Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Andrzej CichyZadzwonił do mnie Fiodor Łapin: - Andrzej Cichy nie żyje - powiedział. W pierwszej chwili nie uwierzyłem, pomyślałem, że to jakaś okropna pomyłka; Cichy, mężczyzna ogromnej postury, okaz zdrowia - to niemożliwe! Ale chwilę później, kiedy otrzymałem kolejny telefon, tym razem od Daniela Bartłomowicza, wątpliwości już nie miałem; zmarł nasz przyjaciel, wielbiciel boksu i opiekun utalentowanego pięściarza, Pawła Kołodzieja, Andrzej Cichy - "Papa".

Boksem zainteresował się stosunkowo niedawno, ale od razu z wielkim zaangażowaniem. Szybko, dzięki swojej serdeczności, zyskał duże grono przyjaciół. Serdeczny, życzliwy, bezpośredni. Przegadaliśmy wiele godzin, po oficjalnym ważeniu, albo już po gali; w hotelowych restauracjach, kawiarnianych ogródkach, gdzie bez ograniczeń mogliśmy zapalić kolejnego papierosa, przy kawie, piwie, czasem nad kieliszkiem wódeczki. Na temat boksu, o sprawach osobistych, rodzinie, o życiu. O wszystkim. Zadawał wiele pytań, czasem naiwnych, w rodzaju: "Jak myślisz, czy Paweł wygra w nadchodzącej walce?". Powtarzał je wielokrotnie, ale nigdy nie spotykał się z nieprzychylnością. Wprost przeciwnie, odpowiadaliśmy cierpliwie - oczywiście twierdząco. Wiedzieliśmy, że się okropnie denerwuje, że mocno przeżywa każdy występ Kołodzieja.

Od czasu do czasu do kawiarni zaglądał Mateusz, nastoletni syn Andrzeja. Z dezaprobatą spoglądał na ojca ćmiącego kolejnego papierosa: - Tato nie pal, to pewnie dziś już piąty - prosił. Andrzej zapierał się, że dopiero trzeci. Gdy chłopak uspokojony odchodził, Cichy cieszył się jak dziecko :- Wypaliłem więcej, ale go nabrałem, myślisz, że mi uwierzył? - Ja go rozumiem, martwi się o ojca - dodawał.

Upodobał sobie ksywkę z Kabaretu Olgi Lipińskiej: Myszowaty! Na każdej gali upatrywał innego z kolegów, którego obdarzał owym wdzięcznym pseudonimem. Raz był to Mirek Brózio, innym razem Daniel Bartłomowicz, kiedyś niżej podpisany. Od czego to zależało, wiedział tylko on sam. Najchętniej ubierał się w dżinsowe spodnie i taką kurtkę, nawet gdy jako sponsor wchodził do ringu. Ale kiedyś pojawił się na gali w garniturze: - Wiesz, Piotrek Werner zasugerował, abym w ringu prezentował się w garniturze. No trudno, kupiłem sobie  ubranie. Jak myślisz, pasuje mi, dobrze wyglądam?

Nie zobaczymy Andrzeja, jego charakterystycznej, ogromniej postaci na bokserskiej gali, nie pogadamy - przy czymkolwiek. Ale na tyle zaangażował się w boks, w karierę Pawła Kołodzieja, że nie wątpię, iż gdzieś tam - z góry - będzie śledził jego ringowe dokonania. I nie zdziwi mnie, gdy ni stąd, ni zowąd usłyszę pytanie: - Jak uważasz, Paweł dziś wygra?

Wygra, Andrzej. Wygra, również dla Ciebie. I z pewnością Tobie zadedykuje swój mistrzowski tytuł. Bo, bez cienia wątpliwości, jak nikt inny na to zasługujesz.

Żegnaj Przyjacielu rodziny pięściarskiej, również "Myszowatych". "Papo" Andrzeju.

Krzysztof Kraśnicki{jcomments on}

Tekst pamięci Andrzeja Cichego pochodzi z przygotowywanego wydania elektronicznego miesięcznika o boksie "Ring Bulletin". Poprzednie wydania magazynu dostępne są tutaj >>