Damian Jonak ma znakomity bokserski rekord (38-0-1, 21 KO), ale też skończone 32 lata i wciąż brak znaczącego sukcesu na koncie. W sobotni wieczór w Inowrocławiu zmierzy się z Tunezyjczykiem Ayoubem Nefzim i wierzy, że to będzie nowy początek, który zaprowadzi go naprawdę daleko.

O talencie tego pięściarza po raz pierwszy usłyszałem kilkanaście lat temu. Mówił mi o nim Wiesław Rudkowski, ówczesny trener reprezentacji Polski juniorów, wicemistrz olimpijski, mistrz Europy, wielka postać naszego boksu. Dodam od razu, że mówił same dobre rzeczy, podkreślał mocne uderzenie Damiana, jego świetny lewy sierpowy i twardy charakter, który miał go zaprowadzić na wyżyny tej dyscypliny. A brązowy medal mistrzostw Europy juniorów, który tak chwalony przez niego zawodnik wywalczył w trakcie kariery amatorskiej miał być tego potwierdzeniem.

Od dawna przyglądam się uważnie Jonakowi i jego występom, szczególnie na zawodowych ringach, ale wciąż nie mogę doczekać się tego o czym mówił mi mój serdeczny przyjaciel Rudkowski. Owszem Damian wygrywa walkę za walką, czasami kończy swoje pojedynki efektownie dowodząc, że faktycznie ma ciężkie ręce i niemałe umiejętności, ale erupcji talentu, który mógłby go zaprowadzić na bokserskie szczyty niestety nie widzę. Za każdym razem jednak powtarzam sobie: może teraz ? A czas ucieka, w lutym przyszłego roku minie przecież już dziesięć lat jego profesjonalnej drogi. Gdzie sukcesy, można zapytać. Pas młodzieżowego mistrza świata organizacji WBC czy WBA International to zbyt mało jak na oczekiwania tych, którzy wierzą w jego talent. I jego samego również.

Pełny tekst Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>