Sponsorzy grupy KnockOut

Patronat medialny


 


Gerard Ajetovic (27-14-1, 13 KO) okazał się zdecydowanie zbyt trudnym przeciwnikiem dla niedoświadczonego jeszcze na ringach zawodowych Michała Gerleckiego (11-1, 6 KO). Polski "półciężki" nie był w stanie poradzić sobie z szybkością i wyszkoleniem technicznym rywala i z dziewięciu pierwszych starć swoją wyraźniejszą przewagę zaznaczył tylko w jednym. W dziesiątej rundzie Ajetovic dwukrotnie rzucił Gerleckiego na matę. Po wznowieniu akcji Serb ponowił atak, a sędzia ringowy zdecydował się na przerwanie nierównego boju.

Robert Świerzbiński (15-4-1, 3 KO) jednogłośnie wygrał na punkty z Sebastianem Skrzypczyńskim (11-12-2, 5 KO). Po dziesięciu odsłonach sędziowie punktowali 97-93, 98-92, 100-90.

Mateusz Rzadkosz (2-0, 0 KO) po bardzo kontrowersyjnym werdykcie pokonał niejednogłośnie na punkty Ivana Murashkina (2-1-1, 1 KO). W przekroju pojedynku pięściarzem wyraźnie lepszym był Białorusin, jednak sędziowie punktowali 58-57, 58-56 i 55-59.

W pojedynku w kategorii ciężkiej Marcin Brzeski (6-0, 4 KO) zastopował w czwartej rundzie Władimira Letra (5-5, 2 KO). Przed przerwaniem pojedynku Letr lądował na deskach cztery razy.

Add a comment

A - Adamek Tomasz. Wielki wojownik. Widać to było zwłaszcza w pierwszej walce z Paulem Briggsem, gdy walczył ze złamanym nosem. On przed walką nikomu o tym nie powiedział. W tym pojedynku zdobył pas WBC, którego… nie dostał po walce, bo gdzieś zaginął facet z federacji, który miał mu wręczyć ten pas. Po gali w United Center szliśmy z fotoreporterem Wojtkiem Kubikiem na postój taksówek. Po drodze spotkaliśmy Ziggy’ego Rozalskiego, który zaproponował nam podwózkę do hotelu. Wsiedliśmy do limuzyny, która miała z dziesięć metrów długości i zaczęliśmy rozmawiać o tej kuriozalnej sytuacji z zaginięciem pasa. Naszej rozmowie przysłuchiwał się facet, jakiś znajomy Ziggy’ego, który w pewnym momencie spytał po angielsku: O czym tak dyskutujecie? Wytłumaczyłem mu, że Adamek zdobył mistrzostwo świata, ale nie dostał pasa czampiona. Na co on pokiwał głową i stwierdził ze śmiechem: "Jak mój wujek rządził w Chicago, takie sytuacje były nie do pomyślenia, wtedy w mieście panował porządek…" Potem Ziggy mi wyjaśnił, że to znany nowojorski adwokat Joseph Capone, bratanek słynnego gangstera Ala Capone. A zaginiony pas na szczęście później się znalazł i trafił w ręce "Górala".

B - Bowe Riddick. Żałuję, że nie poleciałem na jego pierwszą walkę z Andrzejem Gołotą w Nowym Jorku. Za to byłem na ich rewanżowym pojedynku. Wspomnienia z tej ringowej wojny pozostaną mi do końca życia, bo to był najbardziej dramatyczny pojedynek, jaki w życiu widziałem. Tam po prostu unosiła się śmierć nad ringiem. Podczas robienia notatek w trakcie walki, tak drżały mi ręce, że później nie mogłem odczytać tego, co napisałem.

C - Champion: Krzysztof Głowacki. Skomentowałem setki pojedynków o mistrzostwo świata, dziesiątki z udziałem Polaków i powiem szczerze, że to była jedna z tych walk (Głowacki vs Huck - przyp.red.), która dała mi najwięcej radości. Tu nie chodzi tylko o skalę sensacji, bo wszyscy się zachwycają i mówią: walka roku, sensacja roku, runda roku. Według mnie Głowacki za jednym zamachem zdobył dwa tytuły mistrza świata, bo mistrzostwo zdobył zarówno jego duch jak i ciało. Jak padł na deski w 6. rundzie, to jego ciało mówiło: leż chłopie, nie wstawaj, ale duch wygrał z ciałem, bo Głowacki wstał i walczył dalej.

