Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

UgonohJednym z ciekawszych zawodników, którzy 23 lutego w gdańskiej Ergo Arenie stoczą walki na gali "Polsat Boxing Night", bez wątpienia jest Izu Ugonoh (8-0, 7 KO). Mistrz Europy i świata amatorów w formule K-1 i sześciokrotny mistrz Polski w kick-boxingu, który obecnie koncentruje się na karierze bokserskiej. Czarnoskóry Polak, którego rodzice przed laty przyjechali do naszego kraju z Nigerii. W obszernej rozmowie z Wirtualną Polską 26-letni gdańszczanin opowiada o swoim życiu i trudnym dzieciństwie, w którym zmagał się z rasistowskimi atakami. Mówi o swojej najbliższej walce, o nadchodzącym pojedynku Andrzeja Gołoty z Przemysławem Saletą, o niedawnej bójce Artura Szpilki z Krzysztofem Zimnochem i o tym, jak zapatruje się na... możliwość objęcia tronu papieskiego przez czarnoskórego kardynała z Nigerii.

Michał Bugno: Izu, z roku na rok stajesz się w Polsce coraz bardziej znany, ale z pewnością jest jeszcze sporo ludzi, którzy cię nie kojarzą. Jak reagują te osoby w momencie, kiedy zaczynają słuchać, jak czarnoskóry człowiek mówi po polsku biegle i bez obcego akcentu? Są mocno zaskoczeni?
Izu Ugonoh:
Tak. Zawsze jest to dla ludzi duże zaskoczenie. Pogodziłem się już z tą sytuacją i przyzwyczaiłem do niej. Często słyszę od innych komentarze: "jak ty ładnie mówisz po polsku!". Czuję się wtedy mocno zażenowany, bo niby jak mam mówić? Brzydko? Brzydko też potrafię po polsku mówić, jakby ktoś chciał (śmiech). W takich sytuacjach nie wypada mi nawet dziękować. Kiedy spotykam się z podobnym komplementem, od razu tłumaczę, że urodziłem się w Polsce. Albo pojawia się pytanie: "czy długo jest pan już w Polsce?" Wtedy mówię, że bardzo długo. Staram się podchodzić do tego z przymrużeniem oka. Są też inne sytuacje... Przychodzę do jakiegoś sklepu, a ekspedienci zaczynają obsługiwać mnie po angielsku. Patrzą bardzo mocno stereotypowo. Jak widzą, że wchodzi wysoki czarnoskóry chłopak, to pokazują jakieś gesty, ruchy, a nawet udają, że grają w koszykówkę (śmiech).

- Jak zachowujesz się w takich sytuacjach? Tłumaczysz im, że jesteś Polakiem?
Nie. Często po prostu odgrywam swoją rolę.

- I rozmawiasz z nimi po angielsku?
Tak. Na szczęście po angielsku też umiem się biegle porozumiewać, więc w podobnych sytuacjach mogę udawać obcokrajowca. Nie ma problemu (śmiech).

- Urodziłeś się w Szczecinie, a wychowywałeś się w Gdańsku. W wywiadach otwarcie przyznajesz, że całe życie musiałeś walczyć w różnymi idiotami i rasistami, a kilkakrotnie byłeś nawet pobity. Co myślisz dziś o ludziach w naszym kraju, którzy w różnych sytuacjach próbowali zadawać ci ból i cierpienie?
Powiem tak - bardzo mocno zmieniłem swoje myślenie. To dlatego pozostaję w Polsce. Ludzie często zauważają, że jako czarnoskóremu dziecku ciężko mi się w tym kraju dorastało i... jest to prawdą. Osobiście kładę jednak nacisk na to, że nigdy nie byłem ofiarą. A przynajmniej nigdy nie robiłem z siebie ofiary lub męczennika. Nigdy też nie będę się z czymś takim utożsamiał. Uważam, że jeżeli się czegoś w życiu chce, to po prostu trzeba o to walczyć. Tym sposobem wywalczyłem sobie drogę do tego miejsca, w którym dziś się znajduję. Często słyszę różne słowa uznania od ludzi w przeróżnym wieku, którzy cieszą się, że robię to, co robię. Choć wiadomo - głupich komentarzy też nigdy nie zabraknie. Ale to wszystko pozostaje w równowadze. Wiem, czego chcę i jestem zadowolony, że mogę boksować. "Ciężkie dzieciństwo" przygotowało mnie do tego, żeby być tym, kim powoli się staję.

- Porozmawiajmy o boksie. We wtorek wziąłeś udział w treningu medialnym przed galą Polsat Boxing Night. Na warszawskim Torwarze oglądało go sporo dziennikarzy i tłumy kibiców. Widać, że zainteresowanie zbliżającą się galą jest olbrzymie. Jak się w tym wszystkim odnajdujesz?
Odnajduję się bardzo dobrze. Trenuję poniekąd po to, żeby później mieć możliwość styczności z kibicami i żeby było ich jak najwięcej. Czuję się wtedy świetnie. Lubię takie sytuacje, kiedy gala jest dobrze rozreklamowana, a zainteresowanie ze strony mediów i kibiców stoi na wysokim poziomie. Myślę, że bardzo mnie to napędza.

