Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

 

Kiedy zapytałem cię przez telefon, co słychać, odpowiedziałeś: „a dobrze”. Grzecznościowo?
Maciej Sulęcki: Nie jest dobrze, kurna, bo nie trenuję. Ale powiem ci tak. Ja nie lubię marudzić, nie lubię narzekać. Jestem człowiekiem, który lubi z największego gówna wyciągnąć bardzo duży pozytyw. I ta sytuacja też ma swoje plusy i minusy. Wiesz, bardzo chciałem wrócić w tym roku na ring. Uważam, że wizerunkowo i sportowo fajnie by to wyglądało, że po takiej słabej walce wracam od razu, najlepiej na amerykańskim ringu. Tak się nie stało, ponieważ moja ręka nie jest do końca zdrowa. Lekarz zrobił operację, ale nie zrobił wszystkiego. Po operacji, kiedy ta ręka miała być już zdrowa, poszedłem sobie potarczować, wcale nie mocno. No, ból ręki jest praktycznie taki sam.

Po jakim czasie wróciłeś na salę?
To było jakieś trzy tygodnie temu, czyli 3,5 miesiąca po walce. Od tej pory nie dotknąłem się w ogóle boksu.

Przed naszym spotkaniem byłeś na treningu.
Albo biegam, albo chodzę na siłownię. Robię też motorykę z Piotrem Obtułowiczem albo Marcinem Sałatą. Oni się dobrze znają na robocie, odciążali mi rękę. Dzisiaj akurat poszedłem sobie pobiegać w lesie, pogoda fajna. Ale ile można biegać? Słuchaj, treningi na pół gwizdka to nie są treningi. Ja jak wchodzę na salę, to albo zapierdzielać mocno, albo nie robić nic. Dlatego te obecne treningi są – jak na mnie – bardzo słabe. Podtrzymuję formę, trzymam michę. Staram się prowadzić tak, jak powinienem. Choć nie ukrywam, że na piwko też lubię sobie czasami pójść. Teraz szczególnie. 

Od kiedy w rzeczywistości masz problem z ręką?
Kontuzji doznałem z Rosado, wtedy nastąpiło apogeum. Natomiast dopiero niedawno jeden z lekarzy uświadomił mi, że ja byłem u niego z tą ręką już ponad dwa lata temu. Czyli już wtedy się z nią bujałem. Ale to nie był taki ból, raczej dyskomfort. Po Rosado się zaczęło. Ręka była w takim stanie, że przy każdym uderzeniu był duży ból. Choć raz było lepiej, raz gorzej.

Pełna treść artykułu na Sporteuro.pl >>