Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

GołotaW październiku 2009 roku, kilka dni przed walką Tomasza Adamka z Andrzejem Gołotą, pojechałem do Wisły, gdzie trenował ten drugi. Pogadamy? - pytam około godziny 16. - Później zejdę - odpowiada uśmiechnięty Andrzej.

Cztery godziny później faktycznie się pojawił. Na chwilkę, bo wybiegł z ośrodka Startu i zatrzymał się dopiero na środku mostu. Stanął na środku, schylił się i patrzył w nurt rzeki. I tak przez kilka minut, a później... biegiem wrócił do pokoju. Żadnego wywiadu nie było, to jasne.

Nigdy nie potrafiłem zrozumieć tego gościa. Kiedyś na prywatnym spotkaniu opowiadał o Warszawie swojej młodości z dokładnością etatowego przewodnika turystycznego. Z tego co wiem, fascynuje go też historia Chicago, w którym teraz mieszka. Raz błyskotliwy, z ciętą ripostą i fajnym poczuciem humoru, innym razem zamknięty w sobie mruk.

Kiedyś uważałem go za swego rodzaju fenomen. Umiał poruszyć prawie cały kraj, a ludzie go kochali po kolejnych wpadkach, nawet najbardziej kuriozalnych. W jego przypadku nigdy, poza wielkimi emocjami, niczego nie można było być pewnym. Jednak dzisiaj, z perspektywy lat, jest dla mnie raczej wielkim przegranym.

Wczoraj na śniadaniu prasowym zorganizowanym przez Polsat znowu błyszczał. Salety nie widział w ringu, ale oglądał na filmach. Przyjaciel? Ma już psa. I tak dalej, i w tym stylu. Pytanie - jak będzie tuż przed walką? I co później? Andrzej jest faworytem i jeśli wygra, na tym nie skończy. Ba! Publicznie wspominał o rewanżu z Tomaszem Adamkiem. A kto wie, czy jego marzenia nie sięgają kolejnej walki o tytuł. Jeśli to prawda... cóż, zazdroszczę wyobraźni.