Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Gołota SaletaPrzemysław Saleta (44-7, 22 KO) pokonał 
w szóstej rundzie Andrzeja Gołotę (41-9-1, 33 KO) 
po walce, która kończy kariery ich obu. Saleta obiecywał wojnę w ringu, dużo ciosów, wielkie emocje, i dotrzymał słowa. Zaskoczył Gołotę, który słabł z minuty na minutę, czterokrotnie wypluwał ochraniacz na szczękę, za co sędzia Leszek Jankowiak odebrał mu dwa punkty. Ale to on po piątej rundzie prowadził na kartach punktowych u dwóch sędziów (trzeci widział remis).

Pod koniec szóstego starcia Saleta trafił kilka razy, później odepchnął Gołotę i ten padł na matę. – To była kumulacja ciosów, miałem prawo go wyliczyć – powiedział „Rz" Jankowiak, który nie zgadzał się z punktacją swoich kolegów. Jego zdaniem to Saleta był lepszy do momentu przerwania walki.

To był niezapomniany wieczór w trójmiejskiej Ergo Arenie. 13 tys. widzów (najdroższe bilety po 3000 zł) czekało prawie do północy na walkę Gołoty z Saletą, danie główne Polsat Boxing Night II. Z nieoficjalnych informacji wiemy, że transmisje w systemie pay per view wykupiło prawie 130 tysięcy osób, co gwarantuje finansowy sukces organizatorom.

Saleta jeszcze przed pierwszym gongiem mówił, że bez względu na wynik będzie szczęśliwy, że wreszcie do tej walki doszło. Wcześniej dwukrotnie ją odwoływano. Gołota w odróżnieniu od rywala nie dopuszczał myśli o porażce. Dowcipkował wprawdzie w swoim stylu, ale chyba już myślał o kolejnej walce, najlepiej z Tomaszem Adamkiem, który pokonał go w 2009 roku.

Pierwsze starcie Gołota wygrał u wszystkich sędziów, tam samo jak piąte, ale przyjął też dużo ciosów. Saleta w tej bitwie postawił na atak. Tak jak zapowiadał, doprowadził do ringowej wojny, którą Gołota na swoją zgubę przyjął, bo nie docenił rywala. Przed laty w takiej wojnie Saleta przegrałby bez wątpienia, ale czas wyrównał szanse.

– W pierwszej fazie walki zadawałem dużo ciosów na korpus, później wpadłem w trans, stąd te kombinacje. Andrzej kilka razy czysto trafił, pod koniec piątej rundy miałem problemy, ale wyszedłem z opresji – powiedział „Rz" Saleta.

Na jego twarzy widać ślady pożegnalnej bitwy, ale jej wynik wszystko wynagradza. 
– Kiedy Gołota trzeci raz wypluł ochraniacz na zęby, wiedziałem, że traci siły i jestem bliski sukcesu. Na początku szóstego starcia naderwałem jednak mięsień naramienny prawej ręki i zrozumiałem, że muszę się starać skończyć walkę jak najszybciej. Kilka razy trafiłem lewą i Andrzej się zachwiał. To był początek końca – dodał Saleta.

Gołota mógł ten pojedynek rozegrać inaczej, ale chciał pokonać rywala jego bronią. To nie był dobry wybór, bo Saleta miał tego dnia więcej sił i przejął inicjatywę.

– Nie wiem, co się stało, nie wiem, dlaczego byłem aż tak bardzo zmęczony. Muszę na spokojnie obejrzeć co się tu wydarzyło jeszcze raz, by zobaczyć, jakie popełniłem błędy – mówił Gołota po ogłoszeniu werdyktu.

To on miał wygrać, to on był faworytem nie tylko bukmacherów, ale widzów i dziennikarzy. – Przepraszam, że zawiodłem. Sorry, nie wyszło! – tłumaczył się widzom. Scenariusz, który napisało życie, był dla niego okrutny.  – Chyba jednak czas kończyć, boks nie jest już dla mnie – powiedział Gołota, gdy ochłonął.

Saleta zachował się z klasą. Mówiąc: to już jest koniec!, potwierdził, że kończy karierę i podziękował wszystkim, którzy mu pomogli w przygotowaniach do walki. Na koniec dodał, że jej wynik i tak niczego nie zmienia: Andrzej Gołota był i dalej jest najlepszym polskim pięściarzem wagi ciężkiej w historii tej dyscypliny. Podkreślił też, że on sam jest dobrym przykładem tego, że nie trzeba obawiać się rodzinnych przeszczepów. Oddał nerkę córce i udowodnił, że z jedną można żyć tak jak wcześniej, a nawet wygrywać z Gołotą, mając 45 lat. I to było jeszcze jedno zwycięstwo Salety w Ergo Arenie.

Trener Andrzej Gmitruk pytany, czy Gołota powinien zakończyć karierę, odpowiedział, że nie jest jego doradcą, tylko trenerem, ale później w kameralnej rozmowie przyznał, że to byłaby mądra decyzja. – Andrzej na treningach prezentował się obiecująco. Jego sparingi z Mateuszem Masternakiem potwierdzały, że forma rośnie i o wynik byłem spokojny. Ale psychika Andrzeja raz jeszcze dała znać o sobie. Był spięty, szybko tracił siły. Ta walka od drugiej rundy nie układała się po jego myśli. Salecie należą się brawa, był znakomicie przygotowany i bardzo mądrze rozegrał ten pojedynek – skomentował Gmitruk, który stał w narożniku Gołoty.

Ci, którzy szydzili, że to będzie „Kabaret Starszych Panów", nie mieli racji. To był dobry, twardy pojedynek, w którym wygrał ten, który miał być znokautowany. Taki jest boks. Zawsze trzeba być przygotowanym na nieoczekiwane rozstrzygnięcie.

– Dostałem piękny prezent od losu. Takie pożegnanie mogłem sobie przecież tylko wymarzyć – cieszył się Saleta.

A co z Gołotą? Wróci do Chicago z dużą zadrą w sercu, bo dziś jest wielkim przegranym, ale jeśli podejmie decyzję o zakończeniu kariery, też będzie zwycięzcą. Czas, by wreszcie zakończył walkę z sobą samym.