Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

 

Uczył się polskiego w kościołach w Kijowie. Po trzech miesiącach zdał egzamin na Kartę Polaka, a decyzję o przyjeździe podjął w ułamku sekundy, choć jechał w nieznane. Dzisiaj walczy pod dwoma flagami. – Polską z racji szacunku, ukraińską z powodu korzeni. Obie strony muszą mnie zrozumieć. Nie jestem i nie chcę być żadnym farbowanym lisem – mówi Fiodor Czerkaszyn, który będzie jednym z bohaterów gali we Wrocławiu 26 sierpnia.

Szeroko się uśmiecha, ale ma bardzo czujny wzrok. Wszystko obserwuje, notuje w myślach, a później robi notatki. Wie, czego chce i dokąd dąży. Kiedy w połowie 2017 roku ruszył w 20-godzinną podróż z Kijowa do Warszawy, nikt tam na niego nie czekał. Nikt. Wiedział, że sam musi o wszystko zadbać, żeby dostać szansę. Polskę "wymyślił" sobie już wcześniej. Tutaj chciał rozwinąć karierę, żeby zostać mistrzem świata. Miał ledwie 20 lat, ale jechał w nieznane dobrze przygotowany.

– Patrzę za siebie na czas, który jestem w Polsce i nie widzę ani minuty, w której żałowałbym czegokolwiek – powie dwa i pół roku później. On szybko zaaklimatyzował się w Polsce. Z kolei Polska szybko przekonała się, że uśmiechnięty chłopak z Charkowa, to kandydat na mistrza świata, bo ma ogromny talent.

– Pamiętam dzień, w którym poszedłem na pierwsze zajęcia w Kijowie. Żeby otrzymać Kartę Polaka, trzeba było znać język, trochę historii, polskie święta i tak dalej. I po tej pierwszej lekcji dzwonię do przyjaciół i mówię: "Słuchajcie, ja będę zaraz mówił po polsku!". Tylko się śmiali, ale nakręciłem się. Od pierwszej chwili miałem wrażenie, jakby wszystko mi łatwo przychodziło. Oglądałem polskie filmiki w internecie, później trafiłem do polskich kościołów, bo w Kijowie są dwa. Jestem prawosławny, ale czemu miałbym nie iść do katolickiego kościoła? Trafiłem tam, bo chciałem poznać Polaków i z nimi rozmawiać. Tak najlepiej szkolić język.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>