D - Don King. Największy bajerant w historii boksu i najtwardszy łeb. Gdy go kiedyś przebadano, okazało się, że w głowie miał resztki śrutu po tym jak do niego strzelano z 50 lat temu, gdy był młody. Wiele razy z nim rozmawiałem, zawsze był chętny do pogawędki, kilka razy zaskoczył mnie bogatym słownictwem, świadczącym o tym, że mimo braku wielkiego wykształcenia, jest inteligentnym człowiekiem. Był kreatorem mistrzów i najbardziej barwną postacią w środowisku promotorów. Nie byłem przy jego rozliczeniach z pięściarzami, ale wzorem uczciwości to on chyba nie był. Pamiętam, że na walkę Tomka Adamka z Urlichiem przyjechał do Niemiec mercedesem, który miał złote felgi i złotą rurę wydechową. Bajerant, ale z klasą.

Eminencja szara, czyli Marian Kmita. Śmieję się, że to jest facet, który urodził się ze złotą łyżeczką w ustach. Bo jak król Midas, czego się nie dotknie, zamienia w złoto. Czasami mu z tej łyżeczki wypadnie diament i siatkarze przegrają ze Słowenią (i chyba z milion z reklam w plecy). Ale chwilę wcześniej piłkarze zakwalifikowali się na Euro we Francji, będą wielkie reklamowe żniwa i złota łyżeczka wzbogaci się o wielki brylant, będą miliony zarobku z reklam. Kupił mistrzostwa świata w siatkówce w Polsce - i było złoto. Potem wziął na klatę wściekłość kibiców za zakodowanie siatkarskich mistrzostw świata, chociaż - z tego co wiem - ta złość powinna być skierowana głównie na premiera Tuska. MŚ stały się ofiarą jego politycznych gierek mających osłabić pozycję wicepremiera Schetyny. Bez dwóch zdań Kmita jest najpotężniejszą postacią w polskim boksie, bo to do niego ustawiają się kolejki promotorów, żeby ustalić, kto wystąpi na antenie Polsatu. Dzięki niemu (i oczywiście pieniądzom prezesa Solorza) sławę zdobyło wielu polskich pięściarzy z Krzysztofem Włodarczykiem i Arturem Szpilką na czele. Czasami łatwiej dodzwonić się do Billa Clintona niż do Mariana Kmity. Jest twardym negocjatorem, zawsze spokojny, opanowany, nigdy nie widziałem go poddenerwowanego. Promotorzy skarżą się, że za mało im płaci, że wyciska jak cytrynę. I chyba tak jest. Nie mogę ujawnić, ile Polsat zapłacił za galę w Newark, podczas której Głowacki zdobył pas WBO, ale mogę zapewnić, że z ceny początkowej Kmita zbił olbrzymią część. I na tym właśnie polega jego fenomen.

F - Feliks Stamm. Bez wątpienia, obok Kazimierza Górskiego, najwybitniejszy trener w historii polskiego sportu. To był człowiek, który miał wielki talent trenerski. Potrafił oszlifować każdego boksera, którego wziął pod swoje skrzydła. Działał jak komputer najnowszej generacji, bo wszystko miał w głowie. Felek Stamm wymyślał rzeczy nieprawdopodobne. Jurek Kulej opowiadał mi, że walczył kiedyś z jakimś dobrym Niemcem i nie mógł sobie z nim poradzić. Wtedy Stamm kazał mu… pozwolić się trafić w czoło, które jest bardziej odporne na ciosy niż szczęka. Przyjąć ten cios i natychmiast, zanim ręka Niemca wróci do szczęki, strzelić lewy sierpowy. Kulej postąpił zgodnie z tym misternym planem. Dał się trafić, potem oddał sierpowym, po którym Niemiec nakrył się nogami i było po wszystkim. Pamiętam też ten słynny finał IO w Tokio, w którym Jurek Kulej walczył z Jewgienijem Frołowem. Felo (mogę tak mówić o słynnym trenerze, bo kilka koniaczków z nim wypiłem) namówił Jurka, żeby rozpoczął walkę spokojnie i nie atakował rywala. W pierwszej rundzie nic się nie działo, w drugiej to samo, dopiero w trzeciej rundzie Jurek ruszył na rywala i zdobył medal olimpijski. To był kolejny przebłysk jego trenerskiego geniuszu.

