Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Grzegorz "Nice Super G" Proksa (29-2, 21 KO) po blisko dziesięciomiesięcznej przerwie wraca do Stanów Zjednoczonych. Polski pięściarz na piątkowej (28 czerwca) gali w Jacksonville zmierzy się z Amerykaninem Sergio Morą (23-3-2, 7 KO), byłym mistrzem świata federacji WBC. We wrześniu Proksa walczył o mistrzowski pas z Giennadijem Gołowkinem. Wtedy przegrał w Veronie pod Nowym Jorkiem. Po raz pierwszy w karierze uległ przez KO. Teraz zapowiada, że jego starcie z Morą będzie wyglądało całkiem inaczej.

Przed starciem z Gołowkinem nogi się chyba trochę zatrzęsły, bo rywal był naprawdę z najwyżej półki. Teraz wraca pan do USA i znowu silny przeciwnik. Czy tym razem emocje nie zagrają już tak bardzo?
Nie, nie trzęsły mi się nogi. Jeżeli już, to z pewnością nie z obawy, a z radości, że dostąpiłem zaszczytu walki o mistrzostwo świata, którego ostatecznie nie udało się wywalczyć w tym pojedynku. Doświadczenie jednak pozostało. W piątek mogę przybliżyć się do upragnionego celu. Mam szansę i zrobię wszystko, żeby ją wykorzystać, bo być może będzie to ostatnia szansa na tym wielkim poziomie.

Były mistrz Europy kontra były mistrz świata to zatem starcie na najwyższym światowym poziomie. Obaj walczycie bardzo odważnie, zapowiada się zatem świetna walka.
Wszyscy tutaj są bardzo podekscytowani tym pojedynkiem. Zewsząd spotykam się z ogromnym szacunkiem wśród kibiców. To bardzo budujące, tym bardziej, że wiem jak ciężko na to pracowałem, żeby tutaj być. Wspaniałe uczucie. Cieszę się, że tak szybko wróciłem.

Jak trudnym rywalem jest Sergio Mora, jakie są jego mocne i słabe strony?
Sergio Mora to z pewnością trudny rywal, jeden z najtrudniejszych, z jakim dotychczas walczyłem. Nie licząc oczywiście Gołowkina. Zremisował z Mosleyem udało mu sie pokonać Forresta, a to wielkie bokserskie nazwiska. Absolutny top w swoim czasie. Cieszę się. Jako dziecko mogłem tylko pomarzyć o takich walkach, a teraz po kilkunastu latach pracy, mogę stanąć z nimi w ringu.

Ma pan tę przewagę, że rywalom ciężko znaleźć sparingpartnera podobnego do pana.
(śmiech) Mnie również nie było łatwo, bo Mora to również trudny rywal o specyficznym stylu. Obaj mamy trudne zadanie.

Czy to starcie jest ostatnim przed ewentualną walką o mistrzostwo świata?
Wszyscy tutaj tak uważają. Mnie pozostaje się z tego cieszyć. Nie mniej jednak jest za wcześnie, żebym zawracał sobie tym głowę. Najważniejsza w tej chwili jest piątkowa walka. Planować będziemy później.

Czy Grzegorz Proksa będzie w pojedynku z Morą znacznie lepszym pięściarzem niż w starciu z Gołowkinem?
To inni zawodnicy. Inaczej przygotowani do walki. Mam spore wymagania wobec swojej osoby. Proszę mi wierzyć.

Zapowiada pan, że ewentualna porażka może być końcem kariery. Może niepotrzebnie sam narzuca pan sobie presję?
Nie są to dokładnie moje słowa. Ktoś wyjął je z kontekstu i przykleił do mnie. Pewnie, ze porażka może spowodować, że nie dostąpię już zaszczytu walki o mistrzostwo świata. Tyle tylko, że ja absolutnie nie zakładam porażki w tym pojedynku.

Kiedyś opanował pan rynek brytyjski, teraz przestawia się na amerykański? Chciałby pan w przyszłości toczyć więcej walk w USA?
Chciałbym zawalczyć kiedyś w Polsce, ale oczywiście na dzisiaj rynek amerykański jest dla nas atrakcyjniejszy pod względem sportowym. Trudno byłoby walczyć w Polsce na tym poziomie bez wsparcia telewizji.