Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

 

Pierwsze kroki w Gwardii Wrocław Mateusz Masternak stawiał pod okiem Mariusza Cieślaka i Grzegorza Strugały, potem trafił pod skrzydła szkoleniowca Ryszarda Furdyny. Na Dolnym Śląsku to trener-legenda, wychował wielu znakomitych pięściarzy, ale teraz zmaga się z chorobą, na którą nie ma lekarstwa. – Siedzę na tykającej bombie – zdradził w rozmowie ze SPORT.TVP.PL. Transmisja walki Masternak – Yunier Dorticos w nocy z soboty na niedzielę od 3:40 w TVP 1, TVP Sport, sport.tvp.pl i aplikacji mobilnej.

Masternak został pana pięściarzem, gdy z juniora przechodził do seniorów. Od początku miał papiery, by w przyszłości zostać dobrym pięściarzem?
Ryszard Furdyna: Trudno w przypadku pięściarzy – amatorów jednoznacznie stwierdzić, że za kilka lat, już po przejściu na zawodowstwo, nadal będą równie dobrzy, jak dotychczas. Mateusz miał duży potencjał, wiedział czego chce, do tego dusza wojownika. Pierwsze mistrzostwa Polski podczas naszej współpracy i brązowy medal – zaskoczenie, bo to wciąż był młody chłopak, a poradził sobie znakomicie. Później został powołany do kadry narodowej, ale sprawy finansowe sprawiły, że musiał zrezygnować z boksu amatorskiego i zacząć zarabiać wśród zawodowców.

Współpraca trwała jednak dalej.
Tak. Jego trenerem został Andrzej Gmitruk, ale to ja przygotowywałem go do pojedynków we Wrocławiu. Podczas kilku pierwszych walk stałem w jego narożniku i dopiero potem, gdy Mateusz zaczął występować w walkach wieczoru, na stałe trafił pod skrzydła Andrzeja.

Dobry trener to połowa sukcesu?
Nigdy tego w procentach nie rozpatrywałem. Wiem za to, że trener to może tylko pomóc, że bez dobrego materiału w tym sporcie nic nie da się zrobić. Mateusz ma wszystko, ale co najważniejsze potrafi cierpieć i przełamywać kryzysy na ringu. Bez tego ani rusz. Boks trzeba kochać, czuć go, trzeba go traktować jak religię. Masternak traktuje i efekty są, jakie są.

Pełna treść artykułu na Sport.tvp.pl >>