Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


- Trudno mi się teraz odpoczywa, bo organizm przyzwyczaił się do treningów. Na sali nie trenuję ale ciągle biegam. Chciałbym pomścić syna, ale nie wierzę, że do walki z Marcinem Rekowskim, który tak pobił Elijaha, dojdzie – mówi były mistrz świata wagi ciężkiej Oliver McCall (56-13, 37 KO). - Na pewno chciałbym, bo to sprawa osobista. Nigdy nie powinienem zgodzić się na taką walkę, manager Elijaha nie odrobił zadania domowego – dodaje “Atomic Bull”. Oliver McCall nie chciał rozmawiać z dziennikarzami w Polsce zaraz po walce, ale dopiero dziś przyznaje dlaczego.

- Byłem bardziej wściekły na siebie niż na kogokolwiek innego. Nie chodziło o werdykt tylko to, że słabo walczyłem. Przetłumaczyłem sobie kilkanaście pochlebnych komentarzy na mój temat, że byłem przygotowany i takie inne rzeczy. Fizycznie może i byłem ale mentalnie zupełnie nie. Traktowałem Zimnocha zbytnio po ojcowsku. Nie mogłem z siebie wydobyć sportowej złości, zawziętości. Do tego doszedł brak odpowiedniej ilości sparingów. To było widać - mówi Amerykanin. Zapytany o już wcześniej powtarzaną ochotę walki z Marcinem Rekowskim, McCall wyraźnie się ożywia.

- Pan Babiloński, który zadbał o nas rewelacyjnie w Polsce, mówił już po walce, że bardzo chciałby zrobić taką konfrontację, ale ja nie wierzę w walkę z Rekowskim. Nie pamiętam kiedy ostatni raz, chyba od czasu sparingów z Tysonem czy walk o tytuł, brałem boks nie jako zawód ale sprawę osobistą. Jak tylko sobie przypomnę jak wyglądał Elijah w szatni, albo pospinany szwami w samolocie, to od razu zapominam o tym nowym Oliverze McCallu - spokojnym, nie używającym przekleństw, odrodzonym. Wychodzi ten stary, zupełnie nieobliczalny. Ekipa tego dorosłego mężczyzny który pobił mojego chłopaka w Legionowie musi o tym wiedzieć - kończy były czempion.