Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

17 stycznia Deontay Wilder zamierza świętować pierwszą rocznicę zdobycia tytułu mistrza świata WBC wagi ciężkiej. 16 stycznia w Nowym Jorku Artur Szpilka zrobi wszystko, aby licznik zatrzymał się na 364 dniach.

Pisano, że 16 stycznia zmierzy się pan z Shannonem Briggsem, Amirem Mansourem lub Wiaczesławem Głazkowem. Czy Szpilka jest najlepszy z tego grona?
Deontay Wilder: Każdy z tych bokserów miałby do pokazania coś wartościowego. Jasne, że chciałbym walczyć z najwyżej notowanymi rywalami, ale teraz okazało się to niemożliwe. Najlepszym zastępstwem za Głazkowa był Artur. Tak uznali moi ludzie i ja im wierzę.

Zdenerwował się pan na Artura za jego wywiad dla telewizji Showtime, w którym zapowiedział skopanie pańskiego tyłka i stwierdził, że Deontay Wilder nie wie, co robi?
Nie, gadanie rywali nigdy mnie nie wnerwia. Każdy człowiek ma prawo wygłosić opinię, bokser też. Jednak... Przechwałki przed walką, a wykonanie porządnej pracy w ringu to dwie totalnie różne rzeczy. Niech każdy promuje się jak chce, lecz kiedy znajdzie się ze mną w ringu, sprawy przybiorą mniej ciekawy obrót. Obiecuję to. Mam nadzieję, że Szpilka będzie miał coś do zaoferowania, nie tylko gadanie.

Naprawdę sądzi pan, na podstawie walki Szpilka – Jennings, że pretendent jest słaby pod względem mentalnym i nie ma serca do walki? Taką pana wypowiedź przeczytaliśmy.
Kiedy Szpilkę dopadają kłopoty, staje się trochę niezdarny, słabnie mentalnie i woli, żeby walka się skończyła. Sądziłem, że z Jenningsem poradzi sobie lepiej. Zobaczyłem jednak, że słabnie w późniejszych rundach, a Bryant coraz mocniej go naciska. Wyglądało to tak, jakby Artur stracił serce do walki i wolał, żeby było już po wszystkim. Serca do walki nie wyćwiczysz. Albo je masz, albo nie. Myślę, że Szpilka nie jest silny psychicznie.

Jest pan nazywany mistrzem, który nadal musi się uczyć. Uważa się pan za kompletnego zawodnika, czy jest świadomy niedoskonałości w swoim rzemiośle?
Gdybym w którymś momencie przestał uczyć się boksu, to byłby mój koniec. Boks sprawia mi przyjemność właśnie dzięki nieustannemu procesowi nauki. Zgodzę się więc, że jestem mistrzem, który wciąż się uczy. Gdybym tego nie chciał, musiałbym dać sobie spokój z boksem.

W 2016 roku minie 20 lat od wspaniałych walk Amerykanina Riddicka Bowe'a z Polakiem Andrzejem Gołotą, które wstrząsnęły wagą ciężką. Pierwsza z nich odbyła się w Nowym Jorku. Miał pan wtedy 11 lat. Czy pamięta pan te walki?
Oj, nie. O tym nie porozmawiamy.

Chciałby pan, żeby w Barclays Center było biało-czerwono od naszych narodowych flag, jak dwadzieścia lat temu w Madison Square Garden?
Pewnie, że tak. Chciałbym to zobaczyć! Niech wasi kibice przybywają i niech dopingują Szpilkę. A jeśli są tacy, którzy wolą mnie, niech wspierają „Bomb Zquad” Deontaya Wildera. Niech Polacy machają swoimi flagami, niech się w nie przystroją, niech wykonują narodowe przyśpiewki. Chcę, żeby to był pamiętny wieczór. 16 stycznia! Oby Szpilka przystąpił do walki z wiarą, że zostanie pierwszym polskim mistrzem świata wagi ciężkiej. Lubię walczyć z facetami z różnych państw. Szczególnie wtedy, gdy oni mogą zrobić coś jako pierwsi w swoim kraju, dokonać historycznego wyczynu. Wtedy są zdeterminowani, mogą stoczyć najlepszą walkę w życiu. Niech Szpilka będzie tak zmotywowany, jakby to była jego ostatnia szansa na pas, jakby wiedział, że w życiu więcej jej nie dostanie. Niech wykorzysta tę szansę najlepiej, jak umie. Ja jestem mistrzem i zamierzam go zdemolować. Muszę zniszczyć każdego, kto staje na mojej drodze. W ringu czuję się dziki jak lew, ring jest moją dżunglą. Chcę wielkiej walki. Niech Polacy przeżyją wspaniałe widowisko, w wyniku którego pokonam Artura Szpilkę. Gdy to już się stanie, polscy fani powinni zostać ze mną i towarzyszyć mi w podróży, w mojej drodze do zostania niekwestionowanym mistrzem świata wagi ciężkiej.

Pełna treść rozmowy w "Przeglądzie Sportowym" >>