Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Nikodem Jeżewski (12-1-1, 7 KO) będzie jednym z głównych sparingpartnerów Mairisa Briedisa (21-0, 18 KO) w trakcie przygotowań do walki o tymczasowe mistrzostwo świata WBC wagi junior ciężkiej z Marco Huckiem (40-3-1, 27 KO).

- Juz dziś otrzymałem informację, że będę miał przyjemność, jako główny sparingpartner pomóc w przygotowaniach, wciąż niedocenianego Łotysza - powiedział Jeżewski, który ostatni raz boksował w grudniu, przegrywając z Michałem Cieślakiem. W organizmach obu pięściarzy po tej walce wykryto obecność niedozwolnych środków.

Pojedynek Hucka z Briedisem odbędzie się 1 kwietnia w Dortmundzie. Zwycięzca stanie się obowiązkowym rywalem dla Tony'ego Bellew, który dzierży pełną wersję mistrzowskiego pasa World Boxing Council.

Add a comment

Kamil Młodziński (8-0-2, 5 KO) jest już bardzo blisko osiągnięcia właściwego limitu na walkę z Tomaszem Królem (3-1-1, 1 KO). Pięściarze skrzyżują rękawice 25 lutego na gali w Szczecinie.

- Do limitu zostało mi 1,5 kg, a czuję się bardzo dobrze. Moje ciało też ma się dobrze, więc moja forma jest już prawie, że piekielna. Odpali z pewnością - przekonuje Młodziński, który ostatni raz boksował w sierpniu ubiegłego roku, remisując z Krzysztofem Szotem.

26-letni Młodziński miał wtedy zmierzyć się właśnie z Królem, jednak pojedynek odwołano z powodu kontuzji pięściarza ze Szczecinie. Głównym wydarzeniem lutowej galiw w Azoty Arenie będzie rewanż Mike'a Mollo z Krzysztofem Zimnochem.

Kup bilet na galę w Szczecinie. Zobacz rewanż Zimnoch - Mollo >> 

Add a comment

Kamil Młodziński (8-0-2, 5 KO) ma za sobą pierwsze sparingi przed zaplanowaną na 25 lutego galą w Szczecinie. W Azoty Arenie 26-latek zmierzy się z miejscowym Tomaszem Królem (3-1-1, 1 KO). Młodziński w trakcie przygotowań sparuje m.in. Tomasz Gołuchem i Łukaszem Janikiem. Głównym wydareniem tej imprezy będzie rewanżowy pojedynek Mike'a Mollo z Krzysztofem Zimnochem.

Kup bilet na galę w Szczecinie. Zobacz rewanż Zimnoch - Mollo >>

Add a comment

Gdy Marcin Rekowski pakował walizki i planował podróż do chińskiego Makau, było wiadomo, że leci tam dostać po głowie od Carlosa Takama. Nikt nie brał pod uwagę innego scenariusza, bo przecież "Rex" ostatnio obrywał od Aguilery, Wawrzyka czy Zimnocha, a więc pięściarzy słabszych od Takama. Poza tym wiadomo było, że Kameruńczyk z francuskim paszportem nie głaszcze rywali, więc nokaut na Rekowskim można było w ciemno zakładać. Bez konsultacji z wróżbitą Maciejem.

Tak też się stało. Miała być egzekucja i była. Po walce zaczęły się pojawiać pytania: Po co Rekowski brał tę walkę? Po co wkładał głowę pod topór? Po co promotor go tam wysłał? Odpowiedź jest banalnie prosta - boks to jego zawód, więc Marcin zrobił to dla pieniędzy. Tak, jak Kowalski codziennie idzie do pracy, żeby zarabiać na chleb, tak Rekowski wsiadł w samolot i poleciał do Makau po wypłatę. Owszem, sporo ryzykował, ale w końcu takie wybrał sobie zajęcie… Bijesz się i na tym zarabiasz. Tak do działa.

Pamiętam, że kiedyś pytałem Rafała Jackiewicza o to, jak wyglądały jego negocjacje w sprawie walk z promotorami. Odpowiedział coś w tym stylu: dostawałem ofertę i miałem dwie opcje: brać albo nie. Jeśli propozycja była fajna, podpisywałem kontrakt. Jeśli była chuj…, mówiłem: nie, dziękuję, pierod…to. Rekowski mógł wybrać opcję numer dwa i odrzucić ofertę. Założyć kapcie, wziąć browar i przed telewizorem czekać na następną. Tylko, że taka mogłaby się już nie pojawić. Przecież Marcin jest już 39-letnim pięściarzem po przejściach i co dwa dni nie odbiera telefonów z podobnymi propozycjami. Dlatego, nie możemy mieć do niego pretensji, że skusił się na konfrontację z Takamem. Zresztą, wiedział w co się pakuje.

