Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

- Rozmawiałem z Mariuszem Wachem, który powiedział mi, że gdyby tak trenował przez jeden dzień jak Usyk, leżałby potem w łóżku przez kilka następnych dni - mówi "Przeglądowi Sportowemu" Fiodor Czerkaszyn (22-0, 14 KO), który za tydzień na gali we Wrocławiu zmierzy się z Anauelem Ngamissengue (12-0, 8 KO).

Trenujesz z aktualnym mistrzem wagi ciężkiej Ołeksandrem Usykiem i pod okiem jego trenerów. Czy w związku z tym są to dla ciebie wyjątkowe przygotowania?
Fiodor Czerkaszyn: Oczywiście, że tak, zdecydowanie. To zaszczyt trenować z takim teamem. Ostatnio spędziłem rok w Stanach Zjednoczonych, a teraz czekało mnie kolejne wyzwanie i wielka nobilitacja związana z tymi przygotowaniami. Nie wiem, czy to będzie jednorazowa akcja, ale cieszy mnie, że mogę oglądać mistrza świata, mistrza olimpijskiego i z nim trenować. Jesteśmy tutaj w małym gronie, są trzy-cztery dodatkowe osoby. Wszystko jest przygotowane pod Ołeksandra, ale dobrze być w środku. Rozmawiałem już wiele razy z Usykiem – oprócz tego, że jest wielkim mistrzem, jest także bardzo sympatyczny, otwarty. To naprawdę ciekawa osoba, od której można się wiele nauczyć.

Jak wyglądają te przygotowania?
Oczywiście nie mogę o wszystkim mówić, ale trenerzy rozpisują plan. Nasz szkoleniowiec był w kadrze olimpijskiej, pracował jako asystent trenera Anatolija Łomaczenki. To naprawdę znakomity fachowiec, który podchodzi do całego procesu bardzo odpowiedzialnie. Konstruuje cykle przygotowawcze, aby jego podopieczni osiągnęli idealną formę w dniu walki, a nie wcześniej lub później. Dochodziliśmy do trzech jednostek dziennie. Treningi są urozmaicone – koordynacja, wytrzymałość, dużo sparingów. To rozwój sportowca pod wieloma względami – po to, aby w ringu był gotowy na wszystko. To także buduje charakter, bo jest część ćwiczeń, podczas których trzeba powalczyć z samym sobą. Ołeksandr w takim rytmie trenuje od bardzo dawna i podziwiam go za to. To nie jest wysiłek dla wszystkich, ale nie mówię tego dlatego, bo chcę z niego zrobić robota. On nie jest robotem. Tylko po prostu nie wszystkim zawodnikom może przypasować taka forma treningów. Mógłby tu przecież przylecieć amerykański trener i powiedzieć, że to jego zdaniem nie działa. Bo choć Amerykanie trenują inaczej, to też są mistrzami i prezentują świetny boks. Rozmawiałem z Mariuszem Wachem, który powiedział mi, że gdyby tak trenował przez jeden dzień jak Usyk, leżałby potem w łóżku przez kilka następnych dni. Chcę także podkreślić, że atmosfera w drużynie jest znakomita.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>