Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

26 września na Polsat Boxing Night w Łodzi Przemysław Saleta (44-7, 22 KO) zmierzy się z Tomaszem Adamkiem (49-4, 29 KO). 47-letni ex-czempion Europy wagi ciężkiej przed zbliżającą się walką imponuje przygotowaniem fizycznym.

Add a comment

Przemysław Saleta (44-7, 22 KO) i Tomasz Adamek (49-4, 29 KO) razem mają 85 lat, jednak obaj zgodnie zapowiadają, że 26 września w Łodzi błysną formą w pojedynku wieczoru gali Polsat Boxing Night. Saleta do wrześniowej walki szykuje się w Krynicy Zdroju, "Góral" na miejsce przygotowań wybrał Łomnicę koło Karpacza. 

- Do walki z Tomkiem Adamkiem będę lepiej przygotowany niż do walki z Andrzejem Gołotą. Zaczynam po prostu z wysokiego poziomu - zapewnia Saleta i dodaje: - Nastawiam się na wojnę, na walkę na wyniszczenie.

Tomasz Adamek po raz ostatni boksował w listopadzie - został wypunktowany przez Artura Szpilkę. Teraz twierdzi, że od wyniku zbliżającej się walki zależeć będą losy jego dalszej kariery. - Ta walka będzie dla mnie sprawdzianem, czy potrafię jeszcze z siebie coś wykrzesać. Na dzień dzisiejszy jest super - mówi były mistrz świata wag półciężkiej i junior ciężkiej.

Tomasz Adamek do tej pory dwukrotnie występował na galach Polsat Boxing Night - wygrał przed czasem z Andrzejem Gołotą i przegrał na punkty ze Szpilką. Przemysław Saleta podczas drugiej edycji polsatowskiej gali zastopował Gołotę.

Add a comment

Amatorski pięściarz Łukasz Różański jest pierwszym sparingaprtnerem Przemysława Salety (44-7, 22 KO) podczas obozu treningowego w Krynicy, gdzie były mistrz Europy wagi ciężkiej przygotowuje się do walki z Tomaszem Adamkiem (49-4, 29 KO). Pięściarze zmierzą się 26 września na gali Polsat Boxing Night w Łodzi.

W gronie sparingpartnerów Salety na pewno pojawi się jeszcze znany z kick-boxingu Tomasz Sarara. Niewykluczone, że kilka sesji sparingowych z pogromcą Andrzeja Gołoty odbędzie także Paweł Kołodziej.

47-letni Saleta do ringu wejdzie po raz pierwszy od lutego 2013 roku. Adamek ostatni raz boksował w listopadzie ubiegłego roku.  

http://www.youtube.com/watch?v=AYZHH0sexZw

Add a comment

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z Przemysławem Saletą (44-7, 22 KO), który 26 września na gali Polsat Boxing Night w Łodzi zmierzy się z Tomaszem Adamkiem (49-4, 29 KO).

http://www.youtube.com/watch?v=HN7_gEi5txU

Add a comment

Były mistrz Europy wagi ciężkiej Przemysław Saleta (44-7, 22 KO) rozpoczął w Krynicy Zdrój obóz treningowy w ramach przygotowań do walki z Tomaszem Adamkiem (49-4, 29 KO). Pięściarze zmierzą się 26 września na gali Polsat Boxing Night w Łodzi.

W Krynicy Saleta pozostanie niemal do samego pojedynku. Wkrótce 47-latek rozpocznie sesje sparingowe, w których pomagać będą mu m.in. Tomasz Sarara i Łukasz Janik.

Dla Salety będzie to pierwszy ringowy występ od wygranej z Andrzejem Gołotą, do której doszło w lutym 2013 roku. Były czempion Starego Kontynentu powrócił wtedy do boksu po siedmiu latach przerwy.

Add a comment

26 września na gali Polsat Boxing Night w Łodzi Przemysława Saleta (44-7, 22 KO) zmierzy się z Tomaszem Adamkiem (49-4, 29 KO). Saleta w rozmowie z Wirtualną Polską ocenił, że jego wrześniowy rywal to numer dwa w historii polskiego boksu zawodowego. Wyżej były czempion Starego Kontynentu wagi ciężkiej ceni jedynie Dariusza Michalczewskiego.

Spośród aktywnie boksujących pięściarzy według Salety największą gwiazdą jest Artur Szpilka. - Nawet nie względu na poziom sportowy, ale emocje, które budzi. Włodarczyk nie jest już mistrzem świata - wtedy on byłby tym numerem jeden - wyjaśnił weteran polskich ringów profesjonalnych.

Zapytany o to, kto z Polaków ma obecnie największe szansę na wywalczenie mistrzowskiego pasa, Saleta odparł: - Niedawno bym powiedział, że Mateusz Masternak, ale jego kariera potoczyła się dość dziwnie. Mógłbym powiedzieć, że Włodarczyk - on w każdej sekundzie walki może wygrać z każdym ze względu na swoje uderzenie, ale w jego przypadku nie będzie takie proste, by dostać kolejną szansę, tym bardziej że z jednej zrezygnował. Jest Andrzej Fonfara, ale to jest trudna kategoria wagowa.

