Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Andrzej Gołota kończy 50 lat? Niemożliwe. Wciąż mam przed oczami jego największe walki, szczególnie rewanżową z Riddickiem Bowe.

I wciąż doskonale pamiętam co się wtedy działo na ringu w Atlantic City. To była walka na śmierć i życie w której lepszym pięściarzem był Gołota. Podobnie jak w ich pierwszym pojedynku, pięć miesięcy wcześniej, w nowojorskiej Madison Square Garden.

Wtedy też został zdyskwalifikowany za ciosy poniżej pasa. W obu przypadkach prowadził na kartach punktowych.

Jego kariera z wielu względów była niezwykła. Był zawodnikiem warszawskiej Legii i kiedy zaczynał sportową przygodę nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek stanie na zawodowym ringu. Pamiętam wywiad, który z nim przeprowadziłem po mistrzostwach Europy juniorów w Kopenhadze (1986), gdzie zdobył złoty medal w wadze ciężkiej (91 kg). Mówił, że nie lubi boksu i nawet nie myśli, że mógłby kiedykolwiek walczyć zawodowo.

Rok wcześniej został w Bukareszcie wicemistrzem świata juniorów. Przegrał w finale z legendarnym Felixem Savonem, który później trzykrotnie wygrywał igrzyska olimpijskie i sześciokrotnie mistrzostwa świata. Na tej samej imprezie Riddick Bowe, złoty medalista wagi półciężkiej i MVP tych mistrzostw obiecywał mi, że będzie najlepszym w gronie zawodowców. Dotrzymał słowa, był wielkim czempionem wagi ciężkiej.

Pełna treść artykułu na Polsatsport.pl >>