Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Kamil Szeremeta w sierpniu może zmierzyć się o tytuł mistrza świata federacji IBF. – Obracałem się w takim towarzystwie, którego połowa dzisiaj jest poszukiwana listami gończymi i siedzi gdzieś w Skandynawii albo innych częściach świata. Gdyby nie boks, pewnie popełniałbym te same błędy – mówi "Przeglądowi Sportowemu" pięściarz.

Za chwilę, miejmy nadzieję, dojdzie pan do walki o mistrzostwo świata IBF wagi średniej z Giennadijem Gołowkinem. Dotąd cały czas miałem wrażenie, że pana kariera rozwija się jakby trochę z boku głównego nurtu.
Kamil Szeremeta: Szczerze mówiąc, to z wielu walk nie jestem zadowolony. Popełniałem błędy w przygotowaniach albo w ringu. Więcej pojedynków powinienem wygrać przed czasem. Z drugiej strony... może tak miało być?

Czemu się nie układało?
Bodaj od siedmiu walk pracuję z trenerem Fiodorem Łapinem i dopiero w tym czasie poczułem, że się rozwijam i podnoszę umiejętności. Byłem prowadzony amatorsko. Nie miałem wokół siebie teamu. Dzisiaj mam najlepszego trenera, masażystów, dietetyków... Mogę wycisnąć z siebie wszystko podczas treningów, a Gołowkin wyciśnie ze mnie wszystko w ringu. Cieszę się, bo Kazach pokaże mi, gdzie jest mój limit.

Wkurza się pan, że większość ekspertów i kibiców nie daje panu szans?
Nie, nie chcę mówić, gdzie to mam. Najważniejsze dla mnie jest to, co myślą moi bliscy. Kochana żona, moje dzieci, czyli trzyipółletnia Amelka i półroczny Bartek, rodzina i przyjaciele... Oni we mnie wierzą, a skoro tak jest, to jak dla mnie wierzą we mnie wszyscy. Inna sprawa, że w walce z Gołowkinem mało kto byłby faworytem, prawda?

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>