Add a comment

Super Express pisał o nim: "Dupa, nie bokser". Zapytany w 2005 roku o "polską konfrontację stulecia" Andrzej Gołota nie szczędził złośliwości potencjalnemu rywalowi: "Nie zrobił nic by zasłużyć na walkę ze mną. Sportowo nie ma między nami porównania" - grzmiał. Niespełna osiem lat później za największy atut niezbyt lubianego oponenta uznał… jego atrakcyjny wygląd. Nie tylko on zapominał przez lata, że Przemysław Saleta (44-7, 22 KO) był drugim - po boksującym w Niemczech Dariuszu Michalczewskim - Polakiem, który sięgnął po międzynarodowy pas. Gołota, przynajmniej oficjalnie, nigdy tego nie dokonał.

Hubert Kęska: Pozycję numer cztery w polskiej klasyfikacji królewskiej kategorii – za Adamkiem, Gołotą i Sosnowskim, przyjmuje Pan z honorem? Tak umiejscawia Pana Boxrec...
Przemysław Saleta: Najwidoczniej tak wskazał przelicznik. Ale czy to sprawiedliwa ocena? Adamek i Gołota oczywiście poza zasięgiem. Sosnowski? Tutaj mógłbym się spierać.

Na pewno ma Pan na rozkładzie rywala, z którym "Dragon" nie miał szans. Chodzi o Witalija Kliczkę.
Stoczyłem z nim oficjalną walkę w kickboxingu. W 1988 roku, w Łodzi. Wygrałem na punkty. Później, gdy mieszkał na warszawskim AWF-ie sporo sparowaliśmy.

Kiedy chwilowo poskromił Pan rosnący apetyt starszego z ukraińskich braci, miał on 17 lat. Kilka lat później byliście kolegami z jednej stajni. Podobno wtedy wziął na Panu srogi rewanż.
Szczerze mówiąc, myślę że Uniwersum podpisało ze mną kontrakt głównie z uwagi na pozyskanie Kliczków. Było zapotrzebowanie na sparingpartnerów dla nich. Ja miałem na tyle doświadczenia, że mogłem przesparować trzy rundy z jednym z braci i kolejne trzy z drugim. Dla nich te sparingi to za każdym razem były prawdziwe wojny. Możemy się przyjaźnić, chodzić do knajp, podawać sobie rękę, ale na ringu nie było przeproś. Oni stawiali wtedy dopiero pierwsze kroki w zawodowym boksie. Nie rozumieli sensu organizowania sparingów. Zawsze jechali na maxa. Z biegiem czasu zrobił się problem, aby znaleźć im jakichkolwiek rywali. Jednego Bułgara wysłali do szpitala, miał wstrząs mózgu. Pamiętam też Amerykanina, który po pierwszym dniu sesji sparingowych czmychnął w nocy na lotnisko i uciekł do domu.

Wracając do Sosnowskiego…
Trudno rozstrzygnąć, który z nas osiągnął więcej. Albert walczył o mistrzowski pas, ale patrząc jedynie na to co zdobył, postawiłbym między nami znak równości. I on był mistrzem Europy i ja. Tyle, że ja wcześniej.

Sięgnął Pan po pas walcząc na wyjeździe. Pamięta Pan ilu polskich dziennikarzy pofatygowało się wówczas do Dortmundu?
Żaden. Umówmy się, przystępowałem do tego boju z pozycji skazańca. Faworyt był jeden - ulubieniec publiczności, Albańczyk z niemieckim paszportem, Luan Krasniqi. W tamtym okresie nie potrzebowałem ani wsparcia dziennikarzy, ani nawet kibiców. Jedynie najbliższych. Kilkanaście miesięcy wcześniej postanowiłem pożegnać się z boksem. Nie udało się zorganizować walki z Gołotą, który wybrał znacznie korzystniejszą finansowo propozycję spotkania z Mikem Tysonem. Z horyzontu zaczął mi również znikać cel, jaki założyłem sobie po przejściu do kategorii ciężkiej, tj. tytuł EBU. W tamtym czasie na Starym Kontynencie panował wspomniany Witalij Kliczko. W związku z kontuzją pleców bronił tytułu niezmiernie rzadko. W kwietniu 2001 roku boksowałem na marnej jakości gali w Jaworznie. Po niej stwierdziłem, że to wszystko zmierza donikąd. Andrzej Wasilewski zorganizował mi pożegnanie na Torwarze, przyszło 6 tysięcy widzów. Trzy miesiące później nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji. Kliczko zwakował tytuł, o który walczyć mieli teraz Krasniqi z Monse. Wygrał ten pierwszy. Zadzwoniłem do marchmakera Universum informując, że piszę się na jego dobrowolną obronę. Kiedy stanąłem na środku ringu naprzeciw Krasniqiego, wiedziałem że jestem sam. Liczyła się tylko wiara we własne umiejętności. (...)

