Patronat medialny


 

Sponsor grupy KnockOut

Wpadł do kraju na kilka tygodni. W międzyczasie poprowadził pare wykładów, spotkał się z rodziną i przyjaciółmi, pozałatwiał biznesy. Zaraz wraca do swojego nowego domu - na tajskiej wyspie Ko Samui. Po Polsce jeździ pięknym, prawie 25-letnim BMW 740i. Ten samochód swoje przejechał, ale wciąż jest w świetnej formie, przyciąga wzrok i widać, że jeszcze długo pojeździ. Czyli dokładnie tak, jak jego właściciel.

Przemysławowi Salecie w marcu stuknęła pięćdziesiątka. Aż trudno w to uwierzyć, w końcu mówimy o gościu, na którego walkach dorastało całe pokolenie urodzone w latach osiemdziesiątych. Saleta zawsze był wojownikiem, potrafił bić się o swoje i nie tylko. Był celebrytą, ale w tym pozytywnym znaczeniu tego słowa, a nie wykreowanym na ściankach. Był zawadiaką, czasem łobuzem. Był playboyem. Nie, to mało powiedziane. On był królem playboyów, mistrzem świata w wyrywaniu najlepszych dziewczyn. Do tego stopnia, że miesięcznik "Playboy" nazwał go "największym playboyem Rzeczpospolitej". Nie bez powodu - dwie jego żony były playmate, a była narzeczona - playmate roku. "Żaden facet w Polsce nie ma takiego CV” - pisał "Playboy". - Rzeczywiście tylko moja pierwsza żona się wyłamała i nie była u was na rozkładówce. Popsuła statystykę. Przepraszam za nią. Sprawa jest dość prosta. Widocznie mamy z Playboyem podobne gusta. Sam jednak playboyem się nie czuję. To, że podobają mi się ładne dziewczyny, nie jest chyba moją winą - tłumaczył wtedy.

Taki był Saleta kiedyś. A jaki jest dziś? Zdziwicie się, jeśli napiszemy, że dokładnie taki sam? Z jedną różnicą: w końcu wyszedł mu biznes i wygląda na to, że jest naprawdę szczęśliwy. W każdym razie - na emeryta nie wygląda. Nawiasem mówiąc, daje nam wszystkim nadzieję, że mając piątkę z przodu także można wyglądać jak gladiator.

- Spędzam większość czasu w Tajlandii. Jest spokojnie, dużo spokojniej niż w Polsce. Żyje się świetnie. Najzimniejszym miesiącem jest styczeń, ze średnią temperaturą 28 stopni. Jest świetne jedzenie, którego podstawą są świeże owoce i warzywa. Nie ma glutenu, bo jemy albo ryż, albo makaron ryżowy. Nie ma laktozy, bo jeśli mleko, to kokosowe. Jest pysznie i zdrowo. Do tego uśmiechnięci ludzie, z zupełnie inną mentalnością niż w Europie. Azja żyje w innym tempie. My sami wywieramy na siebie zbyt dużą presję i ścigamy się zupełnie niepotrzebnie. Tam można odetchnąć. Choć oczywiście ma to swoje minusy, bo nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby Taj, z którym się umówię, był punktualnie. Najczęściej przychodzi zresztą zupełnie innego dnia - śmieje się Saleta. - Ja nie dość, że żyję w świetnym miejscu, to jeszcze robię to, co lubię, czyli organizuję obozy sportowe. W dwa tygodnie takiego obozu można naprawdę dużo zrobić dla swojego zdrowia i kondycji, można złapać dobre nawyki. Przyjeżdża coraz więcej osób, także z Polski.

Jeśli poczuliście właśnie ochotę na wyjazd na obóz treningowy w Tajlandii, musimy szybko ostudzić wasz zapał: nie jest to tania zabawa. Dwutygodniowy Saleta Life Camp kosztuje 2,450 euro. Do tego trzeba doliczyć bilet lotniczy. Faktem jednak jest, że na miejscu dostaje się w zasadzie wszystko, czego potrzeba do szczęścia: trzy treningi dziennie, atrakcje turystyczne, czterogwiazdkowy hotel nad brzegiem oceanu, wyżywienie i masaże bez ograniczeń.

