Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 

 

Wartość człowieka poznaje się po tym, jak radzi sobie z przeciwnościami losu. Po tym, czy jest w stanie podnieść się z kolan, gdy przeciwnik zadaje brutalny cios. Ołeksandr Usyk przetrwał ciężkie chwile w walce z Danielem Dubois we Wrocławiu. Ukrainiec odrodził się po dyskusyjnym zagraniu rywala. Podkreślający na każdym kroku swoje wsparcie dla rodaków bokser po raz kolejny wlał nadzieję w serca wszystkich walczących za wolność Ukrainy. A scena z tej walki może nabrać dodatkowego znaczenia.

Prawie 12 lat Polska czekała na drugą w historii walkę o tytuł mistrza świata w kategorii ciężkiej. I tak jak w 2011 r. z ringu w glorii zwycięzcy zszedł ukraiński bokser. W ślady Witalija Kliczki, który nie dał szans Tomaszowi Adamkowi, poszedł Ołeksandr Usyk. Tyle że tym razem walka miała wymiar nie tylko sportowy.

Ukraiński mistrz świata federacji IBF, WBA i WBO nie bez kozery wybrał właśnie Wrocław. Ta walka mogła się odbyć w Arabii Saudyjskiej czy Londynie. Tam z pewnością dostałby więcej pieniędzy. Ale chciał walczyć za miedzą. U sąsiada, który po napaści Rosjan wyciągnął do Ukraińców pomocną dłoń.

- Bardzo się cieszę, że mamy okazję zorganizować moją walkę w Polsce. Chciałbym podziękować Polakom, którzy tak bezinteresownie pomagają Ukrainie. Gościliście setki tysięcy moich rodaków w Waszym wspaniałym kraju. Dlatego mam nadzieję, że ta walka stanie się kolejną okazją dla Ukraińców i Polaków do zjednoczenia się i umocnienia wspólnej przyjaźni - powiedział Usyk tuż po tym, gdy Wrocław został już oficjalnie gospodarzem jego starcia z Dubois.

Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>