G - Gołota Andrzej. Trzeba zjeść beczkę soli, żeby zrozumieć tego faceta. Pamiętam go jeszcze z czasów amatorskich. Od razu było widać, że to wielki talent, ale nie był zbyt silny psychicznie. Janusz Gortat opowiadał mi, że przed jednym z meczów spał z nim w jednym pokoju. Andrzej wstawał w nocy i strasznie się kręcił. A to pił wodę, a to chodził do łazienki, a Janusz nie mógł spać. W pewnym momencie spytał go: Andrzej, co się tak denerwujesz? Przecież walczysz z Klepką. Wejdź do ringu, stuknij nogą w matę i już po Klepce.. Na drugi dzień tak właśnie się stało. Wygrał z Klepką przed czasem. Ale co się nastresował przed walką to jego.

G - Gmitruk Andrzej. Postać książkowa. Nie ulega wątpliwości, że obecnie jest najwybitniejszym polskim trenerem. To jest facet, który ma niesamowite oko i potrafi zarazić entuzjazmem swoich pięściarzy. Wielki fachowiec, ale też wielki farciarz. Andrzej zawsze ma sto spraw na głowie. Jak ci obiecuje, że coś sprawdzi i oddzwoni, to masz sto procent pewności, że zapomni, bo będzie miał na głowie sto pierwszą sprawę do załatwienia czy omówienia. Mieszka teraz pod Warszawą, gdzie kręci się trochę typków spod ciemnej gwiazdy. Uwielbiam opowieści Andrzeja jak to sobie z nimi radzi. Kiedyś podjechali samochodem, zadzwonili do jego domu w nocy i chcieli papierosy. Andrzej, wyjaśnił im, że nie pali, ale ma chyba w domu jakieś. - Tylko pośpiesz się, stary ch… - stwierdził ten siedzący obok kierowcy. Gmitruk wkurzył się nie na to, że go popędzał, ale na tego "starego ch…". Wziął z domu najmniejszą giwerę jaką miał (a ma ich kilka) i… strzelił typkowi w kolano. Więcej już go o papierowy nie prosili. Takich opowieści Andrzeja można przytaczać dziesiątki. Ostatnia jak chciał nastraszyć meneli, którzy zrobili sobie melinę w starej, opuszczonej cegielni. Strzelił z jakiejś rusznicy i komin się zawalił.

Pełna treść artykułu na blogu "Po Gongu" >>

Add a comment

- Na mniejszych galach postaramy się odkryć bokserskie talenty, których nie brakuje na polskich ringach - mówi promotor Marcin Piwek (Fight Events), który w sobotę organizuje galę w Żyrardowie na Mazowszu.

- Skąd pomysł na organizację gal dla bokserów z niewielkim stażem lub praktycznie nieznanych?
Marcin Piwek: W Polsce wbrew pozorom nie mamy zbyt wielu bokserów, na palcach jednej ręki można policzyć grupy zawodowe umożliwiające zawodnikom realizację sportowych marzeń. Z tego powodu coraz trudniej młodym i ambitnym chłopakom marzącym o ringowej karierze dostać się do profesjonalnych teamów. Stąd nasza inicjatywa, będziemy starali się odkrywać pięściarskie talenty.

- Co jest pan w stanie zagwarantować uczestnikom swych gal?
Przede wszystkim zależy nam aby bokserzy związani z Fight Events byli cały czas aktywni. Mamy zbyt wiele przykładów pięściarzów, którzy toczą po 1-2 walki w roku. To stanowczo za mało aby mogli się rozwijać. Dlatego w naszych kontraktach są zapisy o liczbie walk i rund w danym roku oraz o wynagrodzeniu za pojedynki. Na dziś mówimy o 4-6 walkach w roku. Dla obu stron to idealne rozwiązanie.

