Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Powinien być mistrzem świata. I pewnie by był, gdyby w boksie decydowały wyłącznie umiejętności sportowe. Grzegorz Proksa wciąż bije się z myślami, czy nie wrócić i nie dokończyć tego, co napoczął.

Skąd pochodzisz?
Grzegorz Proksa: Z Mysłowic. Tam na każdym kroku – albo Górnik, albo Ruch, albo GieKSa.

Biłeś się za GKS?
Zdarzało się. Często, nawet bardzo. Chociaż to nie było kibolstwo w stylu Artur Szpilka, to nie były ustawki. Po prostu wszyscy w szkole wiedzieli, kto za kim jest. Czasem była spinka na meczu, innym razem w autokarze, bo ktoś miał inny szalik. Aczkolwiek nie przypominam sobie, żebym był agresorem w takim wypadku. Raczej to ja się musiałem bronić.

Na 10 pojedynków z Gołowkinem, ile byś wygrał?
0. Jakbym mądrzej to rozegrał… Nie no, z nim nigdy bym nie wygrał. Siłowo jest w innym świecie, każdy cios czułem. Bił głównie po rękach, celował gdzieś w barki, żeby zniwelować różnicę szybkości. Wystarczyło. Nikt nie zauważył, że Gołowkin bije specyficznie – w okolice ucha, za ucho. Czyli też w sposób ostatecznie niedozwolony. Tak najłatwiej kogoś podłączyć, a tam się nie obronisz. Nogi ucina.

Na 10 pojedynków z Sulęckim Proksa wygrywa?
10.

10?
Pewnie.

Przecież w Krakowie z tobą wygrał.
Nie chcę mu ubliżać, bo teraz mam przerwę, a i wszyscy widzieli, jak upadam na twarz. Chcę powiedzieć natomiast, że to nie on wygrał, tylko ja przegrałem. Tak to widzę. Oczywiście Maciek zrobił duży krok na przód. Bardzo się rozwinął od naszej walki. Trzymam za niego kciuki.

Zlekceważyłeś go?
Może? Chociaż nie, nie do końca. Okres przygotowawczy, to, co się działo przed walką. Wszyscy znikli, nagle przychodzą, wychodzisz, tu ten. Ręka, noga. Nie chcę o tym gadać. Powiedzmy, że końcówkę miałem słabą. Gdzieś te kontuzje za bardzo dawały o sobie znać.

Przed Sulęckim dużo się działo?
Na 1,5 tygodnia byłem wyłączony z treningu. Naderwałem więzadła na biegu, upadłem na kolano. Chcieli mi dać nogę na 6 tygodni w gips, a tu walka za niecały miesiąc. Oczywiście odmówiłem. Brałem przez tydzień jakieś zastrzyki, coś tam niby pomogły. No, ale okres przygotowawczy mocno zaburzony. Na obozie w Zakopanem złapałem anginę i znowu 2 tygodnie, za przeproszeniem, w dupę.

Pełna treść artykułu na Sporteuro.pl >>