika z aktu oskarżenia, z którym mogliśmy się zapoznać. Jeden celnik, jeden znany bokser z koneksjami, jeden „mózg operacji”, jedna księgowa bez zahamowań etycznych plus kilku prezesów - słupów kilku spółek, które poza wystawianiem faktur nie zajmowały się niczym.
 
Ukraść, sfałszować, sprzedać. Proste, skuteczne, ale krótkie nogi miało, bo po trzech latach funkcjonowania takiej grupy lubelska Prokuratura Krajowa kilkanaście osób postawiła w stan oskarżenia. I gdyby nie postać znanego boksera, opinie społeczna potraktowałaby tę „wpadkę” jako zwykły dzień w życiu szemranej przedsiębiorczości w Polsce.
 
Dawida K. policjanci Centralnego Biura Śledczego zgarnęli w Lublinie. Ledwie dwa lata cieszył się wolnością po odbyciu wyroku za czerpanie korzyści z cudzego nierządu. Tymczasowy areszt mija mu w połowie sierpnia. Początkowo przyznał się do stawianych mu zarzutów i prosił o możliwość dobrowolnego poddania się karze bez przeprowadzania procesu, ale kiedy prokurator „dorzucił mu” do oskarżenia także przestępstwa karno-skarbowe, wycofał się z przyznania się do winy.
 
Niemal wszyscy z kilkunastu osób oskarżonych o działanie w grupie, również prosili o dobrowolne poddanie się karze. Krzysztof K. też. W kręgach policyjnych mówi się, że to on, a nie Dawid K. był mózgiem operacji. I to on „sypał” kumpla Dawida. I wcale nie dlatego, że liczył na łagodny wymiar kary, ale z zemsty: Kiedy siedział w więzieniu, dotarło do niego, że Dawid wykazał się wobec niego daleko posuniętą nielojalnością. Natury obyczajowej. Lubelscy prokuratorzy przyznają: Krzysztof K. „złożył obszerne wyjaśnienia, na podstawie których ustalono znaczną część stanu faktycznego”.