Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Pod koniec ubiegłego roku w Opolu były mistrz Europy zawodowców (2012–13) zdobył złoty medal amatorskich mistrzostw Polski w kategorii ciężkiej (91 kg), zaś dwa miesiące temu w Londynie awansował do 1/8 finału kontynentalnego turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk. Z powodu epidemii zawody zawieszono, a wkrótce okazało się, że impreza czterolecia w Tokio odbędzie się dopiero latem 2021 roku. Teraz 33-letni Masternak poważnie rozważa powrót do boksu zawodowego, głównie z powodów finansowych.

- Nie ma się co oszukiwać, w boksie olimpijskim nie zarabia się dużo. Miałem co prawda obiecane pieniądze, ale można powiedzieć, że zostały one zamrożone wraz z zamrożeniem sportu - mówi pięściarz z Wrocławia, który na co dzień pracuje na etacie w wojsku jako ratownik. W dłuższej perspektywie rozważa też prowadzenie treningów personalnych.

- W obecnej sytuacji trudno czekać na kolejne mistrzostwa Polski, a więc być może do końca roku. Gdy zdecydowałem się walczyć o igrzyska, myślałem, że wszystko zajmie maksymalnie rok i wrócę do pojedynków zawodowych. Sprawy się jednak skomplikowały. Nie podjąłem żadnej decyzji, analizuję wszystkie za i przeciw. Do wakacji powinienem mieć to za sobą, wtedy też sytuacja z koronawirusem może być trochę jaśniejsza. Aczkolwiek słyszałem ostatnio wirusologa, który powiedział, że organizacja w 2021 roku takich imprez jak igrzyska wcale nie jest taka pewna. Jeśli jesienią nastąpi druga fala zachorowań i potrwa do późnej wiosny, to o zawodach w Tokio nie będzie mowy - tłumaczy "Master".

W marcu w Londynie wygrał w pierwszej rundzie przed czasem ze Słowakiem Davidem Michalkiem. Gdy turniej kwalifikacyjny zostanie wznowiony – zapewne dopiero w przyszłym roku - w 1/8 finału Polaka czekałoby starcie z Bułgarem Radosławem Pantalejewem, brązowym medalistą MŚ 2019. A o awans do igrzysk zwycięzca tej potyczki powalczy być może z Emmanuelem Reyesem, Kubańczykiem reprezentującym Hiszpanię. - O ile Pantalejew stylowo może mi pasować, to Reyes będzie trudny - mówił Mateusz.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>