"Trzy tygodnie temu zadzwonił do mnie promotor z tą ofertą, dał mi kilka godzin na przemyślenie decyzji. Na szczęście byłem już treningu, więc ustaliliśmy z trenerem, że bierzemy walkę" - mówił "Rex" w rozmowie z wRINGUu.net. Promotor dał mu czas na zastanowienie się, ale nie przyłożył broni do skroni i nie kazał brać tej walki. To warto rozróżnić, bo słychać opinie, że promotorzy wsadzili Rekowskiego na minę. O wsadzeniu na minę moglibyśmy mówić, gdyby "Rex" usłyszał od nich taką propozycję: "Marcin, pojedziesz do Chin na swój koszt, za walkę z Takamem dostaniesz pięć złotych, ale jak z nim wygrasz, to obiecujemy ci walkę za milion dolarów w USA. Chłopie, musisz w to wejść, bo taka oferta już się nie powtórzy." Taka sytuacja nie miała jednak miejsca.

Rekowski zdawał sobie sprawę, że biorąc walkę z Takamem, przystępuje do bardzo ryzykownej gry. "Oczywiście, że był moment zawahania - każdy o zdrowych zmysłach by go miał. Zresztą nie sądzę, że wielu zawodników jest w stanie przyjąć walkę tak krótko przed jej planowanym terminem" - mówił. Rzeczywiście nie miał zbyt wiele czasu na przygotowania, bo o walce z Takamem dowiedział się na początku stycznia. Cała akcja wyglądała na spontaniczną i robioną trochę na wariackich papierach. Przecież jeszcze przed wyjazdem do Chin stoczył pojedynek z Artsiomem Hurbo, który miał mu trochę podreperować rekord. Ostatecznie wygrana z Białorusinem i tak zniknęła z Boxreca.

Wróćmy jednak do pojedynku z Takamem. Rekowski zdawał sobie sprawę, że jego rywal nie jest przypadkowym gościem: "Carlos to bardzo silny pięściarz, posiadający bardzo mocne uderzenie, zdeterminowany i idący do przodu - będzie to ciężki orzech do zgryzienia." We wspomnianym wyżej wywiadzie poruszony został też wątek pieniędzy. Marcin na pytanie, czy za walkę w Makau dostanie wypłatę życia, odpowiedział: „To wszystko nie wygląda tak różowo, jak wszyscy myślicie. Oczywiście pieniążki są niezłe, jednak muszę z tego opłacić sparingpartnerów, odżywki, masażystów, trenera, dojazdy na treningi. Moja dziewczyna śmieje się ze mnie, że za takie pieniądze, nie dała by sobie pyska oklepywać."

Marcin nie podał kwoty, która skusiła go do wejścia między liny z Takamem, ale rąbka tajemnicy zdradził Janusz Pindera, który na polsatsport.pl tak pisał o jego gaży: "Nie są to zawrotne sumy, ale 100 tysięcy złotych zawsze lepiej mieć niż nie mieć." Nie wiem, czy to była największa wypłata w karierze "Rexa", ale skoro przyjął propozycję, to znaczy, że liczby na papierze się zgadzały. Artur Szpilka, Andrzej Fonfara i Tomek Adamek na taką ofertę nawet nie rzuciliby okiem. Nic dziwnego, są przyzwyczajeni do większych wypłat. I za takie pieniądze, podobnie jak dziewczyna Marcina, nie daliby sobie pyska oklepywać.

Jednak "Rex" nad ofertą się pochylił i powiedział tak. Poleciał do Chin, przyjął kilka bomb od Takama i wziął za to kasę. Nic mi do tego. Zaraz parę osób krzyknie w tym miejscu: zaraz, ale przecież to nie miało nic wspólnego ze sportem. No nie miało. Wszyscy wiemy, że dla Rekowskiego to była walka dla kasy (choć sportowo też mógł zyskać), ale przecież boks to biznes. Marcin nie jest pierwszym ani ostatnim pięściarzem, który wszedł między liny dla pieniędzy. Najważniejsze, że jest cały i zdrowy. Taką przynajmniej informację na Twitterze podał Andrzej Wasilewski.

W całej tej historii najdziwniejsze jest jednak to, że federacja IBF dopuściła "Rexa", który przegrał ostatnie walki z Wawrzykiem i Zimnochem do pojedynku o pas IBF InterContinental. Gdyby trzeba było nazywać rzeczy po imieniu, to słowa - wstyd i patologia - byłyby tu chyba najwłaściwsze. Ale w sumie, czy to wszystko kogoś jeszcze dziwi? Przecież boks to biznes.

