To miała być walka, który miała wyłonić następnego wielkiego - dosłownie - pięściarza mogącego zagrozić przynajmniej na podstawie warunków fizycznych braciom Kliczko. W Las Vegas, test zdał tylko Michael Grant, który obnażył wszystkie braki w obronie Tye Fieldsa, z łatwością wygrywając przez ciężki nokaut w trzeciej rundzie. Udowodnił tym samym dwie rzeczy jednocześnie – swoją zapowiedź, jeszcze przed przegraną walką z Tomkiem Adamkiem, że jest gotowy walczyć z najlepszymi i że ci którzy zwycięstwa nad nim "Górala" nie potraktowali poważnie, po prostu nie mieli racji.
Grant, który zaczął walkę podobnie jak tą z Tomkiem Adamkiem - spokojnie czekając co pokaże rywal - mógł po pierwszej, dość sennej rundzie rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść już w drugim starciu. Fields miał olbrzymie problemy z wyłapywaniem jakichkolwiek kombinacji, i po ciosie Granta w drugiej rundzie był już gotowy paść na deski - gdyby tylko Grant zdecydował się na atak. Zdając sobie sprawę, że w obronie jest nie tylko mniej skuteczny ale przede wszystkim wolniejszy, Fields potrafił trafić pod koniec tej samej rundy Granta, ale była wielka nadzieja amerykańskiego sportu, spokojnie przetrwała kryzys, łatwo uciekając spod lin.
Trzecia i ostatnia runda, to powtórka z początków drugiej - zupełnie nie potrafiący sobie poradzić z zasięgiem ramion Granta Fields spodziewał się lewego prostego, kiedy do jego glowy doszedł prawy prosty. Półprzytomny Fields próbował - bezskutecznie - podnieść się z ringu, ale doświadczony Joe Cortez nie miał żadnych wątpliwości co zrobić, przegrywając walkę w pierwszej minucie i trzeciej sekundzie trzeciego starcia. Przed walką, Tye Fields zapowiadał, że jest w "najlepszej formie w życiu". Grant, swoim zwyczajem, nie mówił zbyt wiele. Po występie z kasynie "Planet Hollywood", Michael też nie musi już zbyt wiele mówić - wystarczy, że pokaże 63 sekundy z trzeciej rundy, by już wkrótce mieć szansę na walki wprowadzającego do pierwszej dziesiątki wagi ciężkiej. - Już po walce z Adamkiem mówiłem, że przegrywając po bardzo dobrej walce z pięściarzem z pierwszej czwórki ciężkich na świecie coś udowodniliśmy. Teraz Michael tego dowiódł po raz kolejny - powiedział menedżer Granta, Nick Garone.
Przemek Garczarczyk {jcomments on}
Grant, który zaczął walkę podobnie jak tą z Tomkiem Adamkiem - spokojnie czekając co pokaże rywal - mógł po pierwszej, dość sennej rundzie rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść już w drugim starciu. Fields miał olbrzymie problemy z wyłapywaniem jakichkolwiek kombinacji, i po ciosie Granta w drugiej rundzie był już gotowy paść na deski - gdyby tylko Grant zdecydował się na atak. Zdając sobie sprawę, że w obronie jest nie tylko mniej skuteczny ale przede wszystkim wolniejszy, Fields potrafił trafić pod koniec tej samej rundy Granta, ale była wielka nadzieja amerykańskiego sportu, spokojnie przetrwała kryzys, łatwo uciekając spod lin.
Trzecia i ostatnia runda, to powtórka z początków drugiej - zupełnie nie potrafiący sobie poradzić z zasięgiem ramion Granta Fields spodziewał się lewego prostego, kiedy do jego glowy doszedł prawy prosty. Półprzytomny Fields próbował - bezskutecznie - podnieść się z ringu, ale doświadczony Joe Cortez nie miał żadnych wątpliwości co zrobić, przegrywając walkę w pierwszej minucie i trzeciej sekundzie trzeciego starcia. Przed walką, Tye Fields zapowiadał, że jest w "najlepszej formie w życiu". Grant, swoim zwyczajem, nie mówił zbyt wiele. Po występie z kasynie "Planet Hollywood", Michael też nie musi już zbyt wiele mówić - wystarczy, że pokaże 63 sekundy z trzeciej rundy, by już wkrótce mieć szansę na walki wprowadzającego do pierwszej dziesiątki wagi ciężkiej. - Już po walce z Adamkiem mówiłem, że przegrywając po bardzo dobrej walce z pięściarzem z pierwszej czwórki ciężkich na świecie coś udowodniliśmy. Teraz Michael tego dowiódł po raz kolejny - powiedział menedżer Granta, Nick Garone.
Przemek Garczarczyk {jcomments on}