Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


- Chyba za wcześnie powiedziałem, że kończę karierę. Będę jeszcze walczył, być może powrócę do Grand Prix wagi ciężkiej, bo jestem w stanie jeszcze kilka razy zawalczyć. Nie robimy jeszcze analizy mojej porażki, muszę dojść do siebie, bo nie widzę  zbyt dobrze - powiedział zaraz po przylocie do Moskwy Fedor Emelianienko. W tej jednej krótkiej wypowiedzi, "Imperator" odpowiedział swojemu promotorowi Vadimowi Finkelsteinowi, dlaczego walka z Silvą nie mogła być kontynuowana, udowadniając przy okazji, jak wiele on sam znaczy dla Strikeforce Grand Prix. Była panika w Moskwie i Nowym Jorku...

Video. Silva masakruje Emelianienkę >>

Przepustka do pieniędzy Vadima Finkelsteina, prezydenta promocyjnej  moskiewskiej firmy M-1 Global zawsze nazywała się Fedor Emelianenko, bo poza nim nie ma  w firmie żadnego zawodnika MMA, którego można sprzedać i pokazać światu.  Nie ma  się więc czemu dziwić, że Finkelstein wpadł w panikę, kiedy  "Imperator"  już w pierwszej walce turnieju mistrzowskiego Strikeforce przegrał drugą walkę z rzędu w karierze, zostając dosłownie zmasakrowany przez Antonio Silvę. Panika była jeszcze większa, kiedy legendarny Fedor powiedział zaraz po walce, że już chyba zakończy występy w klatkach, bo "już wszystko z siebie dał". I wtedy Vadim  zrobił coś, czego w jeszcze w MMA nie było: zanegował to, co widziały na całym świecie miliony widzów - porażkę Fedora. - Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, że zatrzymano walkę, i że Fedor przegra walkę.  Nie uważam tego za porażkę, ponieważ  pierwszą rundę Fedor zdecydowanie wygrał, a drugą wygrał zdecydowanie Silva. Nie wiemy co by się zdarzyło w trzeciej -  powiedział osłupiałym  dziennikarzom ESPN Finkelstein.

Zaczynając od zdania promotora, menedżera i właściciela M-1Global, że Fedor "zdecydowanie" wygrał pierwszą rundę, bo to widział tylko jego promotor, poprzez fakt, że  sędzia mógł kilkakrotnie przerwać walkę i ogłosić zwycięstwo Brazylijczyka już w drugiej rundzie, wypowiedź Finkelsteina pokazuje  panikę promotora, który dałby zatłuc swojego zawodnika, żeby tylko kasa się zgadzała. Fedor, legenda ostatniej dekady w MMA zarabia najwięcej… ale tylko na papierze , bo z prawie milionowych wypłat za niektóre walki zostawało mu w kieszeni tylko 200 tysięcy. Resztę ma oczywiście Vadim i jego, jedna z najbardziej krytykowanych w  świecie MMA, firm promocyjnych.


http://www.youtube.com/watch?v=Lt4GH5SKOUw

- Chyba za wcześnie powiedziałem, że kończę karierę. Będę jeszcze walczył, być może powrócę do Grand Prix wagi ciężkiej, bo jestem w stanie jeszcze kilka razy zawalczyć. Nie robimy jeszcze analizy mojej porażki, muszę dojść do siebie, bo nie widzę  zbyt dobrze - powiedział zaraz po przylocie do Moskwy Fedor. W tej jednej krótkiej wypowiedzi, "Imperator" odpowiedział swojemu promotorowi dlaczego walka z Silvą nie mogła być kontynuowana, udowadniając przy okazji jak wiele on sam znaczy dla Strikeforce Grand Prix. Według regulaminu turnieju, Fedor już  z niego odpadł, ale ponieważ turniej mistrzowski MMA bez Fedora, to taki sam bezsens jak bezmięsna kiełbasa, już są plany by... do niego szybko wrócił. Według wielu dobrze poinformowanych źródeł, szef Strikeforce  Scott Coker już prawie wie z kim  będzie walczył - z przegranym z walki Alistair Werdum - Alistair Overeem, która odbędzie się podczas drugiej edycji Grand Prix, 9 kwietnia. Ma to sens bowiem Werdum zaszokował świat w czerwcu minionego roku wygrywając z Fedorem, a pojedynek Emelianenko - Overeem  był dyskutowany od dawna. Ale po co robić turniej, skoro kto przegra i wygra podczas jego przebiegu i tak nie ma znaczenia tak długo jak kasa się będzie zgadzać?

Nie tak dawno Vadim Finkelstein nazwał Overeema, obecnego mistrza wagi ciężkiej Strikeforce "zawodnikiem, który nie ma do zaoferowania przeciwko Fedorowi nic poza tym, że jest napakowanym sterydami mięśniakiem". Wkrótce się przekonamy, czy zdając sobie sprawę, że to może być jego ostatnia szansa zarobieniu na Fedorze, Finkelstein nie zmieni zdania.

Przemek Garczarczyk{jcomments on}