Add a comment

Trener Fiodor Łapin mimo informacji o dopingowej wpadce Andrzeja Wawrzyka (33-1, 19 KO) pozostaje konsekwentny w swoich ostrych opiniach na temat niedozwolonego wspomagania farmakologicznego w sporcie. W rozmowie z TOK FM trener grupy Sferis KnockOut Promotions opowiedział się  zdecydowanie przeciw proponowanemu przez niektórych rozwiązaniu, by zalegalizować doping, z którego i tak korzysta w mniej lub bardziej umiejętny sposób wielu sportowców.

- Gdyby coś takiego się stało, ja bym skończył ze swoją karierą trenerską. Po prostu - stwierdził Łapin. - Nie cierpiałem nigdy oszustów, brzydzę się dopingiem i dla mnie ta sytuacja jest tragiczna. Natomiast z czystym sumieniem przychodziłem na salę, z czystym sumieniem prowadziłem treningi, bo wierzę tym chłopakom, co są dalej na sali.

- Jeszcze raz przypomniałem, jakie są błędy, że nie można brać odżywek o nieznanym pochodzeniu... Każdy wie, że tych z rynku amerykańskiego generalnie lepiej nie ruszać. Te europejskie są bezpieczniejsze, natomiast z drugiej strony wiem, że stuprocentowej pewności to nigdy nie ma. Są atesty ale pewności nie ma, jednak gdyby coś się stało z tymi odżywkami, które miały atesty, to jedna sytuacja na milion... ja tak to rozumiem. Ja jestem gotowy do walki z dopingiem i zrobię wszystko, żeby ten boks oczyścić! - zadeklarował architekt sukcesów dwóch mistrzów świata. 

Ekipa Andrzeja Wawrzyka, wierząc w zapewnienia zawodnika, że nie stosował świadomie zakazanych substancji, stara się aktualnie dociec, jak zabroniony stanozolol mógł znaleźć się w organizmie sportowca.

Add a comment

18 lutego na gali organizowanej w Poznaniu trzecią zawodową walkę stoczy Oleksandr Strecki (2-0, 1 KO). Przeciwnikiem 30-letniego Ukraińca będzie Sandro Jajanidze (7-4, 7 KO).

Strecki w gronie profesjonalistów zadebiutował w listopadzie, a ostatni pojedynek stoczył w grudniu. Jajanidze ostatni występ zaliczył w sierpniu.

W Poznaniu wystąpi także Damian Wrzesiński oraz Mariusz Biskupski, dla którego będzie to pożegnanie z zawodowym boksem.

Add a comment

Po wrześniowym zwycięstwie nad Kenijczykiem Danielem Wanyonyim, Przemysław Opalach (23-2, 19 KO) powraca między ringowe liny. Popularny "The Spartan" wystąpi 4 marca podczas gali BudWeld Boxing Night: "Noc Prawdy", a jego rywalem będzie reprezentant Gruzji - Paata Varduashvili (30-11-2, 23 KO).

- Zmierzymy się na dystansie 6 rund. Ostatnio miałem dość długą przerwę, był to zresztą dla mnie dość trudny i specyficzny okres: trochę problemów, dodatkowo kontuzja... Jeszcze w tym roku planuję solidniejsze starcie, więc taka walka jest mi obecnie niezbędna - przekonuje olsztynianin.

- Widziałem ostatnio kilka walk rywala. Nie jest mistrzem świata, ale potrafi napsuć dużo krwi. Mam już swój plan pod niego, w ringu po prostu będę musiał go zrealizować - podsumowuje "The Spartan".

Add a comment

Brązowy medalista mistrzostw Europy oraz kilkukrotny mistrz Polski amatorów Andrzej Liczik zamierza wrócić na ring i zaliczyć późny zawodowy debiut.

- Wszyscy widzimy, że teraz pięściarze boksują dużo dłużej. Ja z chęcią pokażę, że wciąż jestem w stanie wygrywać z młodszymi zawodnikami, chociaż na początek chętnie zmierzę się z Darkiem Snarskim - deklaruje Liczik, który jako amator krzyżował rękawice m.in. Guillermo Rigondeaux.

- Snarski wielokrotnie zapowiadał, że pokonałby mnie, gdybyśmy mieli okazję do walki. Ja mu tę okazję daję, bo czytałem, że on myśli o kolejnym występie. Zakończę mu karierę na dobre i nie będzie kolejnych jego powrotów - mówi 40-latek mieszkający w Białymstoku.

W ostatnich latach Liczik pracował jako trener m.in. Michała Syrowatki, Kamila Szeremety, Piotra Gudela czy Krzysztofa Zimnocha.

Add a comment