Wędrując z powrotem na zawodowe ringi, wiele zamieszania łączyło się również z Pana pierwszą mistrzowską obroną.
Niemcy byli tak pewni wygranej Krasniqiego, że w kontrakcie nie zastrzegli nawet obowiązkowego rewanżu. Niespodziewanie pojawiła się opcja walki z Brianem Nielsenem. Zgłosił się do mnie opiekujący się Duńczykiem polski trener, pan Tilewski. Wspólnie z menadżerem Nielsena stawili się w Hotelu Europejskim. Rozpoczęliśmy negocjacje. Oczekiwałem 400 tysięcy dolarów. Przez moment wydawało mi się nawet, że doszliśmy do porozumienia. Po chwili poinformowano mnie jednak, że istnieją dwa kontrakty. Jeden - oficjalny, dla EBU - opiewający na 100 tysięcy dolarów. Drugi – tajny - gwarantujący 300 tysięcy.

Płatność atrakcyjniejszej finansowo umowy uzależniona była od wyniku pojedynku?
Dokładnie. Nielsen miał zostać nowym czempionem. Nie zgodziłem się. "Co to za numery?" - pytałem. "A jak pan myśli? Jakim cudem Brian wygrał z Holmesem?" - usłyszałem w odpowiedzi. Teraz wiem, że nieuczciwe zagrania obozu Duńczyka nie dotyczyły tylko walki z Holmesem. Nadprogramowego wynagrodzenia nie przyjął choćby Jeremy Williams, wysoko sklasyfikowany, nieimponujący posturą, ale bardzo mocno bijący zawodnik. Pogardził łapówką, no i nagle w dniu walki uległ zatruciu. Mieli swoje metody.

Pan myślał o skorumpowaniu innego Williamsa, Carla.
Podczas walki człowiekowi przychodzą do głowy przeróżne myśli. Z Williamsem męczyłem się niemiłosiernie Wziąłem tę walkę kilka dni po wyniszczającym starciu z Andriesem. Walczyłem z kontuzją, byłem przemęczony. Po dwóch, trzech rundach nie miałem siły zadawać ciosów. To było przygnębiające, bo perspektywy na przyszłość rysowały się przede mną naprawdę ciekawe. Byłem czwarty na liście organizacji WBC. A Carl Williams? Cóż, zmierzał donikąd. Przypomniałem sobie walkę Mercera z Fergusonem, podczas której kompletnie pozbawiony formy, liczący na mistrzowskie starcie z Riddickiem Bowe, Mercer zaproponował rywalowi 100 tysięcy dolarów za odpuszczenie walki. Ja stu tysięcy Williamsowi oczywiście bym nie oferował, ale pomyślałem o kilku. Na szczęście udało się obronić sportowo.

Czytaj obszerny wywiad z Przemysławem Saletą na sporteuro.pl >>

Add a comment

- Usłyszałem od tym od samego Andrzeja i powiedziałem mu, że to miód na moje uszy - mówi Przemysław Saleta (44-7, 22 KO) o decyzji Andrzeja Gmitruka, który ostatecznie nie stanie w narożniku Tomasza Adamka (49-4, 29 KO) podczas zaplanowanej na 26 września gali Polsat Boxing Night w Łodzi.

http://www.youtube.com/watch?v=DNH5AbWm5oM

Add a comment

- Niespecjalnie interesuje mnie to co robi Adamek i z kim trenuje. Myślę, że osiem tygodni z Andrzejem Gmitrukiem nie zmieniłoby wiele w stylu Tomka. Skupiam się na sobie i liczę, że pojedynek potoczy się według mojego scenariusza - komentuje Przemysław Saleta (44-7, 22 KO) zamieszanie w sztabie szkoleniowym Tomasza Adamka (49-4, 29 KO). Pięściarze zmierzą się 26 września w Łodzi na gali Polsat Boxing Night.

Karolina Owczarz: Zaczęły się przygotowania. W poprzednich dniach siłownia, a we wtorek już prawdziwy boks.
Przemysław Saleta: Od tego tygodnia rozpoczęliśmy przygotowania do walki. Wcześniej skupialiśmy się na aspektach wytrzymałościowo-siłowych. We wtorek miałem pierwszy kontakt z przeciwnikiem, bo ciężko to nazwać sparingiem. Zaczęło się to co lubię najbardziej!

Jak czujesz się po pierwszy sparingu, a właściwie to dwurundowej zadaniówce?
Pierwsze sparingi są po to, żeby sprawdzić swoją dyspozycję. Chcę zobaczyć czy widzę ciosy i czy prawidłowo reaguje. Nieistotny jest rezultat tych sparingów, ale liczą się wypełnione cele treningowe.

Z kim będziesz trenował?
Trenuję z Robertem Złotkowskim, z którym już wcześniej miałem okazję współpracować i wygląda to bardzo dobrze. Na pewno będę sparował z Tomaszem Sararą, który jest bardzo mocny pięściarsko. Liczę również, że uda mi się namówić do wspólnych treningów Łukasza Janika.

Pełna rozmowa w materiale video na Polsatsport.pl >>

Add a comment