Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- To najważniejsza walka w mojej karierze. Staram się do niej podchodzić jak Kamil Stoch, skupiać się na każdym kolejnym treningu zamiast na celu długoterminowym. Chcę dobrze pokazać się przed własną publicznością i wygrać w dobrym stylu - podkreśla Izu Ugonoh (17-1, 14 KO), polski pięściarz wagi ciężkiej, który 25 maja na Narodowej Gali Boksu zmierzy się z Kameruńczykiem Fredem Kassim (18-7-1, 10 KO).

Ogłoszono już oficjalnie, że pana rywalem podczas gali na PGE Narodowym będzie Fred Kassi. Wyczekiwał pan tej chwili z niecierpliwością?
Izu Ugonoh: Jakiś czas temu zostałem zapytany, czy chcę z nim walczyć. Wyraziłem zgodę, po czym wszystko było już w rękach jego i promotora. Szybko doszli do porozumienia, no i mam rywala. Cieszę się, że wiem już, z kim będę boksował. Na tym etapie przygotowań może nie ma to jeszcze wielkiego znaczenia, ale znacznie ułatwia pracę, jaką mam do wykonania później.

Kiedy przygotowania ruszą pełną parą?
Typowe sparingi zamierzam rozpocząć w kwietniu. Będę chciał popracować z Arturem. Fred Kassi to zawodnik, który często zmienia pozycję. Najrozsądniej przygotowywać się do walki z nim sparując zarówno z praworęcznymi, jak też mańkutami. „Szpila” co prawda nie przypomina Kassiego warunkami fizycznymi, ale myślę że i tak będę mógł sporo wyciągnąć ze wspólnych treningów.

Przerwę po ostatniej walce wymusiły m.in. problemy zdrowotne. Jak poważna była sytuacja?
Problemy zaczęły się jeszcze przed walką z Breazeale'em. Nałożyło się kilka kontuzji. Miałem dolegliwości brzucha, sam nie jestem w stanie bliżej określić, co je spowodowało. Do ringu wyszedłem osłabiony, po walce tylko się pogorszyło. A ze względu na kontrole antydopingowe nie mogłem zażywać wielu leków. To też spowodowało, że walka wyglądała tak a nie inaczej. Najmądrzejszą decyzją byłoby wycofanie się z pojedynku. Ale w życiu nie dostaje się wielu takich szans. Trzeba spróbować je wykorzystać, inaczej człowiek później pluje sobie w brodę przez całe życie. W tamtym momencie zrobiłem wszystko co w mojej mocy, by wykorzystać daną mi okazję. Nie byłem faworytem, ale wyszedłem i walczyłem z całych sił. Do szczęścia zabrakło milimetrów.

Powrót akurat podczas gali na PGE Narodowym cieszy podwójnie?
Cieszę się przede wszystkim z tego, że wystąpię na dużej gali. W Polsce nie walczyłem od pięciu lat. Przy okazji będzie to pierwszy pojedynek, który zobaczy na żywo cała moja rodzina. Jest o co walczyć. Chcę pokazać się dobrze przed ludźmi, którzy wierzyli we mnie od początku kariery. Oczywiście nie ma co podchodzić do tego zbyt emocjonalnie. Muszę wejść do ringu i zrobić swoje. Ale cała otoczka na pewno będzie motywująca. Fajnie, że na gali wystąpią też tacy zawodnicy jak Artur Szpilka i Mariusz Wach. Jestem podekscytowany tym projektem.

 Pełna treść artykułu w Polskatimes.pl >>