- Kogo zobaczymy w sobotę w Żyrardowie?
Zaplanowaliśmy 4 walki zawodowe. Miejscowych kibiców zainteresuje zawodowy debiut boksującego w wadze ciężkiej Artura Nawrockiego z Grodziska Maz., który kontynuuje rodzinne tradycje pięściarskie. Spotka się z Łotyszem Mareksem Kovalvskisem. W kategorii super średniej trzecią walkę stoczy Daniel Bociański z Nowego Sącza, a jego rywalem będzie inny Łotysz Dmitrijs Ovsjannikovs. Na gali fani zobaczą też bokserów znanych z gal Tomasza Babilońskiego - Piotra Gudela i Tomasza Króla, który ostatnio walczył w zbyt niskiej wadze i był źle przygotowany. Teraz czas na odbudowanie formy.

- Najlepsi z pana grupy będą boksować na galach grupy Konspol Babilon Promotion?
Nie tylko na sztandarowych galach Tomka Babilońskiego, czyli m.in. w Wieliczce i Międzyzdrojach, ale też Sferis KnockOut Promotions oraz ich promocja będzie miała także na galach Polsat Boxing Night. Pokażemy, że warto ciężko pracować. Będę jeździł również po amatorskich turniejach i wyszukiwał zdolnych chłopaków. Z czasem pewnie sami zacznę się zgłaszać, liczymy na duże zainteresowanie przedsięwzięciem.

- Organizacja gal bez gwiazdy wieczoru to trudna sprawa. Jakie są największe trudności?
Początki są zawsze trudne, ale dzięki takim osobom jak burmistrz Żyrardowa Wojciech Jasiński i m.in. pracownikami miejscowego OSiR. Burmistrz jest niezwykłym entuzjastą boksu, który szybko przekonał się, że sport, a konkretnie boks w dobrym wydaniu będą fajną promocją miasta. Od niedawna prężnie działa tam klub bokserski, zresztą jego wychowankowie będą boksowali w sobotę w walkach amatorskich. W ogóle w tym mieście do ładnych paru lat nie było zawodów bokserskich na taką skalę i wyraźnie widać głód pięściarstwa. Do Żyrardowa zaprosiłem też przedstawicieli największych polskich telewizji. Wierzę, że niebawem nasze gale będą pokazywane w stajach ogólnopolskich. Planów mamy mnóstwo, jesteśmy optymistycznie nastawieni do projektu. Zawodnicy, którzy pokażą wielkie serce w ringu, będziemy nagradzać.

Add a comment

Hubert Kęska: Obrazisz się, gdy nazwę Cię pięściarzem na telefon?
Bartłomiej Grafka: Nie. Jeżeli mnie gdzieś zapraszają, jestem zdrowy, czuję się dobrze, forma jest przyzwoita - biorę to. Lubię się sprawdzać. Nie oszukujmy się, moja kariera nie jest ukierunkowana na zero w rekordzie.

Tak sobie myślę, że musisz patrzeć z politowaniem na sztuczne pompowanie rekordów. Do niedawna jeszcze politykę bezpiecznego prowadzenia zawodników preferowali czołowi polscy promotorzy.
Może tak powinno się robić? Być może cieszyłbym się będąc na miejscu Pawła? Nie wiem. Nigdy nie myślałem o mistrzowskich pasach, nie mierzyłem niewiadomo jak wysoko. Ba! Kiedyś moim marzeniem było stoczenie choćby jednej zawodowej walki. Pamiętam jak kumpel żalił się, że na tym zawodowstwie wcale nie jest tak fajnie. Trenowałem wtedy kickboxing i mówię: "Co ty? Ja chciałbym chociaż zadebiutować". Twardo stąpam po ziemi. To, że boksuje zawodowo traktuję jako wyróżnienie. Nie interesują mnie te wszystkie układy, układziki.