- Na gali w Ergo Arenie zmierzysz się z twardym rywalem Łukaszem Rusiewiczem. Jak oceniasz jego umiejętności? To będzie twój najtrudniejszy rywal w boksie?
Lubię sytuacje, kiedy gala jest dobrze rozreklamowana, a zainteresowanie ze strony mediów i kibiców stoi na wysokim poziomie. Bardzo mnie to napędza. Izu Ugonoh
Myślę, że tak. To będzie najbardziej doświadczony rywal, z jakim do tej pory w boksie miałem przyjemność skrzyżować rękawice. Jest to zawodnik twardy i doświadczony, boksował z trzema zawodnikami z pierwszej dziesiątki wagi cruiser na świecie. To zawodnik, który pokaże mi, w jakim miejscu się obecnie znajduję. Nie mam tu na myśli wyniku, bo oczywiście wierzę w swoje zwycięstwo. Styl, w jakim będę boksował, da mi jednak wiedzę, na co mnie obecnie stać. I nie tylko mi, bo także mojemu trenerowi, promotorowi i kibicom.

- W ostatnim czasie sparowałeś m.in. z Przemysławem Saletą. Jak oceniasz dziś jego dyspozycję? I na ile oceniasz jego szanse w starciu z Andrzejem Gołotą?
Sparowaliśmy już ponad tydzień temu, a taki okres może w przygotowaniach bardzo dużo zmienić. Na dzień dzisiejszy Przemek z pewnością dysponuje większą szybkością niż miało to miejsce podczas sparingów ze mną. Wtedy widać było u niego przede wszystkim to, że ma siłę i jest bardzo dobrze przygotowany kondycyjnie. Widać było też, że ma pomysł taktyczny, który zamierza realizować w walce. Nie wiem tylko, jak jest u niego z presją przed zawodami. Pozostaje pytanie, czy psychicznie tę presję wytrzyma i czy będzie w stanie zrealizować taktykę, którą ułożył wraz z trenerem Robertem Złotkowskim.

- Wiemy, że dobrze znasz się z Przemysławem Saletą. Jako osoba, która od lat funkcjonuje w polskim boksie, na pewno miałeś też okazję poznać się z jego najbliższym rywalem Andrzejem Gołotą. Czy dziś możesz powiedzieć, że się znacie?

Raczej się nie znamy. To wygląda tak, że karierą Andrzeja Gołoty byłem zainteresowany dużo bardziej niż karierą Przemka Salety, bo była dużo łatwiejsza do śledzenia. W związku z tym kibicowałem Andrzejowi i - podobnie jak duża część Polski - czekałem na walki, które odbywały się nad ranem z jego udziałem. Mogę powiedzieć, że kibicuję mu od lat. Tak się złożyło, że przed moim debiutem w boksie i pierwszą walką, jaką stoczyłem w Legionowie, Andrzej Gołota był w mojej szatni. Zostałem mu przedstawiony i miałem okazję się poznać. Nie wiem, czy Andrzej to pamięta. Ostatnio znów spotkaliśmy się na sali. I to właściwie tyle… Nie ma między nami żadnej relacji, ale sprawa wygląda tak, że kibicowałem Andrzejowi i mam do niego duży sentyment.

- Na tej samej gali miało dojść do walki Artura Szpilki i Krzysztofa Zimnocha, którzy są twoimi kolegami. Żałujesz, że nie dojdzie do tego pojedynku?
Z punktu widzenia kibica żałuję. Gala odbywa się w moim mieście Gdańsku i przyjdzie na niej dużo moich znajomych. Oprócz mojej walki i głównej walki wieczoru bardzo chcieli zobaczyć właśnie starcie Krzyśka z Arturem. Myślę, że tak – trochę żałuję, ale wyszło, jak wyszło i ani kibice, ani zawodnicy nie mieli na to większego wpływu. Z tego, co widzimy, najwięcej do powiedzenia ostatecznie mają promotorzy. I niech tak pozostanie. Cóż…

- Na styczniowej konferencji promującej galę między tymi zawodnikami doszło do przepychanki. Co sądzisz o takich sytuacjach? Są dobrym sposobem na wypromowanie walk?

Ta sytuacja mówi sama za siebie - zainteresowanie walką wzrosło i to ogromnie. Niezależnie od tego, jakie jest nasze zdanie - czy jest to dobre, czy złe. Osobiście uważam, że pod względem sportowym nie wygląda to dobrze. Nie zmienia to jednak faktu, że zainteresowanie galą wzrosło. Z drugiej strony, trzeba wziąć pod uwagę fakt, że to nie był sposób na promocję walki. To po prostu coś, co się wydarzyło. Nikt tego nie zaplanował. Często zupełnie postronne osoby pytały mnie, czy było to w jakiś sposób ukartowane. Nie było! To się po prostu wydarzyło. Nie powinno się wydarzyć, ale się wydarzyło. A efekty są takie, jak widzimy.

Cały wywiad z Izu Ugonohem na wp.pl >>{jcomments on}