Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

Były prezydent Polski Aleksander Kwaśniewski udzielił portalowi sporteuro.pl obszernego wywiadu poświęconemu swoim sportowym pasjom. W rozmowie nie zabrakło wątków bokserskich. Pięściarskie fragmenty wywiadu Huberta Kęski przedstawiamy poniżej, po całość zapraszamy na sporteuro.pl.

Hubert Kęska: Wiem, że tęskni Pan za pisaniem o sporcie bardziej romantycznym językiem. Piórem Kazimierza Wierzyńskiego.
Aleksander Kwaśniewski:
Tęsknię i wszystko zmierza ku dobremu. Był taki okres, gdy gazety sportowe zaczęły być gazetami wyników. Dominowały czysto informacyjne teksty. Brakowało oddechu, pokazania drugiego dna. Dzisiaj prasa traci swoją informacyjną rolę. Spójrzmy na tytuły sportowe. Jeżeli mówimy o bieżących wynikach, żadna gazeta nie wytrzyma konkurencji z internetem. Dlatego też wraca się do pisania o sporcie trochę głębiej. To niezmiernie mi się podoba. Interesujących tematów jest mnóstwo! Rozkręca się rywalizacja o Złotą Piłkę. Pojedynek Messiego z Ronaldo to coś fantastycznego. Bój dwóch zupełnie przeciwstawnych osobowości, jednocześnie dwóch wielkich piłkarzy. Z tronu wagi ciężkiej po dwunastu latach panowania ustąpił Władimir Kliczko. Odchodzi jeden z dziesięciu najwybitniejszych pięściarzy w historii. Jego pogromca - Tyson Fury - to niesamowicie barwna postać. Napisać, że wygrał jednogłośnie na punkty w stosunku dwa razy 115-112 oraz 116-111, to nic nie napisać. Nie można spłaszczać jego sukcesu do zarobku czy zadanych ciosów. To istotne informacje, ale nie najważniejsze. Dobre pióro wymaga rozumienia sportu i inteligencji w pisaniu. 

To prawda, że mógł mieć Pan Kliczkę w rodzinie? Podobno starszy brat Władimira - mer Kijowa Witalij - był zdeterminowany by wyswatać go z pańską Olą.
(śmiech) To było powiedziane żartem. Dość dobrze znam Witalija. Nie tylko jako sportowca, ale przede wszystkim z powodu zaangażowań politycznych. Przez pewien czas utrzymywał ze mną bliski kontakt. Radził się, pytał. Któregoś dnia byliśmy razem na jakiejś imprezie. Zjawiliśmy się na niej razem z żoną. Kliczko zaczął dopytywać się o naszą córkę, która była wtedy jeszcze panną. "Ach ten mój Wołodia… Ciągle skacze z kwiatka na kwiatek. Byłoby dobrze, żebyśmy ich pożenili" - zapalił się. Witalij ma ustabilizowane życie rodzinne. Od kilkunastu lat jest żonaty, ma trójkę dzieci. Za jego słowami nie poszły żadne konkretne działania. Córka i Władimir nawet nie mieli okazji się poznać.(...)

Kilkanaście lat wcześniej cały świat boksu żył dwoma pojedynkami Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe. Po ich drugiej walce spotkał się Pan z "Andrew", co wzbudziło niemałe kontrowersje.
Spotkałem się z nim trochę przypadkowo. Byłem akurat z wizytą w Stanach, m.in. w Konsulacie Generalnym RP w Nowym Jorku. Na miejscu stawiło się mnóstwo miejscowej Polonii. Był też Gołota. Znałem go z Seulu, byłem wtedy szefem ekipy olimpijskiej. Gołota walczył wspaniale, zdobył brązowy medal, a mógł osiągnąć nawet więcej (kontuzja łuku brwiowego uniemożliwiła mu kontynuowanie półfinałowego pojedynku - przyp. red.). Chociaż i tak miałby małe szanse na finał. Walczył z reprezentantem gospodarzy, a Koreańczycy podczas tamtego turnieju strasznie oszukiwali. Zauważyłem starego znajomego w tłumie rodaków. Biorąc pod uwagę jego posturę, nie mogłem nie zauważyć. Skinąłem do niego głową, podszedł i zaczęliśmy rozmawiać. Gołota borykał się wówczas w Polsce z kłopotami prawnymi. Dopytywał mnie, co można zrobić.

Później pisano, że dał mu Pan list żelazny.
Co było bzdurą! List żelazny może wydać tylko sąd. Gołota rzeczywiście taki dokument otrzymał, ale należy pamiętać, że nie gwarantuje on zaniechania ścigania czynu, a jedynie odpowiadanie z wolnej stopy.
Rozmawialiśmy z Gołotą nie tylko o jego sytuacji prawnej, poruszyłem też temat niedawnej walki z Bowe. Jak pamiętamy został zdyskwalifikowany. Zakończenie pojedynku było sporym zaskoczeniem, ponieważ wcześniej Amerykanin dwukrotnie leżał na deskach i do momentu przerwania walki przegrywał na kartach punktowych wszystkich sędziów.
- Panie Andrzeju, tak dobrze walczył pan z tym Bowe, dlaczego skończył to pan tymi ciosami poniżej pasa? - zżerała mnie ciekawość.
Gołota, kilka głów wyższy, nachylił się nade mną i uroczo zacinając się, mówi: "Pp-panie pree-zydencie, szczerze?".
- No szczerze - zadarłem do góry wzrok.
- Wkurwił mnie.
(śmiech)
W ten oto sposób uzyskaliśmy pełną jasność sytuacji. Wkurwił go, dostał poniżej pasa i się skończyło. (śmiech) Szkoda, bo to była wielka walka. Obecnie w wadze ciężkiej dominują szachy. Wielcy, ponad dwumetrowi goście, z olbrzymim zasięgiem. Jak tu efektownie walczyć w półdystansie, kiedy trzeba się przedzierać przez takie gałęzie?

Dziś trudno uwierzyć, że pod koniec zeszłego tysiąclecia terror w kategorii ciężkiej siał Mike Tyson. 1,78 wzrostu.
W swoim najlepszym okresie był niesamowity. Miał doskok, kapitalną koordynację ruchową i młot pneumatyczny w ręku. Każdy cios, który zadawał - czy podbródkowy, czy sierp - kończył się nokautem. Z wiekiem zaczęło mu niestety brakować szybkości. Mimo niegodnego końca kariery, znajduje się na pewno w grupie najwybitniejszych ludzi boksu.

Cały wywiad z Aleksandrem Kwaśniewskim na sporteuro.pl >>