W najbliższą sobotę były interkontynentalny mistrz WBO niezwykle mocno obsadzonej wagi półśredniej Krzysztof Bienias (40-4, 16 KO) stoczy swoją czterdziestą piątą zawodową walkę. Rywalem popularnego "Kisiela" będzie dobrze znany polskim kibicom z występów na kilku polskich galach Łotysz Konstantins Sakara (6-13-1, 5 KO). Dla pięściarz grupy KnockOut Promotions będzie to druga walka od czasu marcowej porażki z Kellem Brookiem.
- Kiedy rozpocząłeś przygotowania do gali w Warszawie?
Krzysztof Bienias: Przygotowania rozpocząłem po powrocie z wakacji, czyli mniej więcej w połowie czerwca. Potem zacząłem przychodzić na salę co drugi dzień i tak spędziłem resztę czerwca oraz cały lipiec. Pod koniec lipca zaczęły się w końcu takie treningi wdrażające do sezonu, wtedy zaczęły się ćwiczenia bardziej specjalistyczne pod kątem walki.
- Miałeś początkowo boksować w Krynicy, czemu tam ostatecznie nie wystąpiłeś ?
KB: Rzeczywiście były takie plany, ale powiedziałem trenerowi, żeby nie brał mnie pod uwagę bo chciałem wyjechać z dzieckiem na wakacje i przy okazji trochę samemu odpocząć.
- Potrzebowałeś odpoczynku psychicznego po walce z Brookiem ?
KB: Przydał mi się odpoczynek psychiczny, ale też fizyczny. Na przygotowaniach do walki w Anglii spędziłem naprawdę ciężkie tygodnie na sali treningowej i trzeba było się zregenerować przed drugą połową roku.
- Byłeś zadowolony ze swojego ostatniego występu na gali w Gdyni ?
KB: Nie do końca, to było praktycznie z marszu po walce i ciężkich przygotowaniach w Anglii. Nie byłem z siebie zadowolony, ale wyszło jak wyszło. Trochę mnie ręka bolała, nie czułem się w formie i dodatkowo w czasie przygotowań byłem lekko podziębiony. To wszystko się nałożyło i efekt nie był taki jakbym chciał. Teraz to już historia, trzeba iść dalej.
- W czasie przygotowań miałeś okazję do sparingów ze Sławomirem Ziemlewiczem, pomógł Ci w zbudowaniu formy ?
KB: Na pewno te sparingi mi się przydały. Sławek jest takim pięściarzem, który ciągle w ringu coś robi. Sparingi układały się różnie, raz lepiej, raz gorzej, ale ogólnie przygotowania przebiegły zgodnie z planem. Kondycja jest dobra, forma pomału rośnie, teraz tylko pozostaje czekać na galę.
- Walka przed własną publicznością w Warszawie to będą jakieś dodatkowe emocje ?
KB: Wiadomo, że jeśli walka jest u siebie to człowiek żyje tym trochę bardziej niż jak się boksuje gdzieś w obcym mieście. Został jeszcze jakiś czas, ale na pewno odczuwam trochę większe emocje. Na razie tak w środku, bo faktycznie poczuję atmosferę gali w piątek na ważeniu i w sobotę w trakcie walki.
- Z perspektywy czasu ta porażka z Brookiem nie podłamała Cię ?
KB: Zdecydowanie nie. Nie miałem jakiś czarnych myśli o końcu boksowania, nie zostałem znokautowany, moim zdaniem sędzia za wcześnie przerwał walkę, ale życie bywa brutalne i trzeba to zaakceptować. Trzeba żyć dalej i dalej walczyć.