Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Jak się pan czuje po pierwszej przegranej w karierze?
Izuagbe Ugonoh: Fizycznie dobrze, wyglądam lepiej niż mój przeciwnik, którego twarz ma większe obrażenia. Zatem można powiedzieć, że nadal jestem piękny (śmiech). A psychicznie w sumie też jest OK.

Co spowodowało, że po bardzo dobrych dwóch rundach, tak szybko utracił pan kondycję?
Myślę, że najzwyczajniej w świecie górę wzięły emocje, gdy walka układała się po mojej myśli. Byłem lepszym pięściarzem, ale walczyłem na takim podnieceniu, że po prostu "siadłem". Oczywiście to w żaden sposób nie jest próbą szukania usprawiedliwienia. Tak naprawdę ta walka, w pewnym momencie, mogła pójść w jedną lub w drugą stronę. Poszła akurat na korzyść Dominika, ale byłem milimetry od tego, żeby wygrać. Tak się czuję.

A może pana osłabienie było efektem pojedynczych, mocnych ciosów Breazeale’a, które destrukcyjnie wpłynęły na pana organizm? To nie napawałoby optymizmem na przyszłość...
Nie, to nie w tym rzecz. To była walka, którą przegrałem w samym sobie, w tym sensie, że udzielił mi się entuzjazm jej przebiegu i zapowietrzyłem się. Niewłaściwe oddychanie, brak doświadczenia... Również sposób, w jaki boksowałem, nie pozostawał bez wpływu. Mogłem wrzucić większy luz, poboksować podwójnym lewym prostym i więcej się poruszać, a nie bić się tak dużo z takim wielkim koniem. Wiele rzeczy pewnie można byłoby poprawić, ale zrobiłem tak, jak zrobiłem. Miałem swój plan na tę walkę, lecz nie w pełni go zrealizowałem.

Pełna treść artykułu na Interia.pl >>