Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

"Boks to sport, w którym bogate dzieciaki nie istnieją" - słyszymy w dokumencie "Mistrzowie". Czy aby na pewno to dyscyplina jedynie dla mieszkańców nowojorskiego Bronxu lub - odnosząc filmowe stwierdzenie do naszych warunków - lokatorów komunalnych mieszkań? Zarezerwowana wyłącznie dla dzieci ulicy? Patryk Szymański to przeciwieństwo stereotypu pięściarza. Jego pierwszym i najwierniejszym sponsorem był ojciec. Grzegorz - człowiek odpowiedzialny za utworzenie trzeciej klasy o profilu bokserskim w kraju. 22-latek nie zaznał spartańskiego wychowania. Mimo to, myśli o pojedynkach z czołową dziesiątką dywizji junior średniej i występach w walkach wieczoru w miastach znacznie większych niż znajomy Ślesin.

Hubert Kęska: "Na razie osiągnąłem może 1% tego, co zamierzam". Co przez to rozumiesz?
Patryk Szymański: Na pewno znajdziesz pięściarzy, którzy marzą o mistrzostwie świata. Dla mnie to za mało. Tytuł to oczywiście jeden z celów. Nie marzeń. To bardzo istotna różnica. Ktoś mi ostatnio powiedział, że ludzie słabi psychicznie mają marzenia…

Mówisz o tych, którzy całe życie spędzają na wyspie fantazji nazwanej "Pewnego dnia będę"?
Tak, ale są też silniejsze jednostki, które wyznaczają sobie cele. Staram się mówić, że nie mam marzeń, mam za to cele. Cele to coś realnego. Za dzieciaka marzyłem, żeby boksować zawodowo, walczyć w Stanach i to się spełniło. Jestem w odpowiednim czasie, miejscu, mam wsparcie rodziny i właściwych ludzi wokół siebie. To dobry start, nic tylko koncentrować się na pracy. Nie chcę być jedynie mistrzem, lecz kimś rozpoznawalnym na całym świecie.

Sprawiasz wrażenie dobrze ułożonego chłopaka.
To prawda, nie lubię krzyczeć przed walką. Nie wydzieram się jak Wilder, że jestem najniebezpieczniejszym człowiekiem świata i wszystkich pozabijam. Nie gadam, że na 100% wygram. To zagrywki poniżej pasa, nie w moim stylu. Spokojnie rozwijam się sportowo, buduję rankingowo oraz medialnie. Skąd ten spokój? Myślę, że to zasługa mojego charakteru. Wolę działać, zamiast bawić się w prowokacje. Uważam, że lepiej zabłysnąć inteligentniejszą stroną osobowości. Pan Mariusz Kołodziej zawsze powtarzał, że promocyjnie widzi we mnie typowy przykład dla matki z dzieckiem. Dla takiej, która przyjdzie na moją walkę i po wszystkim powie swojemu synkowi: „Chcę, abyś w przyszłości wyglądał i zachowywał się tak jak ten zawodnik”. Pan Mariusz dostrzegł we mnie inność.

Myślałem, że powiesz coś na zasadzie: "Dobre wychowanie wyniosłem z rodzinnego domu".
Też, na pewno. No bo przecież, dlaczego pan Kołodziej wpadł na taki pomysł? Skąd wizerunek dobrego chłopaka? Dostrzegł, że potrafię się zachować, że rodzice dobrze mnie wychowali i nie wywodzę się z patologii. W dzieciństwie byłem może urwisem, ale takim miłym, wiecznie uśmiechniętemu. Zawsze umiałem ładnie przeprosić. Panie nauczycielki, nawet jak coś nabroiłem, i tak mnie lubiły. A wiadomo, boks jest dla wielu chłopaków odskocznią. Nie dla mnie. Nigdy nie zaznałem biedy. Nie zacząłem boksować, żeby zarobić czy awansować w hierarchii społecznej. Nie o to chodziło. Marzyłem po prostu o karierze.

Jesteś zaprzeczeniem stereotypu pięściarza. Stanowisz odrębną historię.
Nigdy nie chodziłem głodny, nie pokonywałem pieszo kilometrów w drodze na trening. Za dzieciaka miałem wszystko podane na tacy, tata mnie pilnował. Wolał kupić mi coś do sportu, niż sobie spodnie. Zamiast toczyć rozrywkowy tryb życia, inwestował w syna. Sprawił, że już w bardzo młodym wieku poczułem się jak sportowiec.

Pełna rozmowa z Patrykiem Szymańskim na Sporteuro.pl >>