Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


– Rynek amerykański docenia Maćka, dlatego pojawiła się propozycja walki z Munguią. To jest oferta od zawodnika, o którym Maciek marzył. Ostatnio gdzieś przeczytałem opinię, że my tylko czekamy na ofertę i jedziemy za granicę. Zawsze tak było. Dziwię się, że ktoś się temu dziwi – mówi Andrzej Wasilewski w rozmowie z Po Gongu.

Jak trudnym rywalem dla Sulęckiego będzie Munguia?
Andrzej Wasilewski: Moim zdaniem Munguia jest trochę przereklamowany w stosunku do tego, jak jest promowany. Widzę głodnego, pewnego siebie Meksykanina, który ma twardą szczękę, ale w przeciwieństwie do Andrade czy Jacobsa jest dużo prostszy pod względem technicznym. Widać, że jest silny, może przyjąć, chętnie też odda. Ale nie jest wirtuozem boksu, mimo że ma genialny rekord.

Oferta była korzystna pod względem finansowym?
Była zaskakująco dobra. Maciek postawił twarde warunki, nie do końca byłem przekonany, czy uda się je zrealizować, ale udało się. To wyjątkowa i trudna do przebicia czy powtórzenia oferta, naprawdę duże pieniądze. Nie sto i nie dwieście tysięcy dolarów brutto.

Miał pan jakieś wątpliwości przed podpisaniem kontraktu na walkę Sulęckiego z Munguią?
Rynek amerykański docenia Maćka, dlatego pojawiła się propozycja walki z Munguią. To jest oferta od zawodnika, o którym Maciek marzył. Ostatnio gdzieś przeczytałem opinię, że my tylko czekamy na ofertę i jedziemy za granicę. Zawsze tak było. Dziwię się, że ktoś się temu dziwi. W Polsce można stoczyć walkę, która ma aż i tylko wymiar sportowy za maksymalnie 100 czy 150 tysięcy złotych, bo na tyle stać polski rynek, a za granicą można zarobić gaże kilkuset tysięcy dolarów i jeszcze można się wypromować. Rynek amerykański gwarantuje wyzwania sportowe, o których sportowcy powinni marzyć. W Polsce nie będzie ani takich wyzwań, ani takich pieniędzy. Maciek udowodnił, że jest twardym zawodnikiem i że nie unika wyzwań. W USA pokazał się z dobrej strony, ale przegrał dwie najważniejsze walki. Moim zdaniem Maciek nie ma nic do stracenia w starciu z Munguią. Jeśli wygra, znów będzie kandydatem do walki o mistrzostwo świata. Jeśli, nie daj Boże, przegra po dobrej walce, to potwierdzi, że jest liczącym się w skali światowej zawodnikiem i dostanie następne oferty. W takiej sytuacji decyzję zostawiam zawodnikowi, ale w głębi duszy byłem za walką z Munguią.

24 kwietnia w USA miał walczyć też Fiodor Czerkaszym. To już nieaktualny temat?
Nic z tych planów nie wyjdzie, bo Fiodor musi się wyleczyć. Przesłał mi zaświadczenie od lekarza, że żebro prawidłowo się goi, ale dostał zakaz treningów na dwa tygodnie. To jest w ogóle ciekawa historia, bo po raz pierwszy zawodnik z moim zastępcą ukryli przede mną poważną kontuzję. Mam nadzieję, że to było pierwszy i ostatni raz. Choć dobrze zrobili, bo gdybym dowiedział się, że Fiodor ma złamane żebro, to skasowałbym walkę i galę. Ale ta sytuacja pokazała, że Fiodor jest charakternym chłopakiem.

Pełna treść artykułu na Pogongu.pl >>