Pełna treść artykułu na Weszlo.com >>

Add a comment

Spotkanie Master LIVE, to inicjatywa Przemka Salety i kilku młodych osób, którzy promują zdrowy styl życia, aktywność i pracę nad sobą. Celem wydarzenia jest promocja takich dyscyplin jak Boks, Muay Boran jak również prawidłowej diety i systematycznego treningu, a także motywacji do pracy nad sobą.

W niedzielę 15.04.2018 r. w Warszawie na PGE NARODOWYM odbędzie się wyjątkowe spotkanie z Przemkiem Saletą. Spotkanie, na którym oko w oko staniesz z żywą legendą, która opowie Ci o pracy nad Twoją sylwetką, systematyką, zrzuceniu zbędnych kilogramów, utrzymaniu prawidłowej formy i motywacją do pracy. Poznasz trening bokserski z zupełnie innej perspektywy, odnajdziesz w sobie inspirację do pracy nad sobą, dowiedz się jak zmienić ciężkie treningi w styl życia i przyjemność. Będziesz mógł zadać dowolne pytanie i uzyskać na nie odpowiedź. Nauczysz się wyznaczać cele, aby być ciągle zmotywowanym do treningów.

Sportowiec, komentator, człowiek mediów. Urodzony we Wrocławiu, wychowany w Bystrzycy Kłodzkiej, od lat mieszkający w Warszawie. Walczył w boksie, kick-boxingu, K-1 i MMA. Jego największymi sportowymi sukcesami było mistrzostwo świata w kick-boxingu i mistrzostwo Europy w boksie. Zagrał w kilkunastu filmach, prowadził wiele programów telewizyjnych, był redaktorem naczelnym magazynu dla mężczyzn, prowadzi wykłady motywacyjne dla firm.

Przemek opowie o sobie, swoich sukcesach i porażkach, które musiał pokonać. Przedstawi walkę z cieniem. Przywiezie też dla Ciebie trochę "słońca z Tajlandii", przedstawi więcej informacji o kulturze, religii i Muay Boran. Masz również możliwość potrenować z Przemkiem na sali.

Wydarzenie odbędzie się w niedzielę, 15.04.2018r. o godzinie 13.30 na stadionie PGE Narodowy. Szczegółowe informacje oraz bilety można nabyć na stronie: www.masterlive.pl. To doskonała okazja na odnalezienie w sobie siły, wiary, motywacji i poznania wspaniałych ludzi. Każdy z gości otrzyma niespodziankę na wejściu.

Dodatkowych informacji udziela: Mariusz Nowakowski (tel. 796 530 432, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript., www.masterlive.pl) {jcomments off}

Add a comment

ŁączyNasPasja:  "Bokser bez ciosu i szczęki, za to z otwartą głową" - to o Tobie. Zgadzasz się z tą opinią?
Przemysław Saleta: I tak i nie (śmiech). Na pewno nie mam jakiegoś atomowego uderzenia, ale też tacy pięściarze jak Mike Tyson czy Krzysztof Włodarczyk zdarzają się raz na jakiś czas. Nie jestem też najodporniejszy na ciosy, ale postrzegam to jako plus w kontekście zdrowia. Dlatego, że najgorszą rzeczą dla pięściarza jest jak przyjmuje wiele uderzeń i nie przewraca się, a w tym czasie mózg ulega zniszczeniu.

Jak na zawodnika bez dwóch głównych atutów, to udało się Tobie osiągnąć całkiem sporo. Mocna psychika i inteligencja, to rzeczywiście ponad połowa sukcesu?
Inteligencja jest potrzebna do odniesienia sukcesu w każdej dziedzinie życia i dyscyplinie sportu. Dlatego, że trzeba wyciągać wnioski z tego, co się robi oraz analizować każdą przegraną. Ja na ringu bokserskim przegrałem osiem razy, ale nigdy nie z tego samego powodu. Popełniałem błędy - jak każdy i musiałem za nie zapłacić porażkami. Prawda też jest taka, że ja zacząłem trenować bardzo późno i szanse na sukces miałem bardzo małe. Stoczyłem zaledwie trzy bokserskie walki na amatorstwie. Tytuł mistrza Europy, to było maksimum co mogłem zdobyć i to mi się udało.

I to wszystko udało ci się osiągnąć ucząc się początkowo sztuk walki z gazet. Dzisiaj to brzmi nieprawdopodobnie…
No tak (śmiech). Dzisiaj realia są zupełnie inne i jeśli ktoś chce trenować sztuki walki, to ma do tego doskonałe warunki. W każdej, nawet najmniejszej miejscowości można znaleźć miejsce do uczenia się konkretnej dyscypliny. Ja będąc w II klasie Liceum Ogólnokształcącego zobaczyłem film "Wejście Smoka" i od razu chciałem trenować kickboxing. Mieszkając w Bystrzycy Kłodzkiej, która jest małym 10-tysięcznym miasteczkiem nie miałem możliwości, żeby uprawiać sporty walki. Pamiętam też, że byłem przeraźliwie chudy i jak prowadziłem zeszyt ze swoimi parametrami, to miałem 1 metr i 86 centymetrów wzrostu i ważyłem 62 kilogramy. Siłownie zorganizowałem sobie w piwnicy, a ciężarki odlewałem z betonu. To były zupełnie inne realia. Dopiero potem razem z przyjacielem założyliśmy siłownie i kupiliśmy trochę profesjonalnego sprzętu. Myślę, że dzisiejsza młodzież w ogóle nie potrafi sobie tego wyobrazić. To była po prostu inna rzeczywistość. (...)

Boks, jako dyscyplina sportu na całym świecie przeżywa teraz kryzys?
Trochę tak i widać to też w Polsce. Ma na to wpływ kilka czynników. Po pierwsze - brak super gwiazd. Po drugie - MMA. Powstała ta dyscyplina i rozwija się bardzo szybko i przemawia do dużej ilości kibiców. Jako ostatni czynnik, to postawiłbym mniejsze pieniądze, jakie obecnie można zarobić na boksie. W Polsce złote czasy były w latach 96- 99, kiedy dwie platformy cyfrowe: Wizja i Canal + rywalizowały ze sobą i płaciły bardzo przyzwoite pieniądze. Wiadomo, że telewizja to jest biznes i chcą płacić jak najmniej, a sport na wysokim poziomie kosztuje bardzo dużo.

Sam jesteś aktywny na facebooku czy instagramie. Nie uważasz, że w polskim boksie, poza kilkoma wyjątkami, jest słaba świadomość funkcjonowania w mediach społecznościowych przez zawodników?
To wynika z tego, że boks jest jedną z najstarszych dyscyplin sportu i przy tym bardzo konserwatywnych. Dzięki temu, to da sobie radę i przetrwa. Nie potrafię sobie wyobrazić, żeby tej dyscypliny zabrakło na Igrzyskach Olimpijskich, pomimo licznych skandali - głównie sędziowskich. Jeszcze jest taki moment, że ludzie boksu czują, że nie muszą ulegać trendom. Wiadomo, że MMA jest sportem zupełnie innej generacji ludzi, otwartej na media społecznościowe. Zupełnie inaczej też funkcjonuje UFC, które sporo bazuje na twitterze i facebooku. Dana White, co chwilę zamieszcza jakieś wpisy, podtrzymując cały czas zainteresowanie mediów i kibiców. W MMA jest zupełnie inna mentalność.

Jesteś zdziwiony tym, jak sukces sportowy zaszkodził Tysonowi Fury?
Tak zupełnie szczerze, to myślę, że Tyson Fury nie do końca ma wszystko po kolei w głowie (śmiech). Działało to też na jego korzyść. Wyszedł przecież do Władimira Kliczki i walczył kompletnie bez stresu. Ukrainiec zgłupiał, spiął się podczas pojedynku i nie wiedział, co z tym zrobić. Potem jednak to "szaleństwo" odwróciło się przeciwko Brytyjczykowi.

Cały wywiad z Przemysławem Saletą na laczynspasja.pl >>

Add a comment