Odniesienie zwycięstwa jest dla Ciebie ważniejsze niż ominięcie kontuzji?
Kontuzje to dla mnie chleb powszedni. Często odnawia mi się np. uraz ręki. Cóż, nie ma, że boli. Trzeba się ubezpieczyć, wyjść do ringu i dać z siebie maksa. Boks to moja praca, daje mi zarobek. A ja nie wyobrażam sobie dostawać pieniędzy za spartaczoną robotę. Ludzie przychodzą zobaczyć dobrą walką, więc muszę ją dać. Dlatego zawsze chcę wygrać. Nie może być tak, że tylko przyjeżdżam po wypłatę. W tym fachu jest wielu takich gości. Pierwsza runda, jeden cios, gleba i biegiem do kasy. No bo, po co się narażać? Uważam, że tacy wyrobnicy tracą zainteresowanie promotorów. Chciałbym, żeby tak było. Co jeśli się mylę? Na pewno nie będę postępował tak jak oni. Przestaną mnie zapraszać po dobrej walce? Najwyżej będę jeździł rzadziej, nie?

Ile dni najpóźniej przed galą dowiedziałeś się, że na niej wystąpisz?
Niecały rok po walce z Mohoumadim, do mojego trenera i promotora (Irosław Butowicz - przyp. HK) odezwali się ludzie Ronny'ego Mittaga. To był początek tygodnia, a nasza walka miała odbyć się już w piątek. Chodziło w dodatku o pojedynek w kategorii średniej. Przyzwyczajony do rywalizacji w superśredniej i półciężkiej, ważyłem 79 kilo. Organizatorzy ustalili limit dwóch kilogramów tolerancji, ale i tak zostało mi do zrzucenia pięć. Pięć kilogramów w pięć dni, kilogram na dzień. "Biorę" - zdecydowałem. "Nigdy nie boksowałem z zawodnikiem ze średniej. Zobaczymy jak to jest".

Jackiewicz wracał z Toronto na własną rękę. Wbrew obietnicom organizatorów gali, nie zapewniono mu nawet transportu na lotnisko. Często tak miałeś?
Przeważnie mogę liczyć na miejscu na pomoc mojego promotora, to on wszystko załatwia. Tak było w Kanadzie, którą akurat wspominam bardzo miło. Boksowaliśmy pod Montrealem z Łukaszem Janikiem (młodszym - przyp. HK) i było elegancko. Gala odbyła się w hotelu Holiday. Nocleg mieliśmy więc zapewniony (śmiech). Najgorzej wspominam Anglię. Trener akurat nie mógł z nami lecieć. Na miejscu mną i kumplem zajął się jeden z miejscowych. Straszny człowiek. Jestem przekonany, że znaczną część pieniędzy, jakie otrzymał na opiekę nad nami, schował do kieszeni. Wszystko zrobione było po kosztach. W Anglii oficjalne ważenie odbywa się zwykle w dzień walki, tak było i w tamtym przypadku. Rano zjedliśmy śniadanie. Jest szesnasta, a my od ósmej nie mieliśmy niczego w ustach. "Kiedy mamy jeść? Kiedy walka?" - dopytywaliśmy, a on nic. Po którejś kolejnej próbie wymuszenia informacji, wziął nas do jakiejś przydrożnej budy na kawę i hamburgera. "Lepsze to, niż w ogóle nie jeść. Na ring pewnie wyjdziemy za jakieś trzy godziny" - stwierdziłem. Zajadamy się w najlepsze, aż nagle przychodzi do nas jakiś gość i mówi mi, że za pół godziny boksuję. "Czemu nie masz jeszcze bandaży?!" - krzyczy zdenerwowany. Przełknąłem hamburgera i udałem się do szatni. Właściwie to nie była szatnia, tylko jakiś składzik na miotły. Bez szans na rozgrzewkę, brzuch ciężki. Masakra. Ale dobra, wychodzę z "szatni" i idę wprost do ringu. "Dashing through the snow. In a one horse open sleigh" - irytujący dźwięk sączy się z głośników. Coś jest nie tak, nie mogę uwierzyć w to, co słyszę. Puścili mi na wejście "Jingle Bells", bo akurat był okres świąteczny. (śmiech) Widzowie drą się, wyzywają mnie. Zamęczony psychicznie, z ciężkim żołądkiem, już w drugiej rundzie zaliczyłem dechy. Kompletnie nie potrafiłem odnaleźć się w ringu.

Boks zapewnia Ci utrzymanie? Musisz wyżywić żonę i córeczkę. 
Tak. Oczywiście, jeden utrzyma się za dwa tysiące, drugi nie utrzyma się za pięć, ale daję radę. Wiesz dlaczego zrezygnowałem z pracy mechanika? Pracowałem po 8-10 godzin 6 dni w tygodniu, w dodatku dorabiałem w dyskotece jako ochroniarz, i było ciężko z pieniędzmi. Gdy zacząłem otrzymywać więcej propozycji walk, rzuciłem obie te roboty. "Nie ma sensu tyrać, skoro tak mało płacą" - uznałem. No i boksuję. Nie jest źle, ale wiem, że i tu kokosów nie zarobię. Takie boksowanie jak teraz, nie sprawi, że odłożę na emeryturę. Muszę myśleć o przyszłości, dlatego liczę na kolejne walki, większe. Nie boję się. Wyjdę z każdym.

Pełna rozmowa z Bartłomiejem Grafką na Sporteuro.pl >> 

Add a comment

Zapraszamy do wysłuchania wywiadu z Krzysztofem Koselą (4-0, 3 KO), który w Wieliczce w pierwszej rundzie znokautował Henadziego Daniluka (17-11, 14 KO).

Add a comment

Łukasz Różański (1-0, 1 KO) udanie zadebiutował na zawodowych ringach, nokautując w pierwszej rundzie Mateusza Zielińskiego (2-4, 2 KO) na gali Underground Boxing Show w Wieliczce.

Pięściarz z Rzeszowa szybko narzucił przeciwnikowi swój styl walki i ruszył do przodu, polując na mocne ciosy z prawej ręki. Po kilku mniej udanych próbach, Różański w końcu przymierzył dokładnie, a Zieliński padł na deski i został wyliczony do dziesięciu. Kolejny pojedynek Rożański ma stoczyć pod koniec listopada.

Szybkie zwycięstwo zanotował także boksujący w kategorii ciężkiej Krzysztof Kosela (4-0, 3 KO), który znokautował w pierwszej rundzie Henadziego Daniluka (17-11, 14 KO) po celnym prawym podbródkowym.

Add a comment

Mistrz świata IBF wagi półśredniej Kell Brook (35-0, 24 KO) doznał kontuzji żeber i wycofał się z planowanej na 24 października walki z Diego Chavesem (23-2-1, 19 KO).

Pojedynek miał być główną atrakcją gali w Sheffield, która pomimo kontuzji Brooka odbędzie się zgodnie z planem. Walka Brytyjczyka z Argentyńczykiem nie została definitywnie odwołana.

W przyszłym tygodniu promujący Brooka Eddie Hearn ma ogłosić nowy termin pojedynku. Anglik posiada pas International Boxing Federation od sierpnia ubiegłego roku.

Add a comment

- Większość walk wygrywałem przed czasem, może uda się w ten sposób rozstrzygnąć też pojedynek z Mateuszem Zielińskim - powiedział 29-letni Łukasz Różański (Konspol Babilon Promotion), który mierzy 184 cm i waży ok. 106 kilogramów. W sobotę zadebiutuje w gronie zawodowców na gali Underground Boxing Show w Wieliczce.

Gdzie i kiedy zaczęła się przygoda z boksem Łukasza Różańskiego, nowego zawodnika w teamie Tomasza Babilońskiego?
Łukasz Różański: Pochodzę spod rzeszowskiej miejscowości Czarna Sędziszowska. Początkowo chciałem trenować karate w pobliskim Sędziszowie Małopolskim, ale nie miałem jak dojeżdżać na treningi. Wychowałem się w wielodzietnej rodzinie, jestem najmłodszym z ośmiorga rodzeństwa. Dlatego wieszałem worek w domu i w ten sposób trenowałem. Dopiero po jakimś czasie udało mi się dostać do klubu Wisłok Rzeszów, a potem do Stali Rzeszów.

Część kibiców może pana pamiętać jeszcze z czasów amatorskich.
Najbardziej pamiętne były dwie walki z Krzyśkiem Głowackim, dziś mistrzem świata WBO w wadze junior ciężkiej. Najpierw spotkaliśmy się w finale młodzieżowych mistrzostw Polski w wadze superciężkiej. Wtedy byłem jeszcze kompletnie zielony, jeśli chodzi o boksowanie z mańkutem i przegrałem przed czasem. W kolejnym roku ja postanowiłem zbić wagę do ciężkiej, aby uniknąć Krzyśka. Tymczasem on zrobił to samo i... spotkaliśmy się w półfinale ciężkiej. Wtedy przegrałem z nim na punkty. Wcześniej zdobyłem m.in. Puchar Polski juniorów w 2004 roku.

Najważniejsze sukcesy wśród seniorów?
Dwa razy zdobyłem Złotą Rękawicę w Krakowie pokonując m.in. rywali z Ukrainy i Michała Jabłońskiego. Pojechałem na prestiżowy turniej do Francji, gdzie wygrałem przed czasem z Irlandczykiem, potem drugi rywal też nie dotrwał do końca, a w finale dopiero przegrałem z zawodnikiem gospodarzy. W ogóle sporo walk już wygrałem przed czasem. Na pewno siła ciosu to jedna z moich mocnych stron.

Ale czasem nadmierna siła sprawia kłopoty...
Tak było w jednej z walk z Michałem Jabłońskim, kiedy już w pierwszej rundzie złamałem rękę. Mimo to, boksowałem do końca i zwyciężyłem. Potem miałem ok. 10 miesięcy przerwy. Zresztą tych przerw w mojej karierze było więcej, a najdłuższa trwała aż 4 lata.

Czym był spowodowany tak długi rozbrat z boksem?
Trenowałem w Warszawie z Fiodorem Łapinem i liczyłem na podpisaniu kontraktu z grupą Andrzeja Wasilewskiego. Niestety doznałem kontuzji i nic z tego nie wyszło. Trochę się zniechęciłem i zrobiłem sobie długą przerwę. Skończyłem studia - kierunek wychowanie fizyczne na Uniwersytecie Rzeszowskim, a potem dodatkowo BHP na Politechnice. Obecnie prowadzę zajęcia ze sportów walki ze studentami, ale ciągnęło wilka do lasu...

Jak wyglądały przygotowania do zawodowego debiutu?
Przede wszystkim w dość krótkim czasie poprzez mocne treningi udało mi się zrzucić ok. 10 kg. Jestem szybszy i sprawniejszy niż jeszcze miesiąc temu. Jak widzę po sobie ma to przełożenie na zachowanie w ringu. Dużą motywacją dla mnie były sparingi z Przemkiem Saletą przed jego walką z Tomkiem Adamkiem. Doświadczenie i precyzja były po jego stronie, ale na pewno moim atutem szybkość. Na pewno nie miałem wcześniej tak wymagających sparingów.

Można spodziewać się debiutu z nokautem?
Nie wiem, nie chcę niczego obiecywać, nie nastawiam się na szybką wygraną, chociaż mój rywal Mateusz Zieliński (2-4) wszystkie swoje porażki poniósł przed czasem. Jak wyjdzie, to będzie jeszcze bardziej wymarzony debiut. Cieszę się, że dostaję szansę i będę miał boksować w takim miejscu jak Kopalnia Soli w Wieliczce. Jednym z moich sponsorów jest Grupa Elmat Fibrain i mam nadzieję, że po dobrym występie dołączą kolejne firmy. Stać mnie na dobre walki w gronie zawodowców.

Add a comment

Tomasz Babiloński zdradził Polskiej Agencji Prasowej, że myśli nad organizacją gali bokserskiej na Kasprowym Wierchu. Jeden z właścicieli grupy Konspol Babilon Promotion chciałby włączyć górską imprezę do bokserskiego kalendarza już w przyszłym roku.

- Przeprowadziłem pierwsze rozmowy, z których wynika, że technicznie jest możliwość organizacji gali bokserskiej na tym szczycie w Tatrach Zachodnich, na wysokości dwóch tysięcy metrów. Nie wiem, czy uda się zrealizować zadanie już w 2016 roku, ale na pewno łatwo się nie poddam - powiedział PAP Babiloński, który współpromuje m.in. Krzysztofa Głowackiego i Krzysztofa Zimnocha.

Babiloński, który lubi organizować gale bokserskie w nietypowych miejscach, jest pomysłodawcą m.in. cyklicznie odbywających się pięściarskich imprez w Kopalni Soli w Wieliczce oraz Amfiteatrze w Międzyzdrojach.

Add a comment