Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Z Mateuszem Masternakiem stoczyłem pierwszą, przegraną walkę życia, ale dostałem drugą szansę, o jeszcze większą stawkę. To gra o wszystko jeśli chodzi o moją karierę pięściarską – mówi Adam Balski (KnockOut Promotions) przed sobotnim pojedynkiem w Londynie z Alenem Babiciem o pas WBC Silver wagi bridger. Polak legitymuje się rekordem (16-1, 9 KO), zaś Chorwat (10-0, 10 KO).
 
Od każdego zapewne to słyszysz: walka życia, ale i o bokserską przyszłość.
Adam Balski: Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nie udała mi się walka życia w wadze junior ciężkiej z Mateuszem Masternakiem, przegrałem i pewne furtki zostały przede mną zamknięte. Ale na szczęście otrzymałem kolejną szansę, w kategorii bridger. Wiem, że to być może jedyna w tym limicie możliwość wybicia się na szczyt.
 
Jesteś 15 w rankingu World Boxing Council, a Babić 3. Zwycięzca stanie do rywalizacji o mistrzostwo świata?
Tak słyszałem, że jest opcja potyczki w niedługim czasie o właściwy pas WBC w limicie 101,6 kg. Najpierw muszę jednak pokonać Babicia. Doceniam jego charakter i umiejętności, ale – z całym szacunkiem – to nie jest zawodnik pokroju Ołeksandra Usyka. Daleko mu do gwiazd boksu pod względem klasy technicznej i taktycznej.
 
Wielu bokserów zbijających sporo kilogramów do walk chciałoby być na Twoim miejscu…
Mnie z kolei brakuje kilka kilogramów do 101,6 kg, ale nigdy w karierze sportowej nie ważyłem więcej niż dziewięćdziesiąt kilka kilogramów. Stówki nie przekroczyłem. Jednak to nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Wierzę w swoje zwycięstwo i w to, że wkrótce zaboksuję o mistrzostwo świata.
 
Co sobie pomyślałeś, kiedy po raz pierwszy zobaczyłeś nagranie jakiejkolwiek walki Babicia?
Nie miałem wątpliwości, że widzę na ekranie jednego z gości, z jakimi przed 10 laty biłem się na ulicach. Zresztą jesteśmy z Babiciem rówieśnikami, nawet z tego samego miesiąca (Balski urodził się 13 listopada 1990 roku, Babić 17 listopada 1990), więc taka bitka dekadę temu byłaby możliwa.
 
Z kim wyjeżdżasz do Londynu?
Jadę z trenerami Andrzejem Liczikiem i Jerzym Baranieckim oraz wiceprezesem KnockOut Promotions ds. sportowych Jackiem Szelągowskim. Chcemy podbić świat! Będę miał też okazję spotkać się z moim dawnym szkoleniowcem za czasu pobytu w Londynie Jasonem Matthewsem, byłym mistrzem świata WBO.
 
Jak radzisz sobie z presją, oczekiwaniami itd.? Ostatni dni pod względem psychologicznym są najtrudniejsze?
Nie jest źle, cały czas coś robię, np. sprzątam. Długa były ze mną moja dziewczyna i córeczka, ale już odwiozłem je parę dni temu do rodzinnego Kalisza. Zostałem sam w Warszawie i w maksymalnym skupieniu przygotowuję się do walki. Tyle lat trenuję boks, by sprawdzać się na takich gala i o taką stawkę. Co mi z tego, że wygrałbym 20 czy 30 walk na swoim podwórku. Lata lecę, nie mam co czekać. Chcę pokazać to, czego nauczyłem się w boksie, a po powrocie spojrzeć w lustro z dumą, że zrobiłem to, co umiem i wygrałem.
 
Nie możesz dać się sprowokować Babiciowi, bo on tylko czeka na bijatykę?
Dla mnie to będzie niesamowita lekcja, niesamowity wręcz egzamin. Także z tego jak chłodna jest moja głowa w gorącym ringu. Wiem, że Babić rzuca się na rywali, że to sportowy świt, który tak bije aż kogoś ubije. I to mu się 10 razy udało. Ale teraz trafia na 11. rywala, a ja muszę go przystopować!
 
Im dalej w las, tym będzie lepiej… Walka niech trwa jak najdłużej?
Na pewno do pojedynków trenuje, więc musi mieć kondycję na więcej niż początkowe do rundy. Ale oczywiście o tym przekonamy się w sobotę. Jeszcze raz podkreślę, że muszę skupiać się na sobie, bo jednak nie jadę do nie wiadomo jakiego pięściarza. Nie wykluczam, że on może się szybko wystrzelać. Jednak i ja muszą umiejętnie rozłożyć siły. Chciałbym połączyć w sobotę swoje wszystkie najlepsze walki w jedną całość.
 
Obserwatorzy zwracają uwagę na huraganowe ataki Chorwata, lecz także na jego dziurawą obronę.
Muszę wykorzystać jego błędy w defensywie, jak np. opuszczanie prawej ręki. Lewy sierpowy będzie idealnie pasował na wolne miejsce.