Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Od porażki Artura Szpilki z Deontayem Wilderem na Brooklynie minęło już kilka dni, ale dyskusje na temat tego pojedynku wciąż trwają i trudno się dziwić, bo jego spektakularne zakończenie było dla Polaka bardzo bolesne.

Andrzej Wasilewski, jeden z promotorów Szpilki mówił przed pojedynkiem w Barclays Center, że ma świadomość ryzyka, ale wie też, że na kolejną taką walkę być może trzeba będzie czekać zbyt długo.

Dariusz Michalczewski, były mistrz świata wagi półciężkiej, wypowiada się w tej sprawie ostro. Jego zdaniem decydująca była zachłanność promotorów, którzy sprzedali Szpilkę za dobre pieniądze. Michalczewski był koniem pociągowym dużej europejskiej grupy zawodowej dowodzonej przez cierpliwych biznesmenów, którzy stawiali na niego mając poparcie bogatych niemieckich stacji telewizyjnych, która oczekiwały zwycięstw, niekoniecznie z najlepszymi.

Dlatego, prawdopodobnie nie wie, że tacy jak Szpilka, walcząc w Ameryce, która nie lubi czekać, muszą się szybko decydować: przyjąć propozycję lub ją odrzucić. Najczęściej jednak propozycje są nie do odrzucenia – tak jak w Ojcu Chrzestnym. Szpilka nie sądził, że już teraz dostanie walkę o mistrzostwo świata. W grudniu minionego roku miał walczyć w San Antonio z Amirem Mansourem i byłby to jego zdecydowanie najgroźniejszy rywal od chwili, gdy dziewięć miesięcy temu rozpoczął w Houston treningi pod okiem Ronniego Shieldsa.

Nie tylko moim zdaniem Artur Szpilka pokazał, że umie boksować, że ma niewygodny styl z którym Amerykanin długo nie mógł sobie poradzić. Ale mistrz ma bombę w prawej pięści i gdy w dziewiątej rundzie ją wreszcie odpalił czarny scenariusz stał się faktem. Wcześniej Szpilka toczył równy bój z mistrzem, walka po ośmiu rundach była bliska remisu, co zaskoczyło wielu fachowców. Patrzyli na Polaka zaskoczeni, że tak dobrze mu idzie. I to na pewno jest sukcesem Szpilki, bo nokaut, który mu zafundował Wilder już nie.

Ale raczej nie przekreśla przyszłości boksera z Wieliczki, choć oczywiście za wcześnie na kategoryczne opinie. Nokaut, nokautowi nierówny, każdy zawodnik reaguje inaczej na takie zdarzenie. Byli tacy, którzy już nigdy nie byli po nokaucie tacy sami, ale byli też nokautowani, którzy w rewanżu nokautowali swoich pogromców: chociażby Lennox Lewis, który na nokaut odpowiedział nokautem w drugiej walce z Hasimem Rahmanem.

Pełna treść artykułu Janusza Pindery na Polsatsport.pl >>