Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Łukasz Janik zastąpi Krzysztofa Włodarczyka w piątkowym pojedynku o mistrzostwo świata federacji WBC w Moskwie. 30-latek powalczy o pas, który Rosjanin Grigorij Drozd odebrał „Diablo” osiem miesięcy temu.

Byłem w Jeleniej Górze. Długi majowy weekend, grillowanie... – nie ukrywa Łukasz Janik. Miał sparować z Krzysztofem Włodarczykiem, ale ten się rozchorował. Walkę z Grigorijem Drozdem w zastępstwie „Diablo” zaproponowano mu 10 maja, 12 dni przed terminem. – Nie obijałem się, przecież sześć razy wbiegłem na Śnieżkę – relacjonował Janik, gdy stało się jasne, że poleci do Moskwy. Nawet jeśli mówi prawdę, jego forma pozostaje dużą zagadką. Drozd na majową datę zaczął się przygotowywać już w lutym. Trenował na Teneryfie, w Armenii, by na koniec wrócić do Moskwy.

30-latek z Zielonej Góry nie byłby faworytem tej walki, nawet gdyby przygotowywał się do niej od wielu tygodni. Nie byłby nim również Włodarczyk, który w ubiegłym roku nie potrafił nic przeciwstawić żelaznej konsekwencji Drozda. A przecież „Diablo” jest lepszym bokserem niż Janik. Jeśli Rosjanin nie wygra, będziemy mieli do czynienia z gigantyczną sensacją.

Janik poleciał do Rosji bez żadnego obciążenia psychicznego. Wie, że jeśli nie odbierze Rosjaninowi pasa, krytyka nie będzie uzasadniona. Polak nie ma nic do stracenia. Półtora roku temu bokser, który dawniej zarabiał na życie nielegalnymi walkami w niemieckich boks-budach, trafił do nowojorskiego Madison Square Garden Theater. Faworyzowany Ola Afolabi wygrał niewysoko i wydawało się, że Janik szybko otrzyma ciekawe oferty. Tak się jednak nie stało, a z Drozdem zmierzy się trochę przez przypadek. Warto, by w piątek wieczorem zszedł z ringu ze świadomością, że zrobił wszystko, aby zwyciężyć, bo druga szansa na mistrzowski tytuł w jego karierze może się już nie